Forum dla wszystkich fascynatów pióra
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Rejestracja Zaloguj

Blizny [R][+13][T]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eldarion
kurwy



Dołączył: 17 Sty 2012
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:13, 19 Sty 2012 
Temat postu:

Ja to czytałem i bardzo mi się spodobało! Masz talent do opowiadań w czasie współczesnym Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 13:10, 19 Sty 2012 
Temat postu:

No to dodaję ostatni z gotowych tekstów, które mam na komputerze. Wink


Rozdział VIII

Czarne BMW jechało leśną szosą. W środku panowała wesoła atmosfera, tylko jedna osoba była podenerwowana. Suzanne ściskała mocno kierownice i ze zmarszczonymi brwiami prowadziła samochód.
- Możecie się przestać cieszyć? – syknęła w końcu. – To, że zrezygnowali z pościgu, nie znaczy, że niebezpieczeństwo minęło.
James zasępił się.
- Aura? – jękną.
- Tak. Jest duża, dlatego łatwo będzie nas wytropić. Trzeba odprawić rytuał, ale do tego potrzebujemy Tii Nohemi, a ona przybywa w obozie.
- Czyli musimy jak najszybciej dostać się do obozu.
Po obu ich stronach ciągnął się czarny pas lasu. Samochód co jakiś czas podskakiwał nie umilając podróży.
- Kto to jest Tia Nohemi? – spytał Matt. – Wiem, że tia znaczy ciocia. To po hiszpańsku. Ale kim ona jest?
- To obozowa szamanka – wyjaśnił James. – Jest nieźle pokręconą hiszpanką.
- Czyli może zaprzyjaźni się z Mattem – zachichotał Patrick.

Po kilkunastu minutach jazdy przez ciemny las na krótkich światłach samochód się zatrzymał.
- Co jest? Czemu się zatrzymałaś? – spytał Patrick. – Myślałem, że mieliśmy się dostać do obozu jak najszybciej. A chyba jeszcze nie dojechaliśmy, prawda?
- To nie ja – zaprotestowała Suzanne. – To brak paliwa! – walnęła się otwartą ręką w czoło. – Dlaczego o tym nie pomyślałam?!
- No to nieźle – mruknął James. – Zadzwonię po Justine, żeby przyjechała tu po nas z Tią.
- Dzwoń.
- Będziemy siedzieć w samochodzie? – Matt wyjrzał przez okno. – Może poszukajmy jakiegoś schronienia. Na pewno ktoś tu mieszka.
Niania potrząsnęła głową.
- Zbyt ryzykowne. Powinniśmy ukryć samochód na poboczu i przeczekać.
- Skąd ta dziewczyna będzie wiedzieć gdzie jesteśmy? – spyta Patrick, kiedy James wybierał numer.
- Jej telefon potrafi namierzyć mój – wyjaśnił. – Szkoda tylko, że mój nie może namierzyć jej.
Nacisnął zieloną słuchawkę i w ciszy jaka zapadła dało się słyszeć cichy sygnał. Po chwili odezwał się głos, ale nie był na tyle wyraźny, żeby któryś z bliźniaków mógł usłyszeć co osoba mówi.
James przez większy czas rozmowy milczał, a z komórki wydobywały się niezrozumiale trzaski.
Po kilku minutach chłopak schował telefon do kieszeni i spojrzał na pozostałych.
- Powiedziała, że już zbiera ludzi i, że zaraz wyrusza. – spojrzał znacząco na Suzanne. – Powiedziała też, że przyjedzie z Charlsem.
Była niania bliźniaków uniosła oczy ku ciemnemu niebu.
- Mój ulubiony obozowicz! – zaskrzeczała.
Wsiedli z powrotem do samochodu i wjechali w gąszcz drzew. Było wyjątkowo ciemno i dość nieprzyjemnie.
- Spróbujcie się przespać. – Suzanne odwróciła się do chłopaków. – Do świtu jeszcze około pięciu godzin, a jutro czeka was dzień pełen wrażeń – uśmiechnęła się pocieszająco. – Justine będzie tu niedługo. Odpocznijcie, a ja będę trzymać na zmianę z Edem.
- I ze mną – mruknął James nie otwierając oczu.
Bracia próbowali zasnąć, ale świadomość, że oddział nieobliczalnych wojowników, którzy chcą ich zabić depcze im po piętach nie zachęcała do zaśnięcia. Poza tym nieznośne były odgłosy nocnych zwierząt. Byle szelest sprawiał, że któryś z nich podskakiwał na siedzeniu w obawie, że nadchodzą Czarni. Do tego dochodziła niewygodna pozycja na samochodowym fotelu, która jednak nie przeszkadzała ani Jamesowi, ani Edowi, bo obydwaj spali jak zabici.
W wyniku tych wszystkich niedogodności Matt, kiedy zrobiło się jasno miał na koncie całą nieprzespaną noc, a Patrick spał co najwyżej pół godziny.
Poranne słońce prześwitywało przez gałęzie drzew, tworząc kompozycję cieni o ciekawych kształtach. Majowy dzień zapowiadał się ładnie, ale nikogo to w tej chwili nie obchodziło. Liczyła się tylko ucieczka przed Kiroyu.
- Kiedy ona przyjedzie? – niecierpliwił się James. Próbował zadzwonić do dziewczyny kilka razy w nocy, ale nie odbierała. Teraz nie było inaczej. Rozdrażniony, cisnął komórką o tylne siedzenie. Telefon odbił się i roztrzaskał o framugę drzwi. Większa część jego pozostałości wyleciała z samochodu i wylądowała w błocie.
James zaklął szpetnie i zabrał się za zabieranie części telefonu.
- Głupie urządzenia – gderał. – Strasznie delikatne! Wystarczy byle stuknięcie i się rozwalają!
Patrick zakrył ręką usta, żeby zakryć uśmiech cisnący mu się na twarz. Jego wysiłki jednak poszły na marne.
- Czego się cieszysz , głupku? – warknął James.
- Z niczego – zachichotał chłopak.
Matt natomiast okropnie się nudził i półprzytomnie odbierał to, co dzieje się wokół niego. Chciało mu się spać, ale uniemożliwiał mu to strach. Chyba nigdy w życiu się tak nie bał. Pomyślał, że już wolałby wrócić do normalnego życia i być gnębionym przez Todda. Najgorsze było jednak to, że nie do końca pojmował istotę sytuacji. To, że ktoś mógłby chcieć go zabić nie mieściło mu się w głowie. A jednak było prawdziwe.
- Może pójdziemy zbadać teren? – spytał z nadzieją w głosie. Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę, jakby właśnie powiedział coś niestosownego.
- To zbyt niebezpieczne. – Suzanne pokręciła głową. – Nie możemy ryzykować. Justine powinna tu niedługo być.
- Nie ma jej od siedmiu godzin – jęknął Matt.
- Jeśli w okolicach jest większy oddział Kiroyu to i tak jesteśmy już trupami – mruknął James próbując poskładać swój telefon.
- Kiedy w nocy poszedłem opróżnić pęcherz – zaczął pan Ed. – Widziałem daleko jakiś ciemny rozmazany punkt. Poszedłem dość daleko od samochodu, w obawie, że Suzanne będzie mnie podglądać.
Była niania bliźniaków szturchnęła mężczyznę w ramie.
- Ile mamy broni? – spytała.
- Dwie beretty, dwa browningi – stwierdził James.
- Ja mam KGP-9 – oznajmił Ed.
- Wreszcie coś groźniejszego. – niania podrapała się po głowie. – Ile masz magazynków.
- Mam jeszcze jeden w kieszeni.
- Dobrze.
Odwróciła się do Jamesa, kiedy ten wydał okrzyk triumfu.
- Coś znalazłeś?
- Karabin do paintballu – wyjaśnił chłopak.
- Miej go. Zawsze może się przydać. A teraz chodźmy zbadać teren.

Pięć skulonych postaci przemknęło przez odsłoniętą przestrzeń, żeby zaraz skryć się w zaroślach. W lesie panowała cisza, która przyprawiała o dreszcze. Matt był pod wielkim podziwem odwagi Eda. On nigdy nie zapuściłby się w nocy sam, tak daleko od samochodu.
- Daleko jeszcze do tego budynku? – jęknął.
- Nie. – mężczyzna wyciągnął rękę przed siebie. – Już go widać.
Rzeczywiście, jeśli wytężyło się wzrok można było dostrzec szare ściany budowli. Ruszyli dalej i po kilku minutach stanęli przed pokrytym różnorodnymi graffiti budynkiem. Wyglądał na dość stary i od dawna nie używany.
- Drukarnia – mruknął Patrick.
- Skąd wiesz? – zainteresował się James.
Młodszy chłopak wskazał na napis „DRUKARNIA” namalowany czerwoną farbą nad wejściem.
- Wchodzimy? – spytał Matt, któremu wrócił dawno nie widziany u niego zapał.
- Czemu nie… - westchnęła Suzanne. – W końcu po to tu przyszliśmy.
Ed ostrożnie zajrzał do środka, ale nagle odwrócił się i walnął w czoło.
- cenzura! – krzyknął idąc w stronę samochodu. – Zapomniałem latarki!
Chłopcy zajrzeli do środka. Ed miał rację – bez latarki nie mają po co tam wchodzić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Pią 15:27, 20 Sty 2012 
Temat postu:

Muszę to oczywiście napisać, bo jestem szczerą osobą: Blizny bardzo mi się podobają! Jestem ciekawa pozostałych 'bliznowatych'... Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 15:28, 20 Sty 2012 
Temat postu:

Hehe. 'Bliznowaci'... Very Happy
Soł, dodaję koniec ósmego rozdziału. Miłego czytanie, jeśli to ktoś czyta. Wink

Edit:
Sorki, źle wkleiłem. Very Happy Teraz jest dobrze. Wink
_________________


Mężczyzna dotarł do samochodu i wyjął latarkę. Ruch na ulicy był teraz większy, ale warstwa liści dobrze skrywała czarne BMW. Zresztą nikt nie widział potrzeby, żeby patrzeć w stronę lasu.
Ruszył z powrotem w stronę drukarni pogwizdując wesoło. Po chwili uznał, że to nie najlepszy pomysł i umilkł.
Leśne poszycie szeleściło pod stopami mężczyzny, a korony drzew zapewniały przyjemny chłód. Gdzieniegdzie przemykało jakieś zwierzę, spłoszone obecnością nieproszonego gościa.
Edward podziwiając otaczającą go przyrodę zapomniał o skradaniu się. Gdy sobie o tym przypomniał, czym prędzej skoczył w zarośla.
Wyjrzał z za krzaków, żeby się przekonać, czy nikt nie idzie. Prawdopodobność, że Kiroyu są tak blisko była znikoma, ale lepiej dmuchać na zimne.
Kiedy dotarł wreszcie na miejsce pomachał latarką przed nosem Suzanne, zapalił ją i wszedł do środka.
Zapach moczu i obdrapane ściany nie zachęcały do dalszego zwiedzania.
- Dobrze, że wziąłem latarkę – powiedział Ed. – Nie dało by się tu wejść.
Nagle w budynku zrobiło się jaśniej. Wielka lampa na środku sufitu rozbłysła żółtym światłem. Wszyscy zaczęli rozglądać się nerwowo w oczekiwaniu na wojowników Kiroyu.
- Tu jest włącznik światła – mruknął Matt. – Właśnie zapaliłem, bota twoja latarka na nic się nie zdaje.
James westchnął i schował berette.
- Mogłeś od razu powiedzieć. Już się bałem, że to banda Endo.
Suzanne zaśmiała się ponuro.
- Prędzej czy później tu trafią. Miejmy nadzieję, że Justine dotrze tu przed nimi.

Obeszli całą drukarnię szukając śladów, świadczących o czyjejś niedawnej obecności w tym miejscu. Jednak wyblakłe graffiti i pajęczyna na włączniku światła nie dawały złudzeń. Przynajmniej w ostatnim tygodniu nikogo tu nie było.
- Może przyprowadzimy samochód? – zaproponował Patrick. – Tu będzie na pewno mniej widoczny.
- Zbyt ryzykowane. Narobimy tylko hałasu – odparła Suzanne, po czym zakryła twarz dłonią. – James! Mógłbyś wyjść i zobaczyć, czy z zewnętrz widać, że są zapalone światła? Jak mogłam o tym wcześniej nie pomyśleć. Cóż, starzeję się. – uśmiechnęła się ponuro i pokręciła głową.
- Już lecę – powiedział James, po czym zniknął za drzwiami.
Wszyscy rozsiedli się na czarnych fotelach, które znaleźli nieopodal drukarni. Nie licząc kilku dziur, przez które wychodził jasnożółty puch, były w dobrym stanie.
- Nianiu – zaczął Matt, ale napotykając groźne spojrzenie kobiety poprawił się: - Suzanne. Teraz już możemy ci powiedzieć… o pewnej sprawie. W szkole gnębił nas taki chłopak Todd.
Ed przysłuchiwał się chłopakowi z dużym zaciekawieniem. Dotąd nie widział, że chłopcy mieli problemy w szkole. Poznając kolejne szczegóły opowieści wyobrażał sobie Todda z twarzą Yali. Bezwzględność, mściwość, okrucieństwo. Tak, to na pewno cechy, które pasowały do dziewczyny Kiroyu.
- Pewnego dnia, zamknął nas w szafkach wuefowej szatni – podjął opowieść Patrick. – Spędziliśmy tam noc. Chcieliśmy trzymać wartę, ale jeden z nas zasnął. – spojrzał gniewnie na Matta. – Kiedy się obudziliśmy, szafki były otwarte, a Todd leżał związany w łazience.
Niania słuchała ich opowieści bez konkretnego wyrazu twarzy, spoglądając raz na jednego, raz na drugiego chłopca.
- Teraz, kiedy wiemy, że jesteś kimś na kształt agenta – Matt przejął pałeczkę od brata. – Chcielibyśmy się dowiedzieć, czy to ty tak załatwiłaś Todda?
- Oczywiście, że ja – odparła beztroskim tonem Suzanne. – Ktoś musiał dać mu nauczkę.
- Dziękujemy – westchnął Patrick. – Nie wiesz, jaka to była frajda, zobaczyć go skrępowanego w szkolnej toalecie.
- A wy nie wiecie, jaka to była frajda przywiązywać go do szkolnego kibla. – uśmiechnęła się.
Do drukarni wpadł zdyszany i spocony James.
- Z zewnątrz to wygląda normalnie – powiedział. – Nikt się nie domyśli, że tu siedzimy. Obleciałem całą drukarnię dookoła. No, może Kiroyu mogą tu trafić, ale to przez aurę.
- Dobrze – powiedziała niania. – Przynajmniej budynek nie rzuca się w oczy.
- A widziałeś jakieś ślady obecności Czarnych? – spytał Ed.
- Nie – odpowiedział zdecydowanie James. – Nie widać, żadnych śladów. Chociaż Szepczący mogli łatwo je zatrzeć.
James rozejrzał się za wolnym fotelem, ale wszystkie były już zajęte. Mamrocząc coś pod nosem podszedł do ściany, by się o nią oprzeć.
- Chcesz usiąść? – zaoferował mu Patrick. – Ja i tak właśnie miałem iść się wysikać.
- Dzięki – chłopak wyszczerzył zęby i rozparł się wygodnie na fotelu. – Tylko uważaj na siebie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł – westchnął Ed.
- Przecież muszę zrobić siku! – zaprotestował Patrick. – A nie zrobię tego tu, tak jak nasi poprzednicy.
- Idź – poleciła Suzanne. – Ale uważaj na siebie.
Chłopak wybiegł z drukarni trzymając się teatralnie za krocze.
- Nic mu się nie stanie – ocenił James. – Kiroyu są jeszcze daleko.
- Też tak myślę – westchnęła Suzanne.
Jednak minęło dziesięć minut, a Patrick nie wracał.
- Może tak dawno nie był w toalecie – zażartował James, chociaż tak naprawdę bardzo się denerwował. Co prawda Szepczący powinni być jeszcze daleko, a chłopakowi mogło po prostu mogło coś głupiego wpaść do głowy.
Wreszcie drzwi drukarni otworzyły się i stanął w nich wysoki blondyn. Ku ich przerażeniu, miał na sobie czarny płaszcz z żółtą literą „K” na piersi.
- Witam przyjaciele – zaśmiał się Endo.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Thomas dnia Pią 19:04, 20 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Goltar
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:10, 20 Sty 2012 
Temat postu:

Cóz się będę rozpisywał... Świetne, genialne, doskonałe, tak jak zwykle zresztą.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 20:43, 20 Sty 2012 
Temat postu:

Thomas!
No tak dobrego rozdziału już dawno nie napisałeś.
Na początek: błędów nie szukałam. Nie było żadnych tak rażących jak karzesz Wink . Haha, niecna jestem Very Happy !
Po prostu śmiałam się do rozpuku. Momenty z toaletą były ponadczasowe Very Happy ! No i nie spodziewałam się, że to Suzanne uwolniła wtedy chłopców i przywiązała Todda do kibelka Wink .
Wiesz jaką mam opinię co do Twego opo, więc wiedz, że ona się teraz zmieniła. Na lepsze. Niezły humorek pod koniec. Niektórzy by się wstydzili pisać o toalecie, ale podoba mi się, że Ty taki nie jesteś.
Endo się pojawił! Brrr, czuję, że w przyszłym rozdziale nieźle może być...
Trzymam kciuki i już się wiercę na łóżku czekając na dalszą część!
Całusy :* od ISE!
Powrót do góry
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 20:47, 20 Sty 2012 
Temat postu:

Bardzo ci dziękuję. To z toaletą tak przypadkiem wyszło. Very Happy
Lubie jak ktoś się śmieje czytając moje opowiadania. Czuję się wtedy spełniony. ;]
No i dzięki za całusy. Chętnie przyjmę. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Pią 21:38, 20 Sty 2012 
Temat postu:

Kiedy czytam twoje historie, czuję taką szczerość - żadnej ściemy, wszystko jasno i wyraźnie. Cieszę się, że piszesz coraz lepiej. A sama zastanawiałam się, co napisać o bohaterze, który się ubierał. Ubrał się, dobra, ale co oni sobie wyobrażą! Ty nie masz takich dylematów, i za to cię cenię Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 21:51, 20 Sty 2012 
Temat postu:

Bardzo ci dziękuję. I dalej będę się starał poprawiać. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:14, 30 Sty 2012 
Temat postu:

Dodaję dziewiąty rozdział 'Blizn' jak ktoś ma ochotę, to zapraszam. Wink

Rozdział 9.


Wszyscy w osłupieniu patrzyli się na młodego wojownika. To był dla nich policzek. Kiroyu pojawili się w najmniej spodziewanym momencie. Jako pierwszy oprzytomniał James i wyciągnął berette.
- Spokojnie James. – Uśmiechnął się sztucznie Endo. – Gdzie twoje maniery? Nie przywitasz starego przyjaciela?
- Jakiego przyjaciela! – warknął James. – Raczej tchórza i zdrajcę!
Na czole wojownika pojawiła się zmarszczka, ale zaraz zniknęła.
- Wspomniałem wam już, że przypadkiem natrafiliśmy na waszego przyjaciela – przemówił, a następnie poszukał wzrokiem Matta. – To chyba twój brat? Zgadza się?
Chłopak nie odpowiedział. Lękał się tego człowieka, z wiadomych przyczyn. Podczas ucieczki nasłuchał się o nim różnych opowieści. Spodziewał się raczej muskularnego, dobrze zbudowanego mężczyzny. Tymczasem stał przed nim chłopak, nie wiele od niego starszy.
- Oddajcie nam Matta, a Patrick nie będzie cierpiał – mówił dalej Endo. – Kulka w głowę, albo trucizna i po wszystkim.
- Zapomnij! – syknęła Suzanne. Wojownik obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem i kontynuował:
- Jeśli jednak będziecie stawiać opór i tak dostaniemy chłopaka w swoje ręce, ale obydwaj będą ginąć w męczarniach. Znacie Yalę. Ona lubi krzywdzić innych…
Matt poczuł się, jakby dostał pięścią między oczy. Oni mają Patricka! Sprawdził się najgorszy możliwy scenariusz. Nie chciał, żeby Kiroyu torturowali Patricka, tylko dlatego, że on stchórzył.
- Pójdę z nim – oświadczył stanowczo. Wszystkie oczy zwróciły się w jego kierunku.
- Nie… - krzyknęła Suzanne, ale Endo jej przerwał.
- Mądry chłopiec! – powiedział i podszedł w stronę przestraszonego chłopaka. – Dobra decyzja.
- On nigdzie z tobą nie pójdzie bydlaku! – Ed zasłonił Matta własnym ciałem.
- Odsuń się dziadku – syknął czarnym wojownik. – On już zadecydował.
- Nie! – warknął mężczyzna.
Endo spiorunował go wzrokiem i podszedł na tyle blisko, że ich twarze prawie się dotykały.
- To nie ty tu decydujesz – rzekł lodowatym tonem. Edward odepchnął go lekko i splunął mu w twarz.
Kiroyu odskoczył w tył i w szalonym „tańcu” próbował zetrzeć ślinę z twarzy. Kiedy wreszcie się uspokoił, stanął na wprost Eda i wysyczał kilka słów w obcym języku. W następnym momencie stał już obok mężczyzny i wymierzył mu potężny cios w twarz.
Edward zatoczył się w tył i usiadł na jednym z foteli. Po chwili wstał, otarł krew z kącika ust i stanął obok Matta.
- To jak? – spytał Endo. – Oddajecie mi go dobrowolnie, czy wolicie, żeby cierpiał i chcecie wszyscy zginąć? Przed wejściem mam cały oddział uzbrojonych po zęby Kiroyu. Nie macie… - urwał, bo usłyszał świst. Tylko niesamowity refleks i godziny treningów, uratowały mu teraz życie. Jednak strzała trafiła go w ramię. Czuł, jak twardy grot zrywa ścięgna i gruchocze kości.
- Znajdę cię i zabije! – syknął w stronę Matta, po czym ruszył w stronę wyjścia. Grad strzał spadł na niego, ale tylko jedna strzała dosięgła celu trafiając wojownika w łydkę. Siła rozpędu pozwoliła mu wypaść z drukarni.
- Zdążyła – westchnęła Suzanne i spojrzała w górę, w stronę antresoli. Stał tam oddział łuczników z bronią w pogotowiu. Schodami zbiegły dwie postacie. Jedna wysoka, trzymająca miecz, druga niższa z łukiem w ręce.
- Patrick! – wrzasnął Matt i pobiegł za Endo. – Nie zostawię go!
- Stój! – Rzucił się za nim James. – Nie uratujesz go, a jesteś potrzebny żywy!
Młodszy chłopak jednak był szybszy i wypadł z drukarni w chwili, kiedy samochód z jego bratem już odjeżdżał.
On jednak popędził w ślad za pojazdem. Nie zastanawiał się, nie chciał, żeby jego brata czekała powolna, bolesna śmierć.
Kiedy samochód zniknął w chmurze pyłu, Matt padł na kolana i po jego wyschniętym policzku popłynęła samotna łza.
Po chwili James podbiegł i próbował pocieszyć chłopaka:
- Odbijemy go! – Uśmiechnął się, choć tak naprawdę czuł się podle. To była jego misja i zawiódł. Przez niego niewinny chłopak prawdopodobnie zginie.
Matt podniósł na niego oczy. Widać w nich było pretensję, może żal.
- Czemu mi nie pozwoliliście? – warknął. – Gdybym poszedł z tym chłopakiem, Patrick by nie cierpiał!
James, wiedział, że to była prawda. Zabili by Patricka, ale w godny sposób. Jednak teraz mogą wyżyć się na niewinnym chłopcu. Przeszedł go dreszcz na myśl o tym, co będzie przeżywał brat Matta.
- Wstawaj. – Poklepał chłopaka po ramieniu. – Obiecuję ci, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby odzyskać Patricka.
Matt z dużym ociąganiem podniósł się z klęczek i ruszył ze starszym kolegą z powrotem do drukarni. Co jakiś czas oglądał się za siebie, jakby wierzył, że zobaczy tam brata.
W środku Suzanne, Ed, jakaś dziewczyna i jakiś chłopak głośno dyskutowali, zawzięcie przy tym gestykulując. Widząc zmierzających w ich stronę chłopaków, przerwali jak na komendę.
- Matt – odezwała się Suzanne. – To jest Justine Vilemo.
Dziewczyna miała na sobie beżowy sweter, brązowe legginsy i zielone, krótkie kozaki. Na szyi miała zawieszony błękitny kamień. Jej brązowe włosy były lekko pofalowane i sięgały za ramiona. W ręce trzymała łuk, który zupełnie nie pasował do stroju.
- Cześć. – Justine wyciągnęła do niego rękę. – Ty pewnie jesteś Matt?
Matt uścisnął jej rękę mrucząc coś pod nosem. Jej skora była niewiarygodnie gładka.
- Jesteś Charles? – spytał po chwili, kiedy jego wzrok padł na wysokiego blondyna. Wyglądał na kilka lat starszego od Justine. Miał na sobie czarną koszulkę, która podkreślała jego dobrze zbudowaną sylwetkę. Wojskowe bojówki i glany dopełniały całość. Matt pomyślał, że chłopak wygląda jak trochę za młody żołnierz.
- Tak. – Uśmiechnął się Charles i uścisnął mocno dłoń chłopaka. – Miło mi cię poznać Matthew.
- Wystarczy po prostu Matt.
- Jak chcesz.
- Skoro już się poznaliście – powiedziała Suzanne. – Może wreszcie pojedziemy do obozu?

Patrick beztrosko oblewał ścianę drukarni, kiedy ktoś podszedł go bezszelestnie od tyłu i zakrył dłonią usta. Potężny kopniak w udo sprowadził go na ziemię. Silne ręce związały mu nadgarstki za plecami, po czym odwróciły na plecy.
Stał nad nim starszy chłopak o blond włosach i lekko skośnych oczach. Uśmiechał się, ale Patrick wiedział, że nie jest to przyjazny uśmiech. Właśnie miał przed oczami Kiroyu. Prawdopodobnie też, było to Endo, o którym tyle słyszał.
Kątem oka dostrzegł inne, bardziej delikatne i kobiece dłonie. Nie zdążył się im jednak dłużej przyjrzeć, ponieważ zniknęły, a on poczuł dziwny, cytrynowy zapach. Skojarzył mu się z płynem do mycia naczyń, którego używała ich mama. Była to jego ostatnia myśl, zanim głowa opadła mu na leśne poszycie i stracił przytomność.

Ocknął się w samochodzie, związany na tylnym siedzeniu. Czuł dziwne mrowienie rąk i nóg. Próbował podnieść głowę, ale skutecznie uniemożliwiły mu to więzy. Przy byle ruchu, ból niemalże rozrywał mu ramię. Nie śmiał się odezwać, żeby nie zwrócić na siebie uwagę osób siedzących z przodu.
Nie musiał jednak długo czekać, aż pierwsza z nich się odezwie.
- Zobacz Endo – usłyszał kobiecy głos i ciarki przebiegły mu po spoconych plecach. Wyczuł w tym głosie nienawiść. – Obudził się nasz aniołek.
Nie spodobało mu się, że dziewczyna nazwała go „ich aniołkiem”. W obecnej sytuacji nie mógł jednak nic na to poradzić.
Chłopak, który prowadził samochód odwrócił się do niego. To był ten sam, który go obezwładnił podczas sikania.
- Siema Patrick – powiedział. – Jeśli chcesz, żeby twoja przyszłość wyglądała dość optymistycznie, to radzę zaprzyjaźnić się ze mną. Wiem, że to trudne, kiedy tak bezceremonialnie przerwałem ci oddawanie moczu. – Uśmiechnął się lekko, ale zaraz znowu spoważniał. – Prawdopodobnie będziemy musieli cię zabić. Wybacz, takie wymogi, ale ja będę walczył o to, żeby twoja śmierć była jak najbardziej humanitarny sposób.
Patrick patrzył na niego nic nie rozumiejąc. Bał się śmierci, ale ten człowiek widocznie chciał mu pomóc.
- Bo widzisz – ciągnął Endo. – Yala najchętniej poznęcałaby się nad tobą. Rozgrzane żelazne krzesło, przypalanie… Wiesz o co chodzi?
Odwrócił się na chwilę do dziewczyny siedzącej na fotelu pasażera.
- Przestań mnie szturchać – warknął. – Wiesz dobrze, że tak właśnie by było. Lubisz sprawiać innym ból.
Patrick przełknął głośno ślinę. Czuł dziwną sympatie do skośnookiego chłopaka.
- Chcę ci pomóc chłopaku – mówił dalej Endo. – Druga sprawa, że chce też zrobić na złość Yali. Proponuję, abyśmy zabili cię tym sztyletem. – Wskazał na broń zawieszoną na fotelu. – Oczywiście, jeżeli będzie taka potrzeba.
Patrickowi wcale nie podobała się perspektywa śmierci za pomocą tego sztyletu.
- A nie moglibyście mnie po prostu uśpić? – jęknął. Był już pogodzony z tym, że musi umrzeć.
Endo spojrzał na niego dziwnie, po czym pokręcił głową.
- Nie – oświadczył. – Ale postaram się załatwić ci, śmierć w narkozie, albo coś.
- Taa. Dzięki – mruknął Patrick i ułożył głowę na siedzeniu. Patrzył się tępo w oparcie fotela pasażera.
- Schowaj ten sztylet – syknęła Yala. – Chcesz, żeby nas pozabijał?
- Jest związany – odparł Endo i zwrócił się do Patricka: - Jesteś związany, tak?
- Debil – mruknęła wojowniczka Kiroyu.

Matt czuł się nieswojo siedząc między Justine i Suzanne na tylnym siedzeniu. Co prawda jego była niania nie onieśmielała go, ale brązowowłosa dziewczyna to już inna sprawa. Chodziło głównie o to, że jeszcze się nie znali. Oprócz tego nie umiał ocenić ile ona ma lat. Wyglądała za równo na jego rówieśniczkę, jak i na siedemnaście lat, a wedle reguły, że kobiet się nie pyta o wiek, wolał zapytać się później Suzanne.
- Daleko jeszcze? – jęknął, ale zaraz zdał sobie sprawę, że takie pytania zadają małe dzieci. – Pytam, bo boli mnie głowa – wyjaśnił, choć nie była to w najmniejszym stopniu prawda.
Suzanne dotknęła jego czoła i zmarszczyła brwi.
- Chyba masz gorączkę.
- Możliwe – odparł.
- Pewnie jest rozgrzany po przeżyciach dzisiejszego dnia. – Ed przyjrzał się chłopakowi w samochodowym lusterku. – Przejdzie mu.
Jechali już od dwóch godzin i Matt zaczął się wiercić. Nie chciał zadawać jeszcze raz pytania „kiedy dojedziemy?”, żeby Justine nie pomyślała, że zachowuje się jak dziecko. Nie mówił więc nic. Spróbował zasnąć, ale w chwili, kiedy zamknął oczy, dziewczyna zapytała:
- Kiedy dojedziemy?
Matt był nieco zdziwiony.
- Właśnie – wtórował jej.
- Za chwilę – westchnęła Suzanne.
- Nie powinniśmy zrobić rytuału w tej drukarni? – spytał Ed Tię Nohemi, która siedziała na fotelu pasażera.
Jej czarne jak smoła oczy zwróciły się w jego kierunku.
- Nie było takiej potrzeby – odparła.
- A co jeśli Kiroyu nas śledzą? – zaoponował. – Przecież potrafią wyczuwać aurę!
- A ja potrafię ją chwilowo ukryć – wyjaśniła. – To trochę wyczerpujące, ale w ten sposób Czarni nie mogą nas śledzić.
- Jesteś pewna? – spytał.
Potrząsnęła długimi dredami.
- Nigdy nie jestem niczego pewna.
- Nie lubię z tobą rozmawiać – zaśmiał się Ed. – Ciągle te wymijające odpowiedzi…
Uśmiechnęła się słabo.
- To nie są wymijające odpowiedzi.
Mężczyzna przewrócił oczami i skupił się na prowadzeniu pojazdu.
Samochód podskakiwał na nierównej, wyboistej drodze. Mattowi zdawało się, że jego żołądek zaraz eksploduje. Wolał na razie jednak nie wymiotować. Zabrudzenie tapicerki samochodu nie podniosłoby mu opinii wśród nowych przyjaciół.
- Dojechaliśmy? – wyjęczał trzymając się za brzuch.
- Tak – oświadczyła Suzanne.
Zatrzymali się na pustej polanie, oddalonej kilka kilometrów od głównej drogi prowadzącej przez las. Drzewa stanowiły naturalną zasłonę.
- To tu? – spytał Matt z rozczarowaniem w głosie. – To jest ten obóz?
Ogromna polana ciągnęła się jak okiem sięgnąć, ale nie było na niej niczego. Żadnych domków, boisk, czegokolwiek.
- Tak – odparła spokojnie Justine. – Tylko jeszcze go nie widać. To znaczy, ty go nie widzisz.
- Co wy wygadujecie?! – obruszył się chłopiec. – To jakiś żart?
- Nie – odparła Tia. – To magia.
- Magia?! Magia nie istnieje!
- Jesteś pewien? – spytała z pół uśmiechem szamanka. W następnej chwili powietrze przed nimi zaczęło migotać. Matt cofnął się w tył, a Justine zaczęła się śmiać.
- Moja pierwsza reakcja była identyczna!
Na polanie wytworzyła się przezroczysta kopuła, a w środku…
- Niemożliwe! – krzyknął Matt. Przed jego oczami pojawiły się domki, pola treningowe i inne budynki. – To magia!
- Naprawdę? – spytała z przekąsem Tia Nohemi.
- W ten sposób ukrywamy obóz przed Kiroyu – wytłumaczyła zdezorientowanemu chłopakowi Justine.
- Tia potrafi ukryć teren obozu pod tą przezroczystą kopułą – dodała Suzanne.
- Ale jak to możliwe, że nikt nigdy nie tu nie trafił i po prostu nie przeszedł przez tą… powłokę?
- Jeśli to takie łatwe – zwróciła się do niego szamanka, a na jej twarzy pojawił się częsty pół uśmiech. – To spróbuj.
Matt podszedł do kopuły. Powietrze przed nim drgało. Zrobił krok w stronę obozu, ale jego noga napotkała opór. Wzdrygnął się, kiedy przez jego ciało przeszedł mocny dreszcz.
- Co ja tu robię? – spytał. Justine pokładała się ze śmiechu.
- Zapomniałeś – stwierdziła Tia, a następnie podeszła do niego, położyła mu dłoń na czubku głowy i wymówiła kilka słów w dziwnym języku. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił.
- Manipulujesz mną! – wrzasnął. – Możesz sprawić, żebym wszystko zapomniał! Jesteś chora!
- Nie, Matt – zaprzeczyła Suzanne. – Ona nie jest chora. Ona potrafi czarować.
- Zauważyłem – odburknął.
- Może wejdziemy? – zaproponował Ed.
- Niby jak? – spytał Matt. – Moja ostatnia próba zakończyła się… nie wiem czym, bo zapomniałem!
- Posłuchaj i przestań się denerwować – skarciła go Suzanne. – My możemy tam wejść, ponieważ Tia nam „pozwoliła”. Spójrz.
Jego była niania przeszła swobodnie przez kopułę i stanęła po drugiej stronie. Ed i Justine poszli jej śladem. Matt został sam na sam z Tią Nohemi. Czuł dziwny niepokój. Ta kobieta była co najmniej dziwna.
- Podejdź – powiedziała.
Zrobił jak kazała, ale nie bez ociągania. Szamanka dotknęła jego prawej skroni wskazującym i środkowym palcem lewej ręki, po czym powtórzyła tę czynność prawą ręką dotykając lewej skroni. Chłopak poczuł ciepło rozchodzące się po jego ciele. Zniknęło jednak, kiedy Tia oderwała palce od jego skóry.
- Co? – spytał. – To wszystko? Mogę już przejść przez tego przezroczystego gluta?
- Spróbuj – odparła.
Spojrzał na nią spode łba po czym zdecydowanym krokiem ruszył w stronę obozu. Bał się zderzenia z niewidzialną ścianą, ale tym razem przekroczył granice kopuły.
- Witamy na Obozie! – Uśmiechnęła się Justine.
_________________

Doszyło kilka nowych postaci, więc wyjaśniam:

Justine - Oka (z FZ)
Charles - TobiS


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Pon 21:30, 30 Sty 2012 
Temat postu:

Och, w tej części przyszalałeś. Nieźle się uśmiałam. Nie zauważyłam błędów; sama pewnie bym się tysiąc razy pomyliła. Styl ci się poprawił, a twoja powieść zaczyna przypominać mi te lepsze, które można nabyć w księgarni Smile

P.S. Czy dla mnie też wykreowałbyś tu postać?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:38, 30 Sty 2012 
Temat postu:

Dziękuję. Fajnie, że się uśmiałaś. Very Happy
Wykreowałbym. Wyślę ci ankietę do wypełnienia na pw. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Thomas dnia Pon 21:38, 30 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 19:29, 07 Lut 2012 
Temat postu:

Wiecie jaki dzisiaj dzień? 7 luty!
Dodaję dziesiąty rozdział "Blizn" ze specjalną dedykacją dla mojej idolki - Sherry! Z okazji... rocznicy. :>


Rozdział 10.


Kolejny podskok i kolejny przeszywający ból lewej ręki. Samochód jechał po wyjątkowo wyboistej drodze, ale Endo nie miał zamiaru zwalniać. Trzy godziny takiej jazdy sprawiły, że Patrick czuł się jak worek kartofli rzucony na tyle siedzenie. W pewnym momencie Yala odwróciła się i rzuciła mu na twarz śmierdzącą potem szmatę.
- To, żebyś nie podglądał – wyjaśniła swoim zjadliwym tonem.
Tak więc ta podróż była dla niego męczarnią. Próbował zrzucić z twarzy cuchnący materiał, ale na próżno. Kiedy Yala zauważyła jego próby dała mu kuksańca w nos. Ścierka trochę zamortyzowała uderzenie, ale i tak ból był nieznośny.
Zaprzestał więc prób zrzucanie ścierki, pomimo, że było mu ciężko oddychać. Na dworze było ponad trzydzieści stopni i temperatura dawała się mu we znaki. Mokra koszula przywierała nieprzyjemnie do pleców, a oczy piekły od potu.
- Niedługo dojedziemy – poinformował go Endo.
- Dobrze wiedzieć – mruknął. – Ta szmata strasznie śmierdzi…
- Yala – zwrócił się do dziewczyny wojownik. – Zdejmij mu ją i tak nic nie widzi. Poza tym, nawet jeśli, to i tak już się pogubił.
- Sam ją zdejmij – odparła.
- Ty założyłaś – ty zdejmujesz.
Widząc, że dziewczyna nie rusza się z miejsca, Endo z niemałą irytacją ściągnął szmatę z twarzy związanego chłopaka.
- Dzięki – mruknął.
Wreszcie samochód się zatrzymał i Patrick został brutalnie wyciągnięty z samochodu przez Yalę. Pociągnęła go za nogi i uderzył twarzą w kamienistą drogę.
- Wstawaj żałosna klucho – warknęła.
Chłopak wstał z niemałym trudem, ponieważ nie mógł liczyć na pomoc rąk. Z rozciętej wargi ciekła mu krew, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie nienawiści.
Dziewczyna podeszła do niego. Była od niego niewiele wyższa. Jej usta znajdowały się kilka centymetrów od jego ucha. Nie śmiał się poruszyć.
- Dobrze ci radzę. Nie zadzieraj ze mną – wyszeptała. Poczuł jej ciepły oddech na włosach. Przeszedł go dreszcz.
W końcu odsunęła się od niego i bezceremonialnie podcięła, po czym złapała za koszulę i pociągnęła po drodze w stronę czarnej budowli znajdującej się na niewielkim wzniesieniu.
Gdzie się podziewa Endo, kiedy jest potrzebny?, spytał się w duchu Patrick, choć nie był pewien, czy młody wojownik stanąłby w tej sytuacji po jego stronie. Tak, czy inaczej Yala trzymała go w żelaznym uścisku, a plecy bolały go niemiłosiernie przy każdym zetknięciu z większym kamieniem.
W końcu znudziło jej się szarganie za koszulkę nieszczęsnego chłopaka i go puściła. Plecy piekły go żywym ogniem, a w gardle kompletnie zaschło.
- Wstawaj – syknęła.
Przez głowę Patricka przebiegło kilka niepochlebnych określeń Yali, po czym z trudem podniósł się najpierw na klęczki, potem stanął wyprostowany gotów do dalszej, mozolnej, wyczerpującej wędrówki.
Uwadze dziewczyny nie umknęło, jaki trud sprawiło mu podniesienie się z ziemi i wpadła na pomysł. Podeszła do niego i jeszcze raz go podcięła. Wylądował na plecach, przygniatając swoim ciałem związane ręce. Syknął, kiedy ból przyszył mu lewe ramię.
- Wstawaj! – powiedziała jadowitym głosem Yala, po czym wyjęła bukłak z wodą i pociągnęła kilka sporych łyków. – Co za upał. – Zaczęła wachlować się ręką dla efektu. – Nie uważasz?
Rzucił jej wściekłe spojrzenie, po czym zaczął gramolić się z powrotem na nogi. Znowu ten sam efekt – gdy tylko wstał Yala go podcięła. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy, po czym znudziło jej się to i nakazała iść dalej.
Kończąc wędrówkę Patrick był więc wyczerpany i cały spocony. Yala natomiast wyglądała na bardzo zadowoloną.
Brama czarnego zamku otworzyła się przed nimi i stanął w niej człowiek o wyglądzie szczura i szpakowatych, rzadkich włosach.
- Panno Yalo. – Ukłonił się nisko. – To jest owy Patrick?
Wlepił swoje małe, świdrujące oczka w chłopaka, jakby go oceniając. W końcu zwrócił się w stronę dziewczyny Kiroyu.
- Cela jest przygotowana – oświadczył. – Greg! Martin! – skinął na dwóch wysokich, łysych mężczyzn w czarnych szatach. – Zaprowadźcie naszego gościa do jego rezydencji.
Barczyste olbrzymy wzięły Patricka pod ramiona i udali się z nim krętymi schodami w podziemia zamku. W powietrzu czuć było nieprzyjemną wilgoć. Schody kończyły się wielkimi, stalowymi drzwiami. Mężczyzna o imieniu Greg otworzył je, złapał chłopaka za koszulkę i z rozmachem wrzucił do celi. Drzwi zamknęły się z hukiem i otoczyła go ciemność.

Justine oprowadzała Matta po Obozie. Chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że zrobiła na nim wrażenie. Po pierwsze – magiczna ochrona. To już było coś. Po drugie – jego wielkość. Był ogromny. Chłopak spodziewał się raczej czegoś mniejszego. Po trzecie – pozytywne nastawienie obozowiczów. Nie był pewien, czy to nie dlatego, że ma czarną Bliznę.
W centralnej części Obozu znajdował się dwupiętrowy dom, biały dom. Była to siedziba dyrektora obozu i starszych rangą obozowiczów.
Właśnie tam po obejrzeniu całego terenu udał się Matt i Justine. Duże, drewniane drzwi „pachniały starością” jak to ujął Matt, kiedy weszli do środka. Naprzeciwko wejścia znajdował się kominek, w którym nie wiedzieć czemu, trzaskały małe płomyki. Na dworze było ponad trzydzieści stopni.
Przy kominku siedziało pięć osób, a wśród nich Suzanne. Wszyscy energicznie dyskutowali oprócz starszego mężczyzny, który przyglądał się im wszystkim z pobłażliwym uśmieszkiem. Matt stwierdził w myślach, że wyglądał jak stary żółw.
- Widzę, że przyprowadziłaś nowego kolegę Justine. – Uśmiechnął się stary żółw. Jego skóra przypominała papier ścierny, a w oczach tańczyły figlarne iskierki.
- Tak, Calthanielu – odparła dziewczyna. – To jest Matt.
- Miło mi – uśmiechnął się staruszek i wstał z fotela. Mattowi wydawało się, że jego ciało zaraz się rozsypie.
Nagłe poruszenie zwróciło uwagę dyskutujących i wreszcie dostrzegli nowo przybyłych.
- Mogę zwracać się do ciebie Matt, czy wolisz jakoś inaczej? – spytał Calthaniel wyciągając rękę do chłopaka.
- Oczywiście. – Wzruszył ramionami i uścisnął rękę mężczyźnie. Modlił się w myślach, żeby jej przy tym nie połamać. Ku jego obawom stary żółw uścisnął jego rękę dość mocno. – Jest pan dyrektorem Obozu, czy jak?
Z niewiadomego powodu, to pytanie rozbawiło Calthaniela.
- Można tak powiedzieć.
- Calthaniel jest dyrektorem Obozu i magiem – wyjaśniła Suzanne, która również wstała.
- Jakim znowu magiem… - Machnął ręką staruszek. – Powiedzmy, że umiem zrobić kilka sztuczek.
Matt spojrzał na niego z powątpiewaniem. Ten starszy pan nie wyglądał na maga, a tym bardziej potężnego maga.
Calthaniel jakby wyczuwając jego powątpiewanie powiedział:
- Może nie wyglądam, jakbym umiał czarować, ale to prawda.
Prędzej mi kaktus na ręce wyrośnie, pomyślał Matt.
Stary żółw uśmiechnął się, a w jego oczach znowu zatańczyły iskierki rozbawienia. Po chwili z zewnętrznej strony dłoni Matta wystrzelił zielony bąbel i zaczął rosnąć. Zanim chłopak zdążył zareagować patrzył na kolczastą roślinę.
- Chłopak stwierdził, że prędzej mu kaktus na ręce wyrośnie, niż ja będę umiał czarować – oznajmił wszem i wobec Calthaniel.
- Zdejmij to! – wrzasnął Matt i zaczął wymachiwać ręką. – Szybko!
Justine pokładała się ze śmiechu.
- Zdejmij, zdejmij! – darł się chłopak.
Stary żółw machną ręką i kaktus zniknął.
- Czemu to zrobiłeś? – spytał ze złością Matt.
- Uznałem, że to będzie zabawne.
Chłopak popatrzył na niego spode łaba i zaczął chichotać.
- Faktycznie było, proszę pana.
- Mów mi Calthaniel – powiedział szybko stary żółw. – albo Cal.
- Serio?
- Tak. Wszyscy obozowicze tak do mnie mówią.
- Dobrze, Calthanielu – odparł sztywno, po czym jego wzrok powędrował w stronę dłoni staruszka i aż odjęło mu mowę.
- Co cię tak dziwi? – spytał rozbawiony Calthaniel.
- Ty… nie masz paznokci!
- Zgadza się.
- Dlaczego?
- A dlaczego ty je masz?
- No… nie wiem.
- W takim razie, skąd ja mam wiedzieć, dlaczego ich nie mam?
Matt zrobił tak głupią minę, że Justine znowu wybuchła śmiechem.
- Ja również chciałbym powitać nowego obozowicza – odezwał się bardzo oficjalnym tonem pulchny mężczyzna, który do tej pory nie zabierał głosu. Podszedł do Matta i podał mu swoją pulchną rękę. – Bardzo mi miło – zapewnił, chociaż ton jego głosu zdradzał, że wcale mu nie jest miło.
- Mi również – odparł Matt, notując tym samym w pamięci, żeby nie spędzać dużo czasu w pobliżu tego mężczyzny. Od razu było widać, że nie przypadli sobie do gustu.
- To jest Lucan – dodał Calthaniel. – Vice-dyrektor Obozu.
Pulchny mężczyzna oddalił się wreszcie i reszta dyskutujących wcześniej ludzi podeszła do Matta i podała mu ręce.
- To my już chyba pójdziemy – zwróciła się do starego żółwia Justine. – Do widzenia.
- Do wiedzenia – powtórzył Matt i wyszli z budynku. Po kilku krokach chłopak zwrócił się do Justine:
- Calthaniel wydaje się być w porządku…
- Bo jest.
- Za to ten cały Lucan wygląda na niezłego gbura.
- Możliwe. Większość obozowiczów za nim nie przepada.
- Gdzie teraz idziemy?
- Do Tii Nohemi. Trzeba zdjąć z ciebie tą aurę.

Domek Tii znajdował się przy samej granicy Obozu. Żeby się do niego dostać, musieli przejść dobry kilometr. Rozsypująca się chatka przywodziła na myśl domki smerfów. Szare ściany z wymalowanymi na nich, czarnymi symbolami. Dach w kolorze zgniłej zieleni, wyglądał, jakby był zrobiony z liści. Kiedy Matt zapytał o to Justine, ona go wyśmiała.
- Tia nie jest jakąś dzikuską – stwierdziła.
Ta dziewczyna czasami działała Mattowi na nerwy.
Podeszli do drzwi i Justine zapukała. Po chwili w drzwiach stanęła Tia Nohemi z garnkiem w ręce. Jej długie dredy były związane za plecami.
- Witajcie dzieci – powiedziała. – Wejdźcie. Czas pozbyć się aury.
Przestąpili próg i zamknęli za sobą drzwi. W zaskakująco dużym pomieszczeniu panował półmrok. Z sufitu zwisały na sznurkach najróżniejsze przedmioty. Od garnków różnej wielkości zaczynając, na małych laleczkach kończąc. Niektóre z nich miały powbijane igły w okolicach miejsca, gdzie powinno znajdować się serce.
- Laleczki Voodoo – mruknął Matt siadając w jednym z foteli. Czuł jak ciarki wędrują mu po plecach, niczym mrówki. – Na czym będzie polegał ten… zabieg? – spytał.
Tia zignorowała jego pytanie. Była zajęta wrzucaniem najróżniejszych składników do wielkiej misy przypominającej kształtem wannę.
- Cholerna szamanka – mruknął ze złością, ale nie na tyle głośno, żeby Tia usłyszała.
Próbując zająć jakoś czas zaczął oglądać pomieszczenie. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające małe, wrzeszczące dzieci. Pod ścianą stały bezgłowe manekiny i gdyby miały twarze, na pewno byłby one przerażające. Pod sufitem była zawieszona wielka siatka rybacka. Na półkach stało mnóstwo grubych ksiąg i wielkich słojów wypełnionych różnego rodzaju proszkami i pigułkami. Matt stwierdził w myślach, że nie byłby w stanie usnąć w takim miejscu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę bezgłowe manekiny.
- Na czym będzie polegał ten zabieg? – spytał ponownie, ale i tym razem nie doczekał się odpowiedzi.
Naburmuszony wcisnął się głębiej w fotel i począł wpatrywać się zawzięcie w korpusy manekinów. To, jakże porywające zajęcie, znudziło mu się po chwili, ale wtedy odezwała się Tia:
- Gotowe.
- Wreszcie – mruknął Matt.
- Tylko niech lepiej Justine wyjdzie – stwierdziła Nohemi.
- Dlaczego?
- Ponieważ będziesz się musiał rozebrać.
Zanim mat zdążył zaprotestować dodała:
- Ale tylko do bokserek.
Matt wydał z siebie westchnienie ulgi, natomiast Justine wyszła z domku z zawiedzioną miną – przynajmniej tak mu się zdawało.
- Wejdź do wanny – poleciła Tia, kiedy się rozebrał.
Z lekkim oporem zanurzył nogę w zielonej miksturze i zaklął pod nosem.
- To jest strasznie gorące!
- I takie ma być.
Po raz kolejny tego dnia pomyślał: Cholerna szamanka!
Mamrocząc pod nosem zanurzył się po szyję w śmierdzącym wywarze.
- Głowa też?
- Nie ma takiej potrzeby – stwierdziła, ku wielkiej uldze Matta. – Teraz się nie ruszaj.
Podeszła do jednej z półek i zdjęła z niej wielką, grubą, zakurzoną księgę, oraz mały słoiczek. Tom otworzyła mniej więcej po środku, a ze słoja wyjęła różowy płatek, żeby następnie wrzucić do wanny, w której siedział Matt.
Kiedy tylko płatek wpadł zetknął się z miksturą, zaczęła ona gwałtownie bulgotać i parować.
- To… to jest normalne? – spytał zaniepokojony.
- Jak najbardziej – odparła przerzucając kartki księgi. – Zaraz się uspokoi.
Na potwierdzenie jej słów powierzchnia mikstury stopniowo się wygładziła. Tia podeszła do wanny i wymówiła bardzo szybko słowa, których Matt nie znał. Po chwili poczuł, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele, a następnie znika.
- To już? – spytał.
- Zasadniczo tak. Przydałoby się tylko, żebyś się wysuszył i ubrał.
Chłopak wyszedł z misy, a jego ciało pokrywała zielona ciecz. Wziął zaoferowany mu przez Tię ręcznik i porządnie się wytarł. Kiedy był już suchy, nałożył ubranie, podziękował i wyszedł z domku.
Na schodkach, podpierając głowę dłońmi, siedziała Justine i patrzyła się nieobecnym wzrokiem przed siebie.
- Halo? – Matt poklepał ją po ramieniu. – Idziemy?
- Tak, tak – powiedziała po chwili. – Chodźmy.

Patrickowi kolejna godzina mijała tak samo wolno. A może tak samo szybko? Nie miał pojęcia. Nie wiedział też, czy minął już dzień, czy dopiero kilka godzin. Jedyne co widział to ciemność. Nie mógł nawet dostrzec swojej ręki, choć była nie więcej niż metr od jego twarzy. Jedynym pocieszeniem było to, że jutro (albo dzisiaj) zabiorą go stąd. Tylko czy śmierć jest lepsza niż gnicie w podziemnej celi?
Nie więcej, jak godzinę temu przekonał się, że nie jest w celi sam. Oprócz niego, oparty o ścianę, siedział wysuszony starszy człowiek. Jego ciało zgniło, wywarzając nieprzyjemny odór. Gdy Patrick niechcący go dotknął, prawie zwymiotował. Nie było to bynajmniej miłe doświadczenie.
Drzwi skrzypnęły cicho i promień światła wdarł się do celi oświetlając zwłoki starego mężczyzny. Patrick ledwo powstrzymał się od zwymiotowania na strażnika, który stanął na środku celi. W ręce trzymał pochodnie, co wydawało się dziwne, zważywszy na to, że był dwudziesty pierwszy wiek i dawno już używano latarek.
- Jedzenie. – Rzucił w stronę chłopaka pajdę chleba i postawił obok niego talerz z ciepłym mięsem.
- Dzięki – mruknął Patrick. – Zawsze tak traktujecie więźniów? Bo myślałem raczej, że jeżeli w ogóle dostanę jedzenie, to jakieś pomyje.
Strażnik spojrzał na niego smutno po czym pokręcił głową.
- Nie. Podkradłem to dla ciebie z kuchni. Szkoda mi takich chłopaczków jak ty. Często tu tacy bywają. Staram się im pomagać, jak tylko mogę.
A więc jednak nie wszyscy Czarni są tak źli, pomyślał Patrick.
- Jesteś Kiroyu? – spytał podejrzliwie.
- Skąd! Ja tu tylko… pracuję. – Zamyślił się. – A raczej służę.
- Miło z twojej strony – powiedział Patrick. – Pewnie, gdyby cię przyłapali na pomaganiu mi, miałbyś spore kłopoty.
Strażnik machnął ręką.
- Wolę o tym nie myśleć. Tak w ogóle, nazywam się Felix.
- Miło cię poznać – odparł chłopak wstając z podłogi. – Jestem Patrick.
Podali sobie ręce, po czym Felix spytał:
- Chciałbyś mieć tu trochę światła?
- No jasne – odpowiedział chłopak. – Tylko, jak następnym razem będziesz, to mógłbyś przynieść jakieś prześcieradło, żeby zasłonić tego biedaka? – Wskazał palcem na trupa opartego o ścianę celi.
- Nie ma sprawy – odparł Felix, po czym stwierdził, że musi iść. Wetknął pochodnie w specjalnie do tego przeznaczony uchwyt, wyjął z za pasa latarkę, zapalił i zamknął za sobą drzwi.
Patrick został sam w panującym półmroku. Przez chwilę wydawało mu się, że twarz siedzącego obok, zakutego w kajdany trupa wykrzywiła się w okrutnym uśmiechu. Przeszedł go dreszcz i czym prędzej przesunął się jak najdalej od gnijących zwłok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Wto 19:59, 07 Lut 2012 
Temat postu:

Thomas!
Po przeczytaniu dzisiejszego rozdziału, muszę przyznać, że jestem ZACHWYCONA!
Tak, tak!
Masz niesamowity talent. Świetnie opisujesz.
Literówki są, no ale cóż. Wina klawiatury, a nie Twoja.
A Yala jest BE! Już jej nie lubię Sad .
Najlepszy według mnie był początek i koniec- cały Patrickowy wątek. Na początku ta przemoc, którą stosowała wobec niego Yala i na końcu te zwłoki... Aż mi się powiedziało: Buee! To był trafny opis ^^ . No i me gusta oczywiście.
Mattowy wątek, że się tak wyrażę też jest ciekawy. Uśmiałam się przy "Starym żółwiu". No i Tia Nohemi przypomina mi moją bohaterkę z "Błękitnej", która pojawi się później. Tak około ósmego rozdziału Razz .
Wiedz, że kocham "Blizny".
Pozdrowienia Very Happy
Yap!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 20:04, 07 Lut 2012 
Temat postu:

Bardzo ci dziękuję. Mówiąc szczerze lepiej pisało mi się fragmenty z Mattem, ale te z Patrickiem też nie najgorzej. :]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Goltar
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:52, 07 Lut 2012 
Temat postu:

Świetny rozdział, Thomas! Dołączam się do Yap, jestem zachwycony. Strasznie zaciekawił mnie wątek Patricka, a w części o Macie (jak to się pisze?) doskonale moim zdaniem opisałeś wnętrze chaty szamanki. Pewnie znajdą się jakieś literówki, ale ja nie zwróciłem uwagi.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sherry
kurwy



Dołączył: 15 Sty 2012
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A przyjedziesz?

PostWysłany: Wto 23:20, 07 Lut 2012 
Temat postu:

Jeej. Nie spodziewałam się. Naprawdę. Wchodzę sobie na fora, myśląc tylko o tym, żeby przeczytać dedykowany mi na FZ fragment ,,Pierwszych mrozów zimy". A tu co? Tomek dodał kolejny rozdział. Z dedykacją dla mnie!
Na dodatek taki wspaniały...
Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Za dobre serce Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Śro 15:03, 08 Lut 2012 
Temat postu:

Co by tu napisać, gdy wszyscy już dodali swoje dwa grosze?
Oczywiście Blizny jak zwykle świetne. Nie mogę się doczekać następnego fragmentu. Poważnie zastanów się nad karierą pisarza, bo to coś dla ciebie, że się tak wyrażę. Szacun Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nike dnia Śro 15:04, 08 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 18:05, 08 Lut 2012 
Temat postu:

Dzięki. Nie ma za co, Raven. Wink
A, i Nike. W następnym fragmencie pojawi się Diana. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TobiS
kurwy



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kętrzyn

PostWysłany: Śro 23:09, 08 Lut 2012 
Temat postu:

Jak zwykle fajnie. Dawno mnie tu nie było, ale jak tylko wszedłem na forum, od razu szukałem nowego rozdziału "Blizn"Very Happy
Czekam na moją postać Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 2 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
MSHandwriting Theme Š Matt Sims 2004
phpBB  © 2001, 2004 phpBB Group
Regulamin