Forum dla wszystkich fascynatów pióra
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Rejestracja Zaloguj

Blizny [R][+13][T]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 9:10, 09 Lut 2012 
Temat postu:

Twoja postać już jest! -.-
W rozdziale dziewiątym. :>
Dzięki za komentarz. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 21:39, 12 Lut 2012 
Temat postu:

Dodaję pierwszą z dwóch części rozdziału 11. Wink


Rozdział 11.


Matt stał w drzwiach drewnianej chatki, która miała być jego nowym domem. Czarne drzwi symbolizowały jego czarną Bliznę. Justine powiedział mu, że drzwi w obozie mają duże znaczenie. Niebieskie drzwi mieli obozowicze z niebieskimi Bliznami, czerwone z czerwonymi i tak dalej.
Wszedł dalej. Domek był dwu izbowy. Pierwsze, większe pomieszczenie zajmowały dwie szafy, łóżko, kilka półek i stół. Druga izba była czymś na kształt kuchni połączonej z jadalnią. Na dobrą sprawę, Mattowi nie było nic więcej do szczęścia potrzebne. Mały, ale praktyczny domek jak najbardziej mu odpowiadał.
Rzucił swój skromny dobytek (szczoteczka do zębów, odtwarzacz mp3, dwa cukierki malinowe i zgniecioną kanapkę) na łóżko po czym wyszedł na dwór. Umówił się z Justine, żeby razem poszli na kolację. Miała mu pokazać gdzie jest stołówka i udzielić rad dotyczący przepychania się w kolejce i z kim z Obozu nie należy zadzierać.
- Gdzie jest James? – spytał Matt, kiedy dochodzili do podłużnego, szarego budynku. – Nie widziałem go odkąd przyjechaliśmy…
- On… załatwia pewne sprawy. – Justine stłumiła chichot.
- Nie chcesz – warknął Matt. – to nie mów!
Ta dziewczyna doprowadzał go czasami do szału. Zrobił nadąsaną minę w chwili, kiedy weszli do budynku. Naprzeciwko nich ciągnął się długi rząd stołów, który ciągnął się aż do przeciwległej ściany. Po prawej stronie stała wielka kolejka, a po lewej stało kilka osobnych stołów. Matt domyślił się, że zasiadają tam ważniejsze osoby z Obozu. Takie jak Stary Żółw, albo ten nadęty pawian Lucan.
Przepchnęli się z Justine do kolejki i stanęli na samym końcu długiego łańcucha ludzi.
- Nie wyglądamy jak ostatnie ofiary? – spytał Matt. – Wiesz, jak stoimy tak na końcu…
- To tylko tak na chwilę – odparła. – Muszę się rozeznać kto stoi przed nami i czy warto się próbować wepchać na przód.
Pokiwał głową, chociaż nic nie rozumiał.
Po chwili Justine pociągnęła go za rękę, widocznie uznając, że „warto próbować się wepchnąć” i poszli na sam przód. Wpuścił ich jakiś chudy jak patyk chłopak o imieniu Sam. Wyglądał na porządnego gościa.
Matt wziął dwa cheeseburgery, frytki i nalał sobie soku pomarańczowego. Zazwyczaj na kolację jadł kanapki, więc pozwolił sobie „zaszaleć”.
Justine natomiast nałożyła sobie na talerz bardziej zdrowe jedzenie – sałatkę grecką i dwie kanapki z pomidorem. Usiedli na samym końcu długiego stołu. Matt od razu rzucił się na posiłek, a Justine posłała mu krytyczne spojrzenie.
- Nie mógłbyś się zdrowiej odżywiać? – spytała z naganą.
- Czemu? – spytał Matt między kęsami. – Co jest złego w cheeseburgerze?
- To, że jest niezdrowy.
- Mówisz jak moja mama – zaśmiał się.
- Rób, co chcesz – odparła beznamiętnie. – Żebyś potem mi nie kwiczał, że jesteś gruby. Bo będziesz.
- Ta, ta, ta – odparł chłopak przełykając. – Zajmij się lepiej jedzeniem.
Po kolacji poszli w stronę Wielkiego Domu, ponieważ Calthaniel chciał się widzieć z Mattem. Chłopak bał się trochę, że coś przeskrobał, ale Justine zapewniła go, że nic takiego nie miało miejsca i, że Stary Żółw chce wykonać coś na kształt rytuału. Oczywiście nie zdradziła nic więcej, doprowadzając tym samym Matta do szału. Po raz kolejny tego dnia zresztą.

Justine zapukała do drzwi Wielkiego Domu, a następnie je otworzyła. Stary Żółw siedział na bujanym fotelu z paczką żelków w ręce i oglądał MTV. Kiedy zobaczył, że przyszli goście, wstał i wyłączył telewizor. Podszedł i uścisnął dłoń Justine, a później Mattowi. Chłopak znowu bał się, że ręka staruszka rozsypie się i będą zmuszeni pozamiatać ją z podłogi.
Nic takiego się jednak nie stało. Calthaniel uśmiechnął się do swoich gości, po czym zaprosił ich ruchem ręki, żeby weszli dalej.
- Matt, chłopacze – odezwał się. – Zawsze z nowymi obozowiczami gram w pewną starożytną, piękną grę. W twoim przypadku nie będzie wyjątku.
- Jasne. Co to za gra?
- Och, dowiesz się w swoim czasie. Ta gra pozwala wyćwiczyć refleks oraz szybkość reakcji.
- Świetnie. Kiedy gramy?
- Teraz – odparł staruszek. – Chodźmy!
Przeszli do sąsiedniego pokoju, którego większą część zajmował stół do ping-ponga.
- Ping-pong! – oznajmił triumfalnie Calthaniel. – Umiesz grać?
- Ping-pong? – zdziwił się Matt. Jego wyobrażenia o „starożytnej, pięknej grze” malowały się inaczej. – Oczywiście, że umiem.
- Więc dlaczego masz taką nietęgą minę?
- Nie wiedziałem, że ping-pong jest taki starożytny – wyjaśnił Matt.
- Jest bardziej starożytny niż ci się zdaje – odparł Calthaniel. – Już w czasach Imperium Rzymskiego ludzie grali w tę grę.
- To czemu jest tak popularna w Chinach, a nie we Włoszech?
- Ponieważ po upadku Imperium Rzymskiego gra ta rozprzestrzeniła się po całym świecie, a Chińczykom najbardziej przypadła do gustu.
- Dlaczego?
- Skąd mam wiedzieć?
Matt chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył.
- Nie traćmy więcej czas na gadanie! – zawołał Stary Żółw. – Gramy!
Otworzył drzwiczki, które znajdowały się z tyłu sali i wyjął z nich czerwone pudło, w którym było mnóstwo paletek, piłeczek i… cukierków.
Gra się rozpoczęła i Matt od razu stracił pierwszy punkt. Potem następny i jeszcze kilka. Calthaniel poruszał się ze zwinnością kota. Jego paletka młóciła piłeczkę z ogromną siłą i szybkością. Chłopak rozpoczął rozpaczliwą obronę, ale na nic.
Wreszcie, kiedy przyszła pora, żeby on zaserwował, zdobył jeden punkt. Nie był tylko pewien, czy Stary Żółw dał mu go zdobyć, czy też rozsypał się jeden z jego palców i stracił na chwilę koncentrację.
Pojedynek skończył się wynikiem jedenaście do jednego dla Calthaniela.
- Nieźle ci poszło – stwierdził Stary Żółw odkładając paletkę.
- Nie żartuj sobie! – jęknął Matt siadając na krześle i wycierając wierzchem dłoni pot z czoła.
- Zazwyczaj wygrywam do zera – odparł Calthaniel. – Zdobyłeś jeden punkt i to ci się chwali.
Matt wrzucił paletkę do pudła i spojrzał na staruszka.
- Nie sądziłem, że ktoś w twoim wieku może być tak szybki i mieć taki refleks!
- Nie jestem aż taki stary! – obruszył się Stary Żółw. – Jak myślisz ile mam lat?
- Siedemdziesiąt… trzy? – spytał niepewnie Matt.
- Miło mi, ale mam sto dziewiętnaście – odrzekł z uśmiechem Calthaniel.
Matt wybałuszył oczy. Ten mężczyzna w żadnym wypadku nie wyglądał na sto dziewiętnaście lat. Osoby powyżej setki zawsze kojarzyły mu się z siedzącymi całymi dniami w fotelach, pomarszczonymi ludźmi. A Calthaniel wręcz tryskał energią.
- Chcecie zagrać ze sobą? – spytał Stary Żółw patrząc to na Matta to na Justine.
- Jasne – odparła dziewczyna. – Zniszczę go.
- Akurat – obruszył się. – Nie masz szans. Tak się składa, że zdobyłem jeden punkt z Calthanielem, a ty ile?
- Też jeden. – Justine wydęła usta.
- Więc macie podobne umiejętności – odezwał się Calthaniel wyczuwając zapowiadającą się kłótnię. – Czyli będziemy świadkami ciekawego pojedynku.
Matt wyjął z pudła dwie paletki i rzucił jedną w stronę Justine. Złapała ją z łatwością i kilka razy nią machnęła.
- Dawno nie grałam.
- Już zaczynasz usprawiedliwiać swoją porażkę? – spytał z przekąsem Matt. – boje wiemy, że wygram.
- Marzenia – rzuciła Justine i zaserwowała. Matt z łatwością odbił piłeczkę, która trafiła w sam róg stołu.
- Jeden zero – krzyknął. – To początek twojego końca!
Dziewczyna nie odezwała się, tylko podniosła toczącą się po ziemi piłeczkę i znowu zaserwowała. Tym razem Matt miał kłopoty odbiciem. Udało mu się jednak, ale Justine uderzyła po raz kolejny i zdobyła punkt.
- Ha! Nie jesteś taki dobry, jak ci się zdawało!
Pojedynek był bardzo wyrównany. Wymieniali się ciosami na zmianę, aż w końcu Matt wykorzystał błąd dziewczyny i zdobył zwycięski punkt.
- Wygrałem! – wrzasnął i dał się ponieść obłąkanemu tańcu zwycięstwa dookoła stołu. Wymachiwał paletką na wszystkie strony, a Justine patrzyła na niego pobłażliwie.
- Skoro od początku wiedziałeś, że wygrasz to czemu się teraz tak cieszysz? – spytała.
- Wygrana, to zawsze wygrana – wyjaśnił wrzucając paletkę do pudła.
Calthaniel wstał i podał Mattowi rękę.
- Gratulację – powiedział.
- No… dzięki – speszył się chłopak.
- Jeśli pozwolicie – rzekł staruszek. – to wrócę do oglądania telewizji i opychania się żelkami.
Matt i Justine spojrzeli po sobie.
- Nie ma sprawy – odpowiedzieli razem i udali się do wyjścia odprowadzeni przez odgłosy mlaskania Starego Żółwia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Pon 12:10, 13 Lut 2012 
Temat postu:

Thomas *.*
Powiem, że jak zwykle jest świetnie! Wyrabiasz sobie styl- nutka humoru, co nieco tajemniczości... potrafisz zaciekawić czytelnika. Nie wiem co sądzą inni- niech myślą co chcą. Ja uważam, że Blizny są świetne!
Aha, jeśli piszesz w wordzie to daj sb funkcję sprawdź pisownię, bo literówki czasem są denerwujące. No i jeśli ta część rozdziału w całości była poświęcona Mattowi, to w następnym oczekuję rozwinięcia Patrickowego wątku! Wink
Polubiłam Cathaniela- gościu jest niesamowity. Ponad setkę stuknął, a taki jurny... Very Happy
Słowem zakończenia- szybko wstaw tu kolejny rozdział. Yap czeka. Nie zawiedź jej... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 18:32, 13 Lut 2012 
Temat postu:

Dzięki Yap. Druga część rozdziału będzie po części dotyczyła Patricka. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Pon 20:10, 13 Lut 2012 
Temat postu:

Thomas! Ostatnio przechodzisz samego siebie! Smile
Spodziewałam się, że nic mnie już nie zaskoczy. A tu niespodzianka! Stary żółw oglądający MTV i wygrywający w ping-ponga.
Znowu świetna robota. Trzymaj tak dalej! Chcę już przeczytać o Dianie Smile
Weny życzę.
Nike


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lorlen
kurwy



Dołączył: 15 Sty 2012
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gildia Magów

PostWysłany: Pon 20:11, 13 Lut 2012 
Temat postu:

Heh, dawno nie komentowałem ,,Blizn'' :/. Sporo mnie ominęło, ale jednak nadążyłem.
Po pierwsze : Mało błędów :]. Super Wink.
Po drugie : Biedny Patrick... I dobry to z tym Starym Żółwiem xD.
Po trzecie : Całość genialna. Oby tak dalej Smile. Masz talent, człowieku, dobrze, że go nie marnujesz. ,,Blizny'' są chyba nawet o wiele lepsze od ,,Wyspy...''...
Naprawdę super fragmenty dodajesz. Parę błędów mi się rzucało w oczy, ale nie to się liczy, lecz sens i akcja...
Nie mogę się doczekać kolejnego fragmentu. Szybko go napisz!
P.S. Nie zaniedbuj też swojego Lyar'a ;P.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Goltar
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:54, 14 Lut 2012 
Temat postu:

Super, że rozwinąłeś postać Starego Żółwia - on jest super Wink ! Świetnie opisałeś również mecz ping-ponga (którego uwielbiam, choć gram raczej przeciętnie), a po momencie z MTV i żelkami nie było rady, żebym się nie roześmiał. Czekamy na kolejną część!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 21:13, 14 Lut 2012 
Temat postu:

To świetnie. Lubię jak ludzie śmieją się z tego co napisałem. :>
Dzięki stary. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 8:18, 16 Lut 2012 
Temat postu:

Dodaję drugą część jedenastego rozdziału. Mam nadzieję, że się spodoba.

__________________________


Niski mężczyzna przemierzał po raz kolejny wielką komnatę. Miał na sobie czarny płaszcz, z żółtymi, rzucającymi się w oczy, akcentami. Niemalże widać było trybiki obracające się w jego głowie. Podszedł do wielkiego okna i wyjrzał przez nie na dziedziniec zamkowy. Tam w dole, pośród ciemności siedział ten chłopak z Blizną – Patrick. To on był główną przyczyną zamętu w głowie mężczyzny.
W normalnej sytuacji zabiłby go bez zastanowienia, ale na wolności pozostawał jego brat. A to poważny problem. Zwłaszcza zważywszy na to, że obydwaj mieli czarne Blizny.
Mężczyzna odwrócił się gwałtownie w stronę drzwi. W następnej chwili otworzyły się one z cichym skrzypnięciem i do komnaty wszedł Endo.
- Mistrzu. – Ukłonił się.
- Siadaj – rzekł oschle mężczyzna wskazując na skórzaną kanapę, która zupełnie nie pasowała do tego zamku.
- Tak, Mistrzu.
- Musimy porozmawiać o tym chłopaku – powiedział mężczyzna i poczekał, aż Endo usiądzie. Młody wojownik przerastał go co najmniej o głowę.
- Co z nim? – spytał.
- Zaraz ci wyjaśnię. Gdzie Yala?
Endo wzruszył ramionami.
- Powiedziała, że zaraz przyjdzie.
Mistrz podszedł do szafki w rogu komnaty i otworzył jej szklane drzwiczki, a następnie wyjął z niej dwa połyskujące w świetle lamp kielichy. Postawił je na stoliku obok regału, wyjął z niego butelkę czerwonego wina i nalał do obu kielichów.
- Napijesz się? – spytał, chociaż znał już odpowiedź. Nietaktem byłoby gdyby Endo odmówił.
- Oczywiście – odparł chłopak.
Nagle oczy Mistrza skupiły się na drzwiach.
- Yala idzie – mruknął i wyjął z szafy jeszcze jeden kielich.
Rzeczywiście, za chwilę w drzwiach stanęła młoda wojowniczka.
- Czemu się spóźniłaś? – Ton głosu mężczyzny był zimny jak stal.
Yala wzruszyła ramionami i usiadła obok Endo.
- Miałam kilka spraw do załatwienia.
Mistrz rzucił jej jadowite spojrzenie.
- Czyżby te sprawy były ważniejsze od audiencji u twojego Mistrza? – syknął. W oczach dziewczyny pojawiła się na chwilę wściekłość, ale zaraz się opanowała.
- Nie Mistrzu. Przepraszam.
- No, ja myślę… - odparł mężczyzna podając im kielichy. – Musimy porozmawiać o Patricku.
Yala przewróciła oczami.
- O czym niby mamy mówić? Zabijamy go i tyle – powiedziała. – Jeśli można… to chciała bym to zrobić osobiście.
- Nie tak szybko – odparł Mistrz. – Nie jestem pewien, czy w ogóle go zabijemy.
Dziewczyna wybałuszyła oczy.
- Jak to?! Przecież musimy! Czyżbyś zapomniał o przepowiedni?! Musimy go zabić i to jak najszybciej! On ma czarną Bliznę!
- Zamknij się – syknął Mistrz. – I nie mów mi „na ty”, dobrze?
- Jak sobie życzysz, Mistrzu – odparła z udawaną skruchą. Czasami ten mężczyzna doprowadzał ją do szału. Nic nie mogła jednak na to poradzić.
- Jak wiecie, brat Patricka – Matt, pozostaje na wolności. – Spojrzał dobitnie na jasnowłosego chłopaka. – Trzeba go jakoś złapać, a co bardziej skłoni go do wychylenia nosa z Obozu, jeśli nie wieść o tym, że jego brat żyje?
- To niedorzeczne – mruknęła Yala.
- Może i tak – zgodził się z nią Mistrz. – Ale możemy sprawdzić, czy Patrick ma słabą wolę. Jeśli tak – świetnie. Jest mój.
- A jeśli nie? – spytał Endo.
- Wtedy będziemy się zastanawiać.
W milczeniu sączyli wino, kiedy Mistrz odstawił swój kielich i powiedział, że już ich opuści. Zanim zdążyli odpowiedzieć ruszył w stronę drzwi i najzwyczajniej w świecie przez nie przeniknął.
- Uwielbia się popisywać – mruknęła Yala po czym wstała i również wyszła. Tylko, że ona użyła klamki.
Endo został sam i w ciszy dopijał swoje wino. Czuł ulgę, że Mistrz nie nawiązał do jego misji nie zakończonej sukcesem. Nie lubił, kiedy założyciel Kiroyu był z niego niezadowolony. Za to każda pochwała od niego, napawała Endo taką dumą, jak nic innego.
Pomyślał, że wypadałoby odwiedzić Patricka. W końcu chciał zjednać go sobie. Wiedział, że kiedyś to się opłaci. Może nawet niedługo.
Wstał i wyszedł z komnaty. Podążał korytarzem prosto do jednego z bocznych wyjść. Mijane po drodze kobiety, które służyły w zamku starały się nie patrzeć na niego. Obawiały się go, podobnie jak innych Kiroyu. Nie trudno im się było jednak dziwić.
Otworzył małe drewniane drzwi, założył kaptur i zniknął w mrokach nocy.

Patrick bawił się małym patykiem, który znalazł w rogu celi. Nie było to porywające zajęcie. Zresztą ciężko było takie znaleźć w zamkniętym pomieszczeniu o wymiarach kilku metrów kwadratowych. Trup oparty o ścianę naprzeciwko chłopaka śmierdział coraz bardziej, ale przynajmniej już się nie uśmiechał. Mimo wszystko Patrick wolał na niego nie patrzeć.
Wstał, żeby rozprostować nogi. Mięśnie mu już trochę zastygły od ciągłego siedzenia. Zrobił kilka niepewnych kroków i spojrzał na martwego człowieka, żeby sprawdzić, czy będzie wodził za nim wzrokiem (tak jak w filmach, które często oglądał). Nic takiego się jednak nie wydarzyło, ale Patrick dokonał dużo większego odkrycia.
Za plecami trupa niewątpliwie coś było. Kamienna ściana ustępowała czemuś… jakby drewnu?
Zbliżył się ostrożnie do leżącego mężczyzny, żeby się lepiej przyjrzeć. Tak, tam na pewno coś było. Tylko co? Nie mógł tego sprawdzić, bez wcześniejszego przesunięcia zwłok. Nie był pewny, czy dowiedzenie się, co jest za martwym mężczyzną jest warte jego dotknięcia.
W końcu zadecydował, że musi to sprawdzić. W przeciwnym razie będzie siedział tu do końca swojego życia (czyli pewnie niezbyt długo) ze zżerającą go ciekawością. Podszedł ostrożnie do trupa i spojrzał na jego bladą twarz. Była poznaczona siniakami i bliznami (tak, bliznami, nie Bliznami). Na ustach miał zaschniętą krew, a oczy wywrócone białkami do góry nie poprawiały ogólnego wrażenia.
Z zaciśniętymi zębami złapał truposza za ramię i przesunął nieznacznie, ale na tyle, żeby widzieć, co jest za jego plecami. Spojrzał i serce zabiło mu szybciej. Przed jego oczyma znajdowały się drzwiczki! Małe, drewniane drzwiczki. Były wielkości tablicy do rzutek, a więc Patrick mógłby się przez nie przecisnąć. Oczywiście, gdyby były otwarte.
Zamarł, kiedy do jego uszu dobiegł odgłos kroków na schodach. Czym prędzej zakrył drzwiczki ciałem umarlaka i usiadł po drugiej stronie komnaty w chwili, kiedy drzwi celi się otworzyły.
Endo wszedł do środka i zsunął z głowy kaptur.
- Piękna noc – oznajmił. – Co słychać?
Patrick spojrzał na niego spode łba.
- Jakoś leci – odparł. – Ale leciało by lepiej, gdybym nie musiał tu siedzieć.
Młody wojownik zaśmiał się sztucznie.
- Niestety nie mogę cię wypuścić, choć bardzo bym chciał.
- Akurat.
- Naprawdę. Mogę coś dla ciebie zrobić?
Jeszcze piętnaście minut temu Patrick poprosiłby o wyniesienie tych śmierdzących zwłok, ale teraz Endo wynosząc je odkryłby drzwiczki w ścianie. Chociaż może o nich wiedział, tylko po prostu zapomniał, że tu są. Wątpliwe było jednak, żeby wrzucili go do celi z ukrytym wyjściem, jeśli by o nim wiedzieli.
- Nie – odparł. – Niczego nie potrzebuję.
Endo wzruszył ramionami.
- Skoro tak mówisz – powiedział, a jego wzrok powędrował w stronę trupa. – Ale chyba zabiorę tego koleżkę, żeby ci tak nie śmierdział.
- Nie – wypalił Patrick ku zdziwieniu Endo. – Z nim… nie czuję się taki samotny.
Jasnowłosy wojownik skomentował to jedynie uniesieniem brwi.
- Dobra – rzekł. – To ja już sobie pójdę. Staram się wywalczyć ci szybką i bezbolesną śmierć, ale nie wiem czy mi się uda. Wiesz jaka jest Yala… Straszna jędza.
Po tych słowach wyszedł i zamkną za sobą drzwi na klucz. Patrick przysłuchiwał się przez chwilę jego oddalającym się krokom. Kiedy upewnił się, że Kiroyu odszedł, wstał i rozpoczął oględziny tajemniczych drzwiczek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Czw 16:14, 16 Lut 2012 
Temat postu:

Thomas, jak zwykle świetnie. Już nawet nie mam pomysłów na oryginalny komentarz. Bardzo ciekawi mnie, dokąd prowadzą te drzwiczki. Pisz dalej! Ciągle czekam na następną część. Tak już mają fani Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Czw 21:38, 16 Lut 2012 
Temat postu:

Ja też już nie mam pomysłu na komentarz. Ale jak to Yap- powychwalam sobie "Blizny" długo i nudno Smile .
Więc tak:
Wątek Patrickowy jest G E N I A L N Y ! ! !
Dziękuję za rozdział poświęcony wyłącznie jemu (w sensie Patrickowi) <3
Podobają mi się tajemnicze drzwi (i znowu to robisz! Ja piszę 19 rozdział Błękitnej z tajemnymi drzwiami, a Ty piszesz jedenasty Blizn z tajemnymi drzwiami. Ehh... Wink ).
No i Endo wydaje się być równym gościem pomimo tego, że należy do Kiroyu. Ten facet wzbudził we mnie pozytywne emocje. Świetnie opisujesz trupka. Znowu się skrzywiłam i krzyknęłam: Łeeee! Wink
Nie wiem już co napisać, żeby podkreślić, jak bardzo mi się podoba.
Jestem ogromną fanką "Blizn". Czekam jak najszybciej na kolejny ich rozdział.
PS. Zamierzam je dać komuś do przeczytania. Potem wstawię Ci opinię tego kogoś. Na bank będzie pozytywna. Póki co nie zdradzę kto to będzie Smile .

Pisz! Yap czeka *.*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 23:18, 16 Lut 2012 
Temat postu:

Dzięki Wam. Trzeba jeszcze namówić Cat, żeby przeczytała. ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 20:55, 22 Lut 2012 
Temat postu:

A więc tak. Dodaję, tak jak obiecałem Nike, fragment, w którym pojawi się Nike! :]
A więc zapraszam do lektury.
Jakby coś, Diana - Nike.


Rozdział 12.

Matt obudził się i nie bardzo wiedział, gdzie jest. Dopiero po chwili przypomniał sobie ucieczkę przed Kiroyu, rozstanie z bratem, Obóz… Przetarł dłońmi oczy i zrzucił kołdrę. Która mogła być godzina? Dziesiąta?
Jego rozmyślania przerwał budzik, który przypomniał mu, że nastawił go wczoraj na ósmą. Justine powiedziała, że jeśli wstanie wcześniej, to na śniadaniu zostanie jeszcze trochę naleśników, które tak zachwalała.
Poczłapał do łazienki, przemył i twarz zimną. Oczywiście nie zrobił sobie trudu używając szczoteczki do zębów, bo po co? Mył zęby wczoraj wieczorem.
Włożył czystą koszulę (pachniała nienajgorzej) i nowe, białe adidasy. Przejrzał się w lustrze i z czystym sumieniem stwierdził, że wygląda całkiem nieźle.
Przed wyjściem spojrzał na wnętrze swojego domku. Tym razem nie mógł stwierdzić, że „wygląda całkiem nieźle”. Urzędował tu tylko jeden dzień, zresztą nie cały, a już teraz ciężko było dostrzec podłogę spod sterty porozrzucanych koszul, poduszek i spodni. Kiedy mieszkali w małym pokoiku, w domu matki, wtedy Patrick zawsze dbał o porządek. Teraz na pierwszy rzut oka widać było brak ręki starszego z braci.
Matt wzruszył ramionami i wyszedł na zewnątrz.
Poranek był piękny. Słońce mocno świeciło w plecy, kiedy szedł w stronę stołówki, ale nie było bardzo gorąco. Lekki wiaterek smagał jego skórę, dzięki czemu nie odczuwał upału.
Tuż przed wejściem do stołówki spotkał Jamesa. Szesnastolatek stał przed drzwiami i rozmawiał z jakimś niskim chłopakiem.
- Siema – odezwał się Matt, kiedy podszedł dostatecznie blisko.
- Ach! To ty… - rzekł James, po czym spojrzał na stojącego obok chłopaka. – Equi, to jest Matt.
- Miło mi – odezwał się chłopak o imieniu Equi i podał Mattowi rękę. – Ty pewnie jesteś Matt…
- Tak. Skąd wiesz?
Equi wsadził sobie palec do nosa w głębokiej zadumie.
- Wszyscy o tobie gadają – powiedział kończąc oględziny jamy nosowej. Po chwili podniósł do góry palec (tak, ten sam, którym przeszukiwał nos) jakby przyszło mu coś do głowy. – Dzisiaj jest pojedynek! – oznajmił triumfalnie.
- Czyj? – ożywił się James.
- Co to jest pojedynek? – spytał Matt.
Equi spojrzał na niego dziwnie.
- Nie wiesz? Pojedynek to uznawany za honorowy, choć często krwawy, sposób rozwiązywania konfliktów. Zazwyczaj toczony jest…
- Wiem co to pojedynek! – warknął Matt. – Pytam, co w Obozie znaczy pojedynek. Bo u was wszystko jest inne. Blizna, to nie jest zwykłe znamię po ranie, stare żółwie grają w ping-ponga…
- Co? – zdziwił się James.
- W Obozie na pojedynek wyzwać może dowolnego obozowicza, dowolny obozowicz – wyjaśnił Equi. - Wtedy walczą na takiej małej arenie. Nie jest to jednak pojedynek na śmierć i życie… Niestety.
- Kto z kim walczy? – spytał James.
- Nasher będzie walczył z Zathem – wyjaśnił szybko chłopak. – Dzisiaj, jakieś pół godziny temu, Nasher potrącił szklankę z mlekiem, które wylało się na Zatha. Cały czas wszyscy zastanawiają się, czy zrobił to niechcący, czy specjalnie. No i Zath się wściekł. Twierdzi, że Nasher zrobił to specjalnie, ponieważ chciał go upokorzyć. Nawet jeśli tak, to dobrze by zrobił. Zath to głupek.
- O której ten pojedynek? – spytał tym razem Matt.
- Dziewiętnasta, arena wschodnia – wyjaśnił Equi. – Na mnie już czas.
I oddalił się skocznym krokiem.
- Dziwny – podsumował Matt.
- Jest w porządku, jak się go lepiej pozna. Ale bywa wkurzający.
- I dłubie w nosie. – chłopak wypowiedział to z taką odrazą, że James wybuchnął śmiechem.
- Chodźmy do środka – zaproponował.
W stołówce nie było dużo osób. Nie więcej niż tuzin. Matt nigdy nie zastanawiał się, ile jest obozowiczów, ale szacował, że na pewno kilkaset.
Nie czekali w kolejce, ponieważ zwyczajnie jej nie było. James nałożył sobie kilka naleśników i wziął słoik dżemu truskawkowego. Młodszy chłopak poszedł za jego przykładem, ale stwierdził, że skoro szesnastolatek wziął dżem, to on nie ma sensu, żeby on też brał. Jednak, kiedy zobaczył tony słodkiego musu, które rozsmarował James na jednym naleśniku, poczłapał niechętnie po dodatkowy słoik.
Kiedy już opychali się tłustymi plackami Matt zauważył, że jego przyjaciel zachowuje się nieco dziwnie. Wyglądał trochę jakby… próbował schować się za naleśnikiem.
- Co ty robisz? – zaśmiał się.
- Nic – odparł tamten, ale nie przestał zasłaniać sobie twarzy okrągłym plackiem.
Matt jadł więc dalej, ale zaobserwował, że James co jakiś czas zerka w kierunku jednego ze stolików. Powędrował wzrokiem w kierunku miejsca, które tak bardzo chłopaka absorbowało. Siedziała tam dziewczyna o włosach w kolorze ciemny blond.
- Kto to? – spytał unosząc do góry jedną brew.
- Że niby kto? – udał zaskoczonego James.
- Tamta dziewczyna.
- Jaka?
- Ta co siedzi dokładnie przed tobą! Ślepy jesteś?
- Aaa – westchnął chłopak. – To Diana Funnier.
W chwili, kiedy James wypowiedział to imię, dziewczyna wstała i ruszyła w ich stronę. Matt wątpił, że usłyszała iż o niej rozmawiają. Był to zwyczajny zbieg okoliczności. Faktem, było jednak to, że jego przyjaciel skulił się jeszcze bardziej za swoim naleśnikiem.
- Hej James! – Przywitała się dziewczyna i przysunęła sobie krzesło. – Mogę się dosiąść?
- My właśnie… - zaczął szesnastolatek.
- Jasne. – Wyręczył go Matt. – Właśnie o tobie rozmawialiśmy.
James zaczął gwałtownie kręcić głową.
- Tak? – zaciekawiła się dziewczyna zwana Dianą, po czym spojrzała na Matta. – Ty pewnie jesteś ten nowy…
- Zdaje się, że tak – odparł. – Matt.
- Jestem Diana - przedstawiła się dziewczyna.
- Wiem. James mi powiedział.
- Naprawdę? – Wzrok dziewczyny przeszedł z powrotem na szesnastolatka, który teraz cały czas zasłaniał twarz naleśnikiem.
- No tak – odparł ważąc każde słowo. – Spytał mnie jak masz na imię to mu powiedziałem.
- Aha.
- Idziesz… no, ten… na koncert? – spytał James.
- Chyba na pojedynek – podpowiedział mu szeptem Matt.
- Idziesz na… na pojedynek? – poprawił się James.
- A tak. – Diana podrapała się po głowie. – Słyszałam. Zath wyzwał Nashera. Moim zdaniem po walce nic z niego nie zostanie…
- Z kogo? – spytał Matt. – Z tego całego Nashera?
- Nie. – Dziewczyna spojrzał na niego, jakby powiedział coś głupiego. – Z Zatha. Głupi był, że wyzwał Nashera.
- A m-może poszlibyśmy tam… no wiesz… razem? – Zwrócił się James do Diany.
- Czemu nie? – Uśmiechnęła się. – Mam nadzieję, że Matt też pójdzie… Naprawdę warto zobaczyć ten pojedynek.
- Jasne – odparł chłopak przeżuwając naleśnika. – Pojawię się. Tylko jak mi ktoś powie, gdzie to jest.
- W takim razie, może spotkamy się za piętnaście dziewiętnasta przed domkiem Matta? – zaproponowała Diana.
- Jasne! – odparł trochę za szybko James. – To do zobaczenia. – Wepchnął sobie do ust wielki kawałek naleśnika i wyszedł ze stołówki.
- Co mu jest? – spytał Matt.
- Nie wiem. – Diana pokręciła głową, po czym wstała i wsunęła krzesło. – Miło było cię poznać Matt. Ja lecę pobiegać. Na razie!
I wybiegła ze stołówki zanim chłopak zdążył odpowiedzieć. Został więc sam na sam ze swoimi naleśnikami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Thomas dnia Śro 20:55, 22 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Śro 21:16, 22 Lut 2012 
Temat postu:

UAU.
Nike ma świetną postać! Ahh, a James... czyżby się w niej zabujał? Noo, Thomas! Rozwijasz się ^^
Jak zwykle przecudnie. Equi mnie rozwalił. I to dłubanie w nosie... Do złudzenia przypomina mi jednego kolegę z klasy xD
No, mało błędów. Trochę literówek, jeden przecinek nie tam gdzie trzrba. Ale to wcale nie przeszkadza jeśli fabuła jest taka za***ista. Sorcia za słowo... xD
Yap jest zachwycona. Fajnie mi poprawiłeś humor xD
Całuski! Czekam na kolejny part!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 21:19, 22 Lut 2012 
Temat postu:

Dzięki Yap. Ciekawe czy Nike się spodoba. :]
A imię Equi wymyśliłem w ten sposób, że niechcący oparłem się na klawiaturze i tak się napisało. Z tym, że napisało się "Equi9". :>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Pią 12:17, 24 Lut 2012 
Temat postu:

(...)przemył i twarz zimną(...)
Coś ci się musiała klawiatura zeźlić. I przemył twarz zimną wodą.
(...)to on nie ma sensu, żeby on też brał.(...)
Wykasuj pierwsze on. Zeźliła się ta klawiatura, nie ma co.
Przecinków nie wypisuję, nie liczcie! Very Happy

No więc tak: fabuła świetna. Diana jest ekstra, nie sądziłam tylko, że James będzie się jej tak bał Wink
Equi powalił mnie z tym swoim dłubaniem w nosie. Ciekawi mnie pojedynek. Co tam jeszcze skrobnąć?
Kolejna część Blizn nie zawiodła mnie. Pisz dalej, i to szybko! Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nike dnia Pią 12:18, 24 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 15:23, 08 Mar 2012 
Temat postu:

Dzięki wielkie. Wink
No i napisałem kolejny fragment. Drugi i ostatni, jeśli chodzi o rozdział dwunasty. Mam nadzieję, że jeszcze coś pamiętacie, bo dawno nie dodawałem. :]
__________________________

Rozdział 12. 2/2

Patrick całą noc głowił się, jak otworzyć małe, drewniane drzwiczki. Było to zadanie wbrew pozorom trudne. Drewno było wilgotne i śliskie, ale solidne. Oprócz tego nie mógł narobić hałasu. Wszystkie te czynniki sprawiły, że nie udało mu się otworzyć drzwi do samego rana. Wtedy właśnie drzwi (nie drzwiczki, tylko drzwi celi) skrzypnęły.
Chłopaka przeszedł dreszcz. Nie zdąży już zakryć drzwiczek.
Ktoś pchnął drzwi, które otworzyły się na oścież i stanął w nich Felix.
- Zostaw te drzwiczki. – Westchnął. – Specjalnie je zrobili, żeby czymś zająć więźniów. One nigdzie nie prowadzą. Tunel kończy się po dwudziestu centymetrach.
Chłopak jęknął i wstał, żeby rozprostować kości.
- Jak długo będę to gnić? – spytał.
- Myślę, że nie długo – odparł strażnik. – Znając Ich, będą chcieli się ciebie szybko pozbyć, żebyś nie sprawiał zagrożenia.
- Dobrze wiedzieć – mruknął i usiadł na zimnym betonie.
- Przyniosłem ci jedzenie. – Felix postawił obok niego białą tacę z parującym kurczakiem i porcją ziemniaków. Patrick wątpił, żeby którykolwiek z więźniów dostawał takie jedzenie.
- Dzięki.
- Staram się jak mogę – odparł strażnik i postawił obok chłopaka bukłak z wodą.
Patricka dręczyła pewna kwestia odkąd poznał Felixa. Zdobył się wreszcie na odwagę, żeby o to zapytać.
- Jak tu trafiłeś? – spytał.
- Zszedłem po schodach. Robię to co drugi dzień…
Patrick przewrócił oczami.
- Wiesz dobrze o co mi chodzi! Pytam, jak się znalazłeś w tym zamku? Jak zostałeś strażnikiem u Kiroyu?
- Byłem głupi – odparł Felix. – Myślałem, że łatwo sobie dorobię… Dopiero później zrozumiałem, co to za organizacja. I nie było już wyjścia.
Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. To była moja decyzja.
Strażnik obejrzał się na drzwi celi.
- Będę już szedł. Cześć Patrick.
- Do widzenia – odrzekł chłopak i usiadł na zimnej podłodze.

Matt, kiedy wszedł do swojego domku, znalazł na łóżku pudełko pizzy. Był po całym dniu zwiedzania obozu, więc nie zastanawiał się, od kogo dostał ten „upominek”, tylko od razu rzucił się na jedzenie, niczym tygrys, który skacze na swoją ofiarę.
Parę minut później wpychał sobie do ust trzeci kawałek pizzy. Czuł się świetnie. Ostry sos palił go w przełyk, a zapach salami roznosił się po całym pokoju.
Spojrzał na zegarek. Była osiemnasta trzydzieści. Za piętnaście minut pod jego drzwiami powinna stać Diana z Mattem. Justine powiedziała, że dołączy do nich już na arenie.
Wstał z łóżka i poszedł do lodówki po mleko.
Pizza i mleko.
Według niego było to idealne połączenie. Jednak nie wszystkim odpowiadało. Kiedyś powiedział Patrickowi, żeby spróbował. Jego brat natychmiast zwrócił całe jedzenie na dywan.
Patrick.
Matt czuł się, jakby bez jak bez ręki. W dawnych czasach, nigdy się nie rozstawał z bratem. Ostatnio, czasami się to zdarzało, ale zazwyczaj miał go przy sobie. Byli przyjaciółmi, a teraz?
Nie wiedział nawet, czy jego brat żyje. Nie miał pojęcia w jakim jest stanie, co robi… Nie miał zielonego pojęcia, gdzie może teraz być. Nic, kompletnie nic nie wiedział i ta niewiedza go irytowała.
Ugryzł kawałek pizzy i wlał sobie do ust mleko, które jeszcze zostało w butelce. Nie wiedział jak, ale jego lodówka zawsze była pełna.
I znowu. Nie wiedział…
Odrzucił niedokończony kawałek pizzy na poduszkę i wstał. Poszedł do szafy, założył jedną z bluz, którą tam znalazł. Uznał, że jest fajna. Granatowa, z czerwonym, poziomym paskiem na klatce piersiowej.
Otworzył drzwi i wyszedł na ganek.
Były tam krzesła, nawet fotel, ale on wolał usiąść na schodkach. Patrzył się tępo w wydeptaną dróżkę naprzeciwko niego, dopóki nie wyrwał go z rozmyślań głos Diany.
- Cześć Matt! – zawołała dziewczyna, zanim zdążył ją zauważyć. Po chwili wyłoniła się z za domku.
- Cześć. Gdzie James?
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Powinien tu zaraz być.
Po kilku minutach przybiegł oczekiwany chłopak. Był cały spocony, a włosy miał, delikatnie mówiąc, w nieładzie.
- Przepraszam za spóźnienie! – wydyszał. – Miałem… problemy żołądkowe.
Diana zakryła usta dłonią, żeby nie zachichotać.
- Chyba nie zaszkodziły ci tak naleśniki, nie? – spytał Matt.
- Nie wiem. – James machnął ręką. – Chodźmy! Zaraz zacznie się pojedynek.

Arena była kołem o średnicy około trzydziestu metrów otoczonym z dwóch stron niskimi, drewnianymi trybunami.
Na środku stał Calthaniel z mikrofonem w ręce. Miał na sobie czarne dżinsy i biały podkoszulek. Wyglądał jak lekko przestarzała gwiazda rocka.
Obok maga stał chłopak, który wyglądał na trochę starszego od Matta. Miał blond włosy, które zasłaniały mu trochę oczy. Kiedy jednak odrzucił grzywkę na bok, obrzucił nowoprzybyłych nienawistnym spojrzeniem.
- To jest Nasher? – spytał Matt Jamesa.
- Nie, to Zath. Kretyn, który myśli, że wszyscy go lubią.
- A tak jest?
- Nie. W rzeczywistości, połowa Obozu go nie lubi. Drugą część stanowią osoby, które się go boją, albo po prostu chcą się z nim trzymać.
Blondyn szepną coś do Calthaniela. Ten wręczył mu mikrofon i odsunął się trochę.
- Nasher! – zawołał przez mikrofon Zath. – Wiem, że perspektywa walki ze mną cię przeraża… - Urwał, żeby zobaczyć, jakie wrażenie na tłumie, wywarła jego wypowiedź. Niektórzy zaczęli bić brawo, inni pokiwali głowami z aprobatą, a jeszcze inni rzucili w stronę mówiącego nienawistne spojrzenie. – Ale wypadałoby się jednak stawić! – ciągnął dalej blondyn. – Chyba nie jesteś tchórzem, Nasherze? – spytał z wyraźną nutą ironii w głosie.
Tłum, który ustawił się tam, gdzie nie było trybun rozsunął się na boki, przepuszczając czarnowłosego chłopaka. Zapadła cisza.
- Nie, nie jestem tchórzem – odparł spokojnie nowoprzybyły chłopak. – Do wyznaczonej godziny pojedynku zostały jeszcze dwie minuty. Zresztą, godziny, którą sam wyznaczyłeś. Nie wiem skąd więc ten pośpiech.
Zath wyciągnął pozłacany miecz.
Calthaniel odsunął się w stronę trybuny, na której zasiadł Matt z przyjaciółmi i zawołał:
- Niech zacznie się pojedynek!
Nasher wyciągnął rękę w stronę Zatha. Był to częsty gest podczas takich pojedynków. Ale blondyn jej nie uścisnął. Ruszył z mieczem w stronę czarnowłosego chłopaka i wyprowadził pierwszy atak.
Nasher ledwo zdążył sparować jego atak. Ostrza uderzyły o siebie z metalicznym odgłosem.
Czarnowscy odskoczył w tył i rzucił Zathowi lodowate spojrzenie. Próba zaskoczenia przeciwnika spełzła na niczym.
Teraz z kolei zaatakował Nasher. Rzucił się na blondyna z taką prędkością, że Matt ledwo to zauważył. W następnej chwili miecz czarnowłosego chłopaka ciął z prawej strony, prawie przełamując obronę Zatha.
- Jest niesamowity! – wykrzyknął Matt całkowicie pochłonięty oglądaniem walki.
- Oczywiście, że jest – odparł James.
Nasher tymczasem nie przestawał atakować. Klinga złowrogo błyszczała w świetle latających kul świetlnych zawieszonych nad areną. Matt zastanawiał się, co to takiego, ale kiedy napotkał wzrokiem Calthaniela zrozumiał, że to magia.
W pewnej chwili, Zath zrobił unik i przerwał tym samym szaleńczy grad ciosów Nashera. Zamachnął się i z całej siły uderzył w miecz czarnowłosego chłopaka. Matt był pewny, że Nasher nie wytrzyma i wypuści miecz, ale on jakby nigdy nic odbił uderzenie i zaatakował ponownie. Tym razem z większym skutkiem.
Ostrze rozcięło szarą koszulkę Zatha w okolicy klatki piersiowej. Pojawiła się krew. Chłopak zaklął szpetnie, a chwilę jego nieuwagi wykorzystał Nasher, który uderzył w jego miecz. Broń poszybowała ponad ich głowami i wbiła się w piasek kilka metrów ze nimi.
Na arenie zaległa cisza. Ale tylko na chwilę.
Ludzie, którzy liczyli na Zatha wydali z siebie jęk rozczarowania, natomiast zwolennicy Nashera wybuchli okrzykami na temat umiejętności chłopaka i obrażającymi Zatha.
Ten tymczasem stał ze wściekłą miną i rozciętą koszulką, a z rany na piersi ciekła mu krew.
Calthaniel wstał i poszedł na środek areny, gdzie stało dwóch pojedynkujących się przed chwilą chłopaków.
- Zwycięzcą jest Nasher! – krzyknął i uniósł rękę wygranego do góry.
Głośne krzyki zagłuszy przekleństwa, której wylewały się z ust Zatha. Ludzie przekazywali sobie z rąk, do rąk pieniądze. Matt podejrzewał, że przed walką było mnóstwo zakładów. Sam nie postawił pieniędzy, ponieważ nie wiedział, na co stać czarnowłosego chłopaka. Zapisał sobie w pamięci, żeby następnym razem postawić na niego dużą sumę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Thomas dnia Pią 9:19, 09 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Czw 22:30, 08 Mar 2012 
Temat postu:

Thomas, masz szczęście: mam w tym tygodniu dużo zajęć i nie chce mi się wypisywać błędów Wink
Mój baaaaardzo bogaty słownik jest już na wyczerpaniu, więc w skrócie: miracle, honey & peanuts Smile Gościu, pisz dalej, ja chcę więceeeeej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Czw 23:37, 08 Mar 2012 
Temat postu:

Thomas, a Ty wiesz jak ja widzę Twoją przyszłość? Widzę faceta z czarnyni lokami, który jest pisarzem światowej sławy.
Ej, nie żartuję. Blizny mnie wciągnęły. Rzadko się zdarza, żebym przy jakimś opku nerwowo pstrykała palcami i wybałuszała gały jak debil...
Wciągnęło mnie. Patrick w opałach. Nie ufałabym jednak Felixowi. Lepiej sprawdzić te drzwi... Ach, mohe chore Holmesowanie xD.
No i pojedynek genialnie opisany. W ogóle to opi ma w sobie... coś. Nie zepsuj tego czegoś. Wierzę w Ciebie, pisz, bo wiesz, że masz po co! (Po komcie Yap of course... Very Happy )
Całusy! :*
Twa wierna czytelniczka ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 9:20, 09 Mar 2012 
Temat postu:

Dzięki Wam bardzo. ^^
Błędy już poprawione, a następny fragment nieprędko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 3 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
MSHandwriting Theme Š Matt Sims 2004
phpBB  © 2001, 2004 phpBB Group
Regulamin