Forum dla wszystkich fascynatów pióra
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Rejestracja Zaloguj

E.M.P.I.R.E. [R] , [T] , [+13]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sherry
kurwy



Dołączył: 15 Sty 2012
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A przyjedziesz?

PostWysłany: Sob 15:02, 11 Lut 2012 
Temat postu:

Świetny wpis. Nie chce mi się wyłapywać błędów... Po prostu wyrazy uznania Very Happy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tośka15
kurwy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:04, 11 Lut 2012 
Temat postu:

Znowu świetnie.;)Strasznie mnie wciągnęło i nawet nie zauważyłam, że zjadłam już kisiel.Razz
Ta dziewczynka jest intrygująca. Myślę, że jesteśmy blisko wyjaśnienia sprawy (znaczy to już Ty ocenisz Wink ) Wstaw jak najszybciej następną część Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Sob 21:13, 11 Lut 2012 
Temat postu:

Dziękuję za komentarze. Te błędy, ech. Postaram się coś z tym zrobić. Wink
Co do wyjawienia tajemnicy... Tosiu, jeszcze troszkę poczekasz. Very Happy
"Artemis Fowl" nie czytałam. Razz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pandora dnia Sob 21:14, 11 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Sob 21:51, 11 Lut 2012 
Temat postu:

Artemis Fowl jest genialny. Przytaczam fragment z Arktycznej przygody:

OCENA PSYCHOLOGICZNA
Lata dorastania.
Fragment

Jeszcze przed ukonczeniem trzynastu lat badany osobnik Artemis Fowl odznaczal sie intelektem najwiekszym od czasow Wolfganga Amadeusza Mozarta. W meczu szachowym rozegranym przez Internet pokonal mistrza Europy Evana Kashoggi, opatentowal dwadziescia siedem wynalazkow i zdobyl pierwsza nagrode w konkursie architektonicznym na projekt nowego gmachu opery w Dublinie. Napisal takze program komputerowy, dzieki ktoremu udalo mu sie odprowadzic na swoje konto miliony dolarow ze szwajcarskich bankow, sfalszowal tuzin plocien impresjonistow oraz wyludzil od Malego Ludu znaczna ilosc zlota.Pytanie brzmi: po co to wszystko? Po co Artemis angazowal sie w nielegalne przedsiewziecia? Odpowiedzi niech dostarczy rzut oka na postac jego ojca.
Artemis Fowl senior, ktorego przestepcze imperium rozciagalo sie ongis od dokow Dublina po zaulki Tokio, ostatnimi czasy powzial ambitny zamiar zostania praworzadnym biznesmenem. W tym celu zakupil statek handlowy, zaladowal nan 250 tysiecy puszek coca-coli i wzial kurs na Murmansk w polnocnej Rosji, gdzie zamierzal ubic interes, z ktorego moglby ciagnac zyski przez wiele dziesiecioleci.
Niestety, rosyjska mafia doszla do wniosku, ze nie zyczy sobie, by irlandzki potentat wyrwal dla siebie czesc jej rynku. "Gwiazde Fowlow" zatopiono w Zatoce Kolskiej, a Artemis Fowl starszy zostal uznany za zaginionego, prawdopodobnie zmarlego.
Zasoby finansowe imperium, na ktorego czele stanal Artemis junior, zostaly zatem mocno uszczuplone. Aby odzyskac rodzinna fortune, chlopiec wkroczyl na droge przestepstwa, co w ciagu zaledwie dwoch lat przynioslo mu ponad pietnascie milionow funtow. Ogromna ta kwota posluzyla glownie sfinansowaniu wypraw ratunkowych w Rosji. Artemis po prostu nie chcial uwierzyc, ze jego ojciec nie zyje, choc kazdy mijajacy dzien zdawal sie to potwierdzac.
Chlopiec unikal kolegow i niechetnie chodzil do szkoly, wolal bowiem poswiecac czas na planowanie kolejnych zbrodni. Totez gdy w czternastym roku zycia doznal powaznego urazu psychicznego, biorac udzial w powstaniu goblinow, uznalismy, iz wyszlo mu to na dobre. Przynajmniej spedzil troche czasu na swiezym powietrzu i zawarl kilka znajomosci.
Szkoda tylko, ze wiekszosc nowych znajomych probowala go zabic.

Dr psych. Z. Argon raport sporzadzony na zlecenie Akademii SKRZAT


Teraz rozumiecie, o co mi chodziło? Smile
Mało znana książka, a fajna. Polecam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lama
kurwy



Dołączył: 30 Sty 2012
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Manchester

PostWysłany: Nie 16:14, 12 Lut 2012 
Temat postu:

Jak czytam o tej małej, to mnie strach łapie. Opisy tak na mnie działają. Jeżu, umarłabym jakby mi ona się nagle w pokoju pojawiła. O.o
Cytat:
- Nie, do cholery. Może i jest ładna, ale nie będzie mi w głowie lasować –

Na początku myślałam że on mówi o tej dziewczynce. xD
Czekam na dalsze części, mam nadzieje że będę mogła je poczytać na komputerze, bo na telefonie się rozjeżdża. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 18:09, 12 Lut 2012 
Temat postu:

Genialna! Jesteś genialna!
To, jak wciągnął mnie ten rozdział świadczy o twoim wielkim talencie. Dawno nikomu nie udało się tak mnie zaciekawić.
Nie mogę się doczekać kolejnego fragmentu. Błędów nie wypiszę bo po pierwsze - było ich mało. PO drugie - nie chce mi się. :>
Weny życzę! :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Sob 22:42, 25 Lut 2012 
Temat postu:

Trololololo. Wedle życzenia, kolejny rozdział. Komentujcie!
_____________________________________________________________

The Times. San Francisco, 22 października 2007 r.



Jedna z najlepszych redaktorek „The Times” nie żyje.

Nicole Potter, niezwykle utalentowana pracownica „The Times” najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. Nie jest to pewne, ponieważ, mimo, że kobietę znaleziono powieszoną w lesie za jej domem letnim na obrzeżach miasta, w jej krwi znaleziono jakąś niezidentyfikowaną substancję.
Dla Kalifornii do czarny rok, jeśli chodzi o ilość morderstw bądź samobójstw.
Przyjaciele kobiety są wstrząśnięci.
„ Nie potrafię w to uwierzyć. Była ostatnią osobą, po jakiej mógłbym spodziewać się czegoś takiego.” – mówi Jack Jackson.
Jeżeli uznamy, że to, co mówią, jest prawdą, redaktorka została zamordowana. Co jednak obok drzewa robił jej list? Jego treść nie została opublikowana, jednak jeśli policja wzięła pod uwagę możliwość zabójstwa, w owym liście musiało być coś nadzwyczaj interesującego.
Czy Nicole Potter została ofiarą zabójcy grasującego w Kalifornii?
Czy też popełniła samobójstwo?
A może zaatakowała ją jakaś grupa?
Podejrzewam, że tego nie wie nikt. Tymczasem na stronie 15 znajdziecie osiągnięcia pani Potter.


Opracował Michel Paoline

_____________________________________________________________

Clare Beach, Kalifornia 2011 r.


Matt przewrócił się na drugi bok i wbił zirytowany wzrok w bladoniebieską ścianę.
- Zachciało mi się łażenia po nocy – mruknął cicho.
Słońce już wschodziło. Po owym incydencie w składziku uciekł oknem, i wrócił do łóżka nie rozmawiając z nikim. I leżał od dwóch godzin, usiłując usnąć.
Jednak w głowie wirowało mu zbyt wiele myśli, smutnych i obcych.
Widział wielu takich jak ta dziewczynka. Ale najwyraźniej widział jedną kobietę.
Ciemnoskórą i wysoką, o jasnofioletowych oczach.
Potrząsnął głową, usiłując pozbyć się tego obrazu.
Jeszcze dwie godziny temu wszystko było dla niego zrozumiałe i jasne. Miał w życiu cel, był gotów poświęcić dla niego swoje zdrowie i nie tylko...
Teraz miał jedynie tępy ból głowy.
Coraz bardziej rozjuszony, przewrócił się na plecy. Gwiazdki z sufitu mrugały do niego prześmiewczo.
Pokazał im środkowy palec.
Coś zadrapało w drzwi, niemalże doprowadzając chłopaka do zawału. Podniósł się chwiejnie.
Z każdą chwilą drapanie stawało się coraz intensywniejsze.
Matt szybko szarpnął za klamkę. Zamek ustąpił z cichym pyknięciem.
Na wycieraczce siedział bury kot, amator jego pepsi.
Wąskie usta wygięły się w grymasie złości, szpecąc anielską twarz.
Kot, jakby wiedząc, że ma kłopoty, miauknął i próbował dać drapaka.
Chłopak szybkim ruchem złapał zwierzę i zatrzasnął za sobą drzwi. Upuścił kota, a on, jak to kot, wylądował na czterech łapach.
I z niesamowitą prędkością wystrzelił w okno. Musiał przeżyć straszne rozczarowanie, gdy przygrzmocił w szybę. Matt skrzywił się i złapał szamoczącego się zwierzaka w ręce. Kot rozbił sobie nos. Chłopak nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Otworzył nieszczęsne okno i rzucił dachowca na drzewo, którego ów uczepił się jak małe dziecko matki w obecności wielu obcych ludzi.
Jego wzrok padł na jedną z gałęzi. Kruk o ślepiach jak małe rubiny patrzył prosto na niego. Wzdrygnął się i zamknął okno. Przez chwilę zastanawiał się nad opcją ponownego zwalenia się na łóżko, jednak zrezygnował. Wyszedł z domu.
Złote oko słońca obserwowało go znad horyzontu.
Poszedł na plażę. Jego bose stopy pozostawiały niewielkie wgłębienia.
Zerknął na morze, będące w stałym ruchu.
Poszedł na klif, na którym po raz pierwszy zobaczył dziwaczną dziewczynkę.
Nie był zdziwiony, gdy po chwili się pojawiła, choć żołądek podjechał mu do gardła.
Napotkał spojrzenie oczu o tęczówkach podobnych do płynnej rtęci.
- Nie bój się. Będziesz wiedział kiedy nadejdzie czas.
Matt spojrzał na nią z ironią.
- Ty mi tu nie gadaj zagadkami, tylko mi powiedz, co to wszystko znaczy.
Jej drobne usta ułożyły się w upiorny uśmiech. Po plecach przeszedł mu zimny dreszcz.
- Sam do tego dojdziesz.
Podniosła się ze skały. Chłopak z przerażeniem spostrzegł, że jej dłonie są poznaczone długimi bliznami. Twarz również.
Chciał o to zapytać, lecz ona znów się uśmiechnęła i zniknęła, a on znów poczuł fiołki.
Sapnął, niezadowolony.
Wtem, usłyszał głosy. Nie w głowie, oczywiście, głosy dobiegające z dołu.
Rozpłaszczył się na skale i podczołgał do krawędzi. Na dole, ku swemu zdumieniu ujrzał kucharza, pana Saversa i Mary Collins.
Uśmiechnął się łajdacko, w jednej chwili zapominając o dziewczynce.
Wytężył słuch, zamykając oczy.
- Co, do cholery, ma znaczyć, że jesteś w ciąży?!
Matt wciągnął gwałtownie powietrze i zachłysnął się. Zaczął mocno kaszleć.
- Ktoś jest na górze! – wykrzyknęła Mary.
- Uhhh khuuurw... – wycharczał chłopak.
Zerwał się na równe nogi, jakby ziemia pod nim zaczęła płonąć.
- Matt! – krzyknął Savers.
- A i owszem! – pomachał, pokasłując, kucharzowi, który zrobił się bordowy ze złości.
- Niech cię dostanę w swoje ręce!
Chłopak przycisnął ręce do szyi, w geście rozpaczy.
- Ależ ja nie chcę zajść w ciążę!
Teraz rozzłościła się Mary, zmrużyła oczy w wąskie szparki.
- Matt! –zawołała z oburzeniem.
Uśmiechnął się do niej szeroko, lekceważąco.
- Słucham, cna dziewojo? Choć może nie taka cna...
Dziewczyna zacisnęła mocno usta. Pan Savers zebrał się w sobie i podjął morderczy, szalony bieg na klif. Sapał przy tym jak obżarty niedźwiedź, a jego świńskie oczka niemal wyskakiwały z orbit. Spocona łysina błyszczała w świetle słońca, które nieśmiało wychylało się coraz wyżej nad horyzont.
Był to doprawdy interesujący widok.
Młody chochlik z zamyśleniem popatrzył w skupieniu na toczącego się mężczyznę.
- Imponująca prędkość! To będzie nowy rekooooooord! – wrzasnął, wypinając pierś jak kogut.
Odczekał, klaszcząc i dopingując kucharza z oddaniem, aż triumfator stanął na klifie. Wtedy zaczął podskakiwać obłąkańczo i gwizdać w udawanym zachwycie.
Został nagrodzony nieprzyjaznym łypnięciem oczu Saversa. Uśmiechnął się słodko, i zapiał:
- Nasz pan i władca! Pięćdziesiąt metrów w dziesięć minut!
Rzecz jasna, nasz kochany bohater trochę koloryzował. Jednak, niezbyt dużo.
Szczerze mówiąc, wcale. No cóż, postawienie opasłego kucharza w lepszym świetle nie powiodło się.
Tymczasem owy mistrz kuchni usiłował złapać oddech. Pogoń najwyraźniej mocno go sforsowała. W końcu, odezwał się, przerywając co chwila.
- Pożałujesz...tego. Obiecuję, że... pożałujesz.
Matt przewrócił oczami. Wyglądał przy tym jak Anioł Stróż, niezadowolony ze swojego wychowanka.
- Powtarzasz się, panie specu od pieprzenia. Zupy, rzecz jasna... – od razu jego szczupła twarz nabrała diabelskiego wyrazu.
Nie wiadomo jakim cudem, ale oblicze Saversa stało się jeszcze czerwieńsze. Obecnie miało barwę rubinu.
Grubymi jak serdelki palcami wyszarpnął zza paska chochlę. Chłopak wiedział, że właśnie przekroczył niewidzialną granicę. Spiął się, gotowy do ucieczki.
Od której wybawił go nieznany, wysoki osobnik, kiedy wyłonił się zza zwalistej postaci i zwinnym ruchem wyjął niedoszłe narzędzie zbrodni z łapska mężczyzny.
Mógł mieć piętnaście lat, kasztanowe loki, i czarne, niemal straszne oczy.
Wygiął wąskie wargi w uśmiechu.
- Witam panów – odezwał się niskim, kojącym głosem.
Matt spojrzał na niego badawczo.
- Dobry.
Wykorzystując chwilową dezorientację pana Saversa, zanurkował pod jego ramieniem i popędził na dół. Słyszał, że chłopak biegnie za nim. Jeśli chodzi o kucharza... za chłopcami biegły jego przekleństwa.
Na dole mały diabeł zatrzymał się. Jego kompan z gracją również skończył bieg.
Nieznajomy podał mu szczupłą dłoń. Jasnowłosy chłopak niechętnie ją uścisnął.
- Matt.
- Miło mi cię poznać. Nazywam się Eric.
W głowie chłopaka to imię odbiło się echem, wciąż powracając.
Poczuł anielski spokój.
Kolejny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Sob 23:06, 25 Lut 2012 
Temat postu:

Coola...
Ty rozwalasz nawet w opowiadaniach. Pieprzenie zupy...
Poza tym- tajemnicza śmierć Nicole Potter. Tak mnie strasznie zaintrygowała... brak słów. I ta dziewczynka. Muah, świetna! W ogóle Twoje opowiadanie jest świetne. No i kocham tego diabełka, Matta. To jest forumowy kanon. Tak jak Blizny, Ludzie Wody i parę innych. Mój kanon.
Pisz, bo Yap czeka.
Całuski!
Twój Zastępca


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tośka15
kurwy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 14:17, 26 Lut 2012 
Temat postu:

Coola... to jest super... Very Happy
A śmierć Nicole Potter taka tajemnicza Smile
Ciekawe czy następny redaktor też zginie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Nie 14:23, 26 Lut 2012 
Temat postu:

Zobaczymy, Tosiu. ;> Postaram się jak najszybciej, Yap. Razz
Dzięki za komentarze!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 15:06, 26 Lut 2012 
Temat postu:

Tak jak Tomek obiecał, tak Tomek zrobił. Przeczytane i nie żałuję ani sekundy na to poświęconej. Jesteś genialna, a teksty Matta mnie rozwalają. Najlepsze było:

"- Niech cię dostanę w swoje ręce!
Chłopak przycisnął ręce do szyi, w geście rozpaczy.
- Ależ ja nie chcę zajść w ciążę!",

"Gwiazdki z sufitu mrugały do niego prześmiewczo."

Haha, nie mogę! Ciągle się śmieję. Masz specyficzny humor, ale bardzo mi przypadł do gustu. Zresztą ja uwielbiam humor w opowiadaniach. ^^
Jedyny minus - za często używasz i za dużo używasz zdań pojedynczych. Czasami stawało się to irytujące, ale to tylko moje odczucie. Ogólnie jest bardzo dobrze. :]

Heh. Pieprzenia... *kręci głową z uśmiechem*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Thomas dnia Nie 15:06, 26 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TheSavpi
kurwy



Dołączył: 23 Lut 2012
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:58, 05 Mar 2012 
Temat postu:

Super opowiadanie! Jak Thomas powiedział "nie żałuję ani sekundy na to poświęconej". Świetne jest. Matt rządzi!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Nie 16:29, 11 Mar 2012 
Temat postu:

Udało się! Very Happy Czytać i komentować! :3
_____________________________________________________________

5 października 2007 roku.

Kochany pamiętniczku,

Dziś znów miałam sen.
Boję się sypiać, to wciąż przychodzi.
Siedzimy na klifie, słońce zachodzi. Nagle jeden promień słońca otwiera się i pojawiają się Oni, na wspaniałych skrzydlatych półkoniach, półorłach. Ich grzywy mają perłową barwę, oczy, kopyta i dzioby są jak płynne złoto. Piękne skrzydła wyglądają na bardzo miękkie. I były czyste, olśniewająco białe.
Za to jeźdźcy są odrażający. Bladzi, pokryci bliznami jak łuskami, o potwornym oczach i twarzach, dzierżą w dłoniach sztylety równie śliczne jak Ich wierzchowce. Mają kształt wąskiego liścia i są wykute ze szlachetnych kamieni.
Oczarowani, siedzimy jak porażeni gromem. Gładko, bez żadnych przeszkód, mężczyźni wbijają nam w serca noże. Nawet nie czuję bólu, tak jestem zachwycona niesamowitymi, latającymi stworzeniami.
I nagle wszystko się kończy. Wpadam w ciemny tunel, słyszę krzyki wszystkich mordowanych.
Boję się, pamiętniczku.
Nie, nie śmierci.
Tego, co będzie za tunelem.

_____________________________________________________________

Clare Beach, Kalifornia 2011 r.


Spokój zniknął tak szybko, jak się zjawił, pozostawiając Matta samego z mrocznym Ericem.
W dodatku złośliwe ucho niemiłosiernie go swędziało.
- A tak w ogóle, co tutaj o tej porze robisz? – zapytał chłopak, ulegając, i drapiąc się za uchem.
Ciemne oczy spojrzały na coś za nim, nadając mu wygląd greckiego filozofa.
- Sądzę, że to samo, co ty.
Usta Amerykanina rozciągnęły się w podejrzliwym uśmieszku.
- Też śledziłeś Saversa i Mary?
Jego rozmówca zachichotał cicho, gardłowo. Stado mrówek przebiegło sprintem po plecach Matta.
- Uciąłem sobie pogawędkę z tą uroczą dziewczynką – mruknął i zerknął na bladą twarz jasnowłosego anioła.
Poszarzałe usta otworzyły się lekko.
- Że co?
Zabrzmiało to bardziej jak „eee...sooooo?”, jednak kompetentny właściciel ciemnego morza na głowie zrozumiał, o co chodziło słupowi soli, który przed nim stał.
- Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię.
Wyraz twarzy anioła zmieniony na trolla górskiego z strzałą pośrodku czoła pozostał.
Błękitnookiego trolla z opresji wyratowała, niczym dzielny rycerz, jak zwykle zjawiający się Bóg-wie-skąd, Erazma. Ciemne włosy powiewały na wierze, podobnie jak niewiarygodnie krótka sukienka, dzięki czemu mieliśmy przed sobą dwa kamienne słupy o ogłupiałych minach.
- Dzień dobry.
Poczucie obowiązku przedstawienia ich sobie wyrwał Matta z transu.
Wyprostował się, jakby połknął kij od szczotki i przemówił oficjalnie:
- Ericu, to Erazma. Erazmo, poznaj Erica – w tym momencie brakowało mu jedynie białej szaty.
Dziewczyna wyciągnęła śniadą dłoń, a Eric ją uścisnął. Jednak nie puścił. Włoszka uśmiechnęła się do niego zalotnie.
Zniecierpliwiony chłopak odchrząknął znacząco. Dwie pary ciemnych oczy posłały mu mordercze spojrzenia.
Uniósł ręce w obronnym geście.
- Ja tylko dbam, żebyście mi tu nie umarli z głodu, bo wyglądało na to, że macie zamiar gapić się na siebie przez pół dnia. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale nie przepadam za trupami w moim ulubionym miejscu.
Żeby nie dorobić się kopa w tyłek od któregoś z nich, odwrócił się na pięcie i odmaszerował do domu. Kiedy przechodził obok składziku, drogę zastąpiło mu coś wielkiego. Spojrzał w górę, osłaniając oczy dłonią, udając, że blask bijący od Lily go oślepia.
- Czy to nie nasza mała, słodka Lily?
Kwadratowa szczęka dziewczyny zacisnęła się, w mętnych ślepiach błysnęła żądza mordu.
- Coś nie tak, Lilijko? Zapomniałem o czymś, skarbeczku? – na wąskie usta wypłynął słodki uśmiech.
Zza zaciśniętych, małych zębów wydobył się syk.
- Chciałam powiedzieć ci, wypierdku mamuta, że ojciec ZNÓW cię szuka.
Matt ryknął śmiechem.
- Wypierdku mamuta?! Lily, jestem z ciebie dumny, tłumy będą umierać ze śmiechu, tak żałosna jesteś... – wessał powietrze przez przymknięte wargi. – O czym ja mówiłem? A tak, czego chce nasz drogi Mike?
Imponujących rozmiarów brwi zmarszczyły się, tworząc jedną, grubą krechę.
- Czy ja jestem twoim chłopcem na posyłki? – zapytała wyniośle.
Chłopak westchnął ciężko.
- Takie odniosłem wrażenie... Zawsze wiedziałem, że jest z tobą coś nie tak. Czyli co, jesteś Emilian a nie Lily?
Jej źrenice zwęrzyły się gwałtownie.
- Zabieraj stąd swoją chudą dupę, bo mam ochotę...
Matt jęknął rozdzierająco.
- Nie dość, że chłopak, to jeszcze gej! Pozwól, że swoją dupę zachowam jedynie dla siebie.
Odwrócił się z godnością i okrążył Lily (a może Emiliana?), i odszedł zamaszystym krokiem do domu. Wpadł do środka bez pukania, no bo i po co miałby pukać? Przekonał się jednak, że lepiej byłoby to zrobić.
Bowiem na stole w kuchni siedziała matka Erazmy, namiętnie całowana przez Mike’a.
Chłopak wbrew sobie zachichotał głupkowato. Potem pobiegł do łazienki i zwymiotował.
Podniósł się chwiejnie i wypłukał usta wodą z kranu.
- Obiecał. A niech go szlag trafi – beknął donośnie.
Usłyszał tupanie butów ojca. A potem jego głos.
- Matt?! Matt, słyszysz mnie? Ja ci wszystko wytłumaczę!
Znów beknął. Wzdrygnął się, czując zapach ze swoich ust.
- O fuu – mruknął. – A te wyjaśnienia możesz sobie wsadzić dobrze wiesz gdzie! Albo nawet jej możesz wsadzić!
Potarł drżącą dłonią zmęczoną twarz. Nie minęły dwie godziny, a on już czuje się jakby nie spał od trzech dni.
- Matt, wychodź natychmiast! – głos ojca stał się twardszy.
Chłopak poruszył wargami, robiąc omdlewające miny. Następnie otworzył cichutko okno nad wanną i przecisnął się przez nie, spadając na ziemię.
Skrzywił się. Nie miał nic do jedzenia, a żołądek głośno domagał się swoich racji.
Wstał powoli, niczym stuletni staruszek, i poczłapał do restauracji. Przy odrobinie szczęścia uda mu się ominąć wojsko Saversa. No dobra, przy kilotonach szczęścia.
Wszedł do chłodnego hallu, nadal człapiąc tenisówkami jak postać z kreskówki.
Grath patrzył na niego z żywym zainteresowaniem.
- Ciężka noc? – zapytał, szczerząc krzywe zęby.
Matt popatrzył na niego nieprzytomnie.
- Ciężki poranek, chłopie. Daj coś na ząb.
Tamten uśmiechnął się ponuro i poszedł do kuchni, by po chwili wrócić z michą pełną jajecznicy na bekonie i tostami.
- Bóg ci zapłać, dobry człowieku. Właśnie uniknąłem śmierci głodowej.
I rzucił się na jedzenie jak Sknerus McKwacz na swoje złoto.
Po chwili talerz był pusty, a brzuch chłopaka pełny.
Uśmiechnął się błogo, co nadadało mu wyraz Archanioła Gabriela, który właśnie się dowiedział, że resztę wieczności spędzi na Karaibach w towarzystwie nieśmiertelnej Marilyn Monroe.
Grath zabrał talerz i podreptał usłużnie do kuchni.
Chłopak rozparł się na krześle.
- Nie za wygodnie ci? – rozległ się głos tuż zza jego pleców.
Stała za nim niewysoka, szczupła dziewczyna o ogniście rudych włosach.
Matt uniósł brew.
- Nazywam się Rachel – wyciągnęła do niego piegowatą rękę.
Uśmiechnął się, rozbawiony, zastanawiając się ilu ludzi jeszcze dziś pozna. Uścisnął krótko drobną dłoń.
- Matt – mruknął.
Kolejna do ich wesołej gromadki.
- Wybacz, ale muszę już iść – powiedział.
Wymknął się szybko z budynku i poszedł do składziku, by dokończyć pracę nad deskami.
- Dziewczyny dziewczynami, ale pracować trzeba.
Czerwone oczy jażyły się lekko, obserwując bacznie chłopaka zza zielonych liści drzewa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pandora dnia Nie 19:25, 11 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Nie 17:06, 11 Mar 2012 
Temat postu:

Coola, ja cię kręcę! Tylko ty stosujesz takie homeryckie porównania Razz
Nieżle się uśmiałam, no i oczywiście zaciekawiłam. Jak myślisz, czemu Rachel kojarzy mi się z Rachel z Percy'ego Jacksona? Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nike dnia Nie 17:07, 11 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tośka15
kurwy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:44, 11 Mar 2012 
Temat postu:

Świetny, pełen humoru post Smile
Czyżby nowa postać dołączała ?Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Nie 19:29, 11 Mar 2012 
Temat postu:

Nike, bo jest ruda, Rachelowata i ma na imię Rachel? Very Happy
Wpadło mi to do głowy zupełnie spontanicznie, po chwili załapałam, czemu tak a nie inaczej.
Tosiu, owszem. I za jakiś czas następne... Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Pon 23:34, 12 Mar 2012 
Temat postu:

Trzynajcie mnie! Zero błędów, zero niedociągnięć i tyle humoru... To jest niesamowite co Ty potrafisz napisać! Twoje porównania... Są lepsze niż jakiekolwiek inne! Po przeczytaniu tego odcinka jestem napalona E.M.P.I.R.E.m i stwierdzam, że musisz szybko wstawić kolejną część!
Całuski
Od Twej zboczonej jakże dobrze rozumiejącej Mattowe skojarzenia
Yap xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 9:10, 13 Mar 2012 
Temat postu:

Fajnie, fajnie.
Ta rudowłosa Rachel kojarzy mi się z Rachel, która pojawiła się w Percy'm. :>
Matt jak zwykle śmieszy. Jego teksty mnie rozwalają. ;]
No i czerwone oczy na końcu. Świetnie. Trafiłaś w me gusta. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Wto 19:18, 13 Mar 2012 
Temat postu:

Napalona Yap! Very Happy
Czuję, że trafiłam w odpowiednie towarzystwo!
Rozumieć Matta - rozumieć mnie. xd
Dzięki wszystkim za komentarze. :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Pią 22:41, 16 Mar 2012 
Temat postu:

Ekhem... wedle mojego zdania, najdziwniejszy post w tym temacie. xd
Kolejna część przygód Matta i jego kompanów. :3
_____________________________________________________________

Noc, Londyn 1784 r.


Dwaj niscy mężczyźni stali w cieniu wysokiego budynku. Dreptali niecierpliwie w miejscu niczym pingwiny na lodzie i otulali się płaszczami, kuląc się tak, że zajmowali fizycznie rzecz biorąc, zbyt małą powierzchnię, która mogłaby pomieścić dorosłych mężczyzn.
W dodatku zaczęło padać.
Jeden z nich, w czarnym płaszczu, prychnął.
- Co za plugawe miejsce. Co to ma być? – wykrzyknął z rozpaczą, wznosząc blade ręce do ciemnego nieba.
Drugi uniósł sceptycznie brwi.
- To jest deszcz, Eladri. Deszcz.
Czarny płaszcz załopotał, gdy jego właściciel wykonał szybki zwrot.
- Wiem, jak to się nazywa, Naorze, nie kpij ze mnie! – pogroził mu palcem, który przypomniał nagą kość.
Naor nie odpowiedział, rozejrzał się tylko po opustoszałej, ponurej ulicy.
- Gdzie oni są? – zapytał zaniepokojony. Jego czoło zmarszczyło się.
Eladri potrząsnął głową, srebrzyste włosy zawirowały.
- Jeśli chodzi o mnie, to mógłby szlag ich trafić. Co to za durny pomysł?
Twarz jego rozmówcy nadal miała niespokojny wyraz.
- Zadajesz dziś beznadziejne pytania, przyjacielu. – Rozglądał się bacznie, jakby szukając zguby.
Tamten zamaszystym ruchem wyjął z kieszeni okrągły przedmiot podobny do zegarka kieszonkowego. Był złoty, na jego wieczku widniała Róża Wiatrów. Otworzył ją, a w nim był mały ekranik. Wyjął nie wiadomo skąd złoty rysik. Nabazgrał na białym tle „Amin Lorte”. Poczekał chwilę, a ekranik sczerniał.
Eladri wyglądał, jakby jego skórę pokrył popiół.
- To... to niemożliwe – wydukał słabym głosem.
Drugi mężczyzna zasępił się.
- A więc miała rację. Oni wrócili.
Przez niebo przetoczył się grzmot.
_____________________________________________________________

Clare Beach, Kalifornia 2011 r.


Matt westchnął ciężko, jak Atlas po wiekach trzymania na barkach Globu.
Jego włosy były roztrzepane, a on brudny i zły. Mijało właśnie południe, upał był jak na Saharze, a przed chwilą bury kot nasikał do pepsi chłopaka, zarabiając zdrowego kopa.
Zmrużył oczy, gdy jeden ze złotych promieni padł prosto na jego źrenicę, doprowadzając ją do szału.
W desperacji walnął głową o sfatygowany blat stołu, który pękł z donośnym trzaskiem.
Uśmiechnął się łobuzersko, czując się niczym wojownik ninja.
Wyprostował się, patrząc po zagraconym wnętrzu niczym Chuck Norris na swoich wrogów, lekceważąco i groźnie. Zapomniał na moment o problemach, dając się ponieść fali wyobrażeń siebie jako ninja.
A potem fala minęła, a z niej wyłonił się smok będący wyobrażeniem jego zmartwień. Był przeogromny.
Wir pytań wbił się w umysł Matta, robiąc w biednej głowie kompletne spustoszenie.
Co ma zrobić? Jaką zagadkę ma rozwiązać? Czego chce od nich diaboliczna dziewczynka...?
Wzdrygnął się na samo jej wspomnienie. Teatralnie potarł czoło i wyszedł z miną męczennika na palące słońce. Spojrzał smętnie na bezchmurne, bladobłękitne niebo. Znienacka usłyszał za sobą syk.
Odwrócił się błyskawicznie i rozglądał się, zdezorientowany, gdyż nikogo za nim nie było.
Syk powtórzył się, i chłopak gwałtownie poderwał głowę, aż coś strzeliło mu w karku.
Z zielonych liści wystawała blada, paskudnie uśmiechnięta twarz o oczach jak krwawe rubiny. Powoli z plątaniny gałęzi wyłoniła się ręka dzierżąca niewielką kuszę z naciągniętą, połyskującą złoto w promieniach słońca strzałą.
Z gardła nieznajomego wydobył się dziwny gulgot, który najprawdopodobniej miał być śmiechem.
Matt cofnął się, nieświadomie wykrzywiając się niczym w towarzystwie czegoś wyjątkowo kiepsko pachnącego.
Mężczyzna wycelował, uśmiechnął się szerzej i...
- No proszę, sławny pan Simple! – rozległ się okrzyk.
Ręka trzymająca broń drgnęła, chłopak widział dokładnie, jak na twarzy obcego wykwitają czerwone plamy. Pocisk wystrzelił w powietrze, połyskując niczym pierwszy promień słońca o poranku. Smagnął ramię „pana Simple”, pozostawiając po sobie czerwoną pręgę. O dziwo, choć rozcięcie było szerokości palca, w ogóle nie krwawiło. Po chwili rana się zasklepiła.
Rachel wyskoczyła zza pnia drzewa niczym wiewiórka po Redbullu.
Jej soczyście zielone oczy błyszczały niemal tak bardzo jak złota strzała, tkwiąca obecnie głęboko w piachu.
- Witam ponownie – mruknął, pocierając nerwowo ramię.
Przekręciła nieco głowę.
- Dziś jesteś trochę nie w humorze? – spytała entuzjastycznie, uśmiechając się radośnie.
Było to co najmniej dziwaczne.
- Tak... – odpowiedział, czując się, jakby jego żyłami płynęła lawa. Może za długo był na słońcu i w tym dusznym składziku?
Podniósł rękę do czoła, mając wrażenie, iż jest zamknięty w cielsku olbrzyma. Świat zawirował mu przed oczami setką barw, a kiedy wrócił do normy, przed nim widniała piegowata twarz dziewczyny. Trzymała go za ramiona, mocno potrząsając.
- Halo, tu ziemia! Chyba się dziś nie wyspałeś, co?
W zamroczonym umyśle chłopaka wykiełkowała myśl, że większość jej słów są połączone w pytania. Nim jednak zaczął podlewać i pielęgnować ów myślowy kiełek, on usechł, a świadomość została spowita mgłą.
- Matt? – głos dobiegał do niego jak spod wody, znajomy krajobraz zanikał.
W końcu zniknął całkowicie, a jego miejsce zajęły ciche szepty z piekielnej otchłani, nad którą stał.


Erica z głębokiego zamyślenia, godnego samego Sokratesa, wyrwało rozpaczliwe łomotanie w drzwi. Podniósł się nieco sztywno, bo prawdę mówiąc, od dwóch godzin siedział nad wierszami Blake’a. Przeszedł przez niewielki, wypchany książkami pokój i nacisnął klamkę. Otwierać już nie musiał, bo rudowłosa dziewczyna wpadła do środka z Mattem w drobnych ramionach.
Upadli z łoskotem na podłogę, rozległ się jęk, gdy chłopak uderzył głową o twarde podłoże. Patyczak z ognistą burzą dzikich loków na głowie podniósł się chwiejnie.
- Jestem Rachel – odezwała się nerwowo. – A to jest Matt. Coś mu się stało.
Przy ostatnim zdaniu jej głos się załamał.
Eric szybkim spojrzeniem omiótł twarz Rachel, szczupłą i zaróżowioną, i niskiego anioła, którego oblicze miało barwę śniegu.
Bez słowa przeniósł go na łóżko, w którego nogach stał chwiejny stos książek.
- Mam na imię Eric. Zdejmij, z łaski swojej, te książki i poczekaj tu z nim.
Nie musiał tego mówić, bo dziewczyna właśnie kończyła sprzątać tomy, a jej bujne loki podskakiwały jak węże.
Zacisnął usta i wyszedł z pokoju.
Pomaszerował zdecydowanie na dół, gdzie zastał Erazmę. Uśmiechnęła się na jego widok.
- Mattowi coś się stało – powiedział grobowym głosem.
Jej śniada skóra zbladła niemal jak chłopak leżący w jego pokoju na górze.
Poderwała się z fotela, kot, który siedział na jej kolanach, zleciał na posadzkę. O dziwo, nie wylądował na czterech łapach. Sycząc wściekle, czmychnął na zewnątrz.
- Co mu jest? – zapytała, zdenerwowana.
Współczesny filozof grecki wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Jest prawie nieprzytomny. I gorący jak samo Piekło – mruknął, marszcząc brwi.
Dziewczyna zbladła jeszcze bardziej.
- Prowadź – niemalże warknęła.
Eric odwrócił się na pięcie i pomknął z powrotem. Czuł się jak Asterix biegający po wielkim budynku, walcząc z biurokracją.
Weszli do pomieszczenia. Matt leżał jak martwy na białej kołdrze. Rudowłosa dziewczyna popłakiwała cicho, siedząc obok niego i ściskając za dłoń. Cała scena przypominała denne romansidło.
Erazma tylko uniosła brew.
Podeszła powoli do chłopaka, jakby miał się na nią zaraz rzucić. Delikatnie starała się odsunąć Rachel, ta jednak ani drgnęła, rzuciła tylko Włoszce wściekłe spojrzenie, którego nie powstydziłby się sam Lord Voldemort.
Śniada dłoń lekko dotknęła skroni chłopaka. Eric uważnie ją obserwował, więc widział wszystko.
Piękna twarz wykrzywiła się w grymasie bólu, krótki okrzyk... i te oczy, które zmieniły barwę na rubin. Odskoczyła od niego, trzęsąc się jak nowonarodzone źrebię.
- On... on jest skażony – wydukała, wyglądając jak mysz z wytrzeszczem oczu.
Rachel gwałtownie podniosła drobną twarzyczkę, którą oświetliło słońce, odkrywając kręte ścieżki łez.
- Co to znaczy? – zapytała płaczliwie.
Erazma powoli osunęła się na podłogę, w ciemnych oczach zalśniły łzy, wyglądające jak perły.
- To znaczy, że może umrzeć. Jego dusza zostanie wtedy zniszczona. Na zawsze.
Nikt nie zapytał dlaczego. Jak. Kiedy. Te słowa były obecnie zbyt wielkie, by przedrzeć się przez ściśnięte gardła.
Trzy pary oczu patrzyło z innymi emocjami na anioła.
Zielone oczy patrzyły z przerażeniem. Czarne ze smutkiem, a brązowe nadal miały wytrzeszcz.
A sam Matt...

Stał nad Otchłanią, a głosy mówiły już głośno.
- Chodź do nas... – zasyczało coś w ciemności.
- Zaznaj naszego Raju – dopowiedział drugi głos.
Chłopak balansował nad krawędzią. Chciał skoczyć, tak bardzo...
Jednak coś go trzymało.
Takie piękne, szmaragdowe oczy. Nie wiedział, do kogo należą, ale czuł, że ich właściciel chce, żeby wrócił.
Znienacka przed nim pojawiła się jego matka, tak piękna, jak na zdjęciach, których miał tak wiele.
Rozłożyła ramiona.
- Chodź do mnie, Matt. Będziemy mogli być wreszcie razem.

_____________________________________________________________

Czekam na opinie... Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pandora dnia Pią 22:42, 16 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
MSHandwriting Theme Š Matt Sims 2004
phpBB  © 2001, 2004 phpBB Group
Regulamin