Forum dla wszystkich fascynatów pióra
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Rejestracja Zaloguj

Ludzie Wody [R][+13][T]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Sob 22:11, 03 Mar 2012 
Temat postu:

Ha! Tylko ja, ale zawsze to ja. No, chyba, że Yap już się nie liczy...
Ehh, Thomas, jak ja Cię dobrze znam. Te nasze inspiracje... Wink
Chcę kolejnej części niebawem!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 22:41, 04 Mar 2012 
Temat postu:

Dobra, daję kolejny fragment.
____________________________


Siedzieli na drewnianych skrzynkach w jednym z zaułków i popijali piwo imbirowe ze szklanych butelek. Upał był nieznośny, dlatego cieszyli się, że ściany budynków zapewniają im względny chłód.
Niebo było bezchmurne, nie licząc jednego obłoku, który zaplątał się nad miastem.
Thomas był skłonny uznać, że życie jest piękne. Cały czas miał jednak przed oczami obraz zmasakrowanego mężczyzny. I nadal się zadręczał, kto mógł zrobić coś takiego.
Lim widząc, że coś trapi jego starszego kolegę przyjrzał mu się uważnie.
- Coś jest nie tak? – spytał.
Thomas, którego pytanie wyrwało z rozmyślań zawahał się po czym odrzekł:
- Nie. Wszystko w porządku.
Siedzieli w milczeniu nasłuchując odgłosów dobiegających z przystani i sączyli piwo imbirowe.
- Słyszałeś o ostatnim morderstwie? – spytał w końcu Tom. Czuł, że musi z kimś o tym porozmawiać.
- O tym jak załatwili Vertha? - spytał chłopak.
- Tak. Chyba tak się nazywał tamten mężczyzna.
Lim zrobił kwaśną minę.
- Słyszałem. – Odstawił pustą butelkę. – Dobry był z niego człowiek. Szkoda go.
Thomas przypomniał sobie, po raz kolejny zresztą, blade ciało martwego mężczyzny. Tyle ran… Połamane i powyłamywane kości. Wiedział, że będzie zapamięta ten obraz do końca życia.
Otrząsnął się z nieprzyjemnych myśli.
- Wiesz kto mógł coś takiego zrobić? – spytał.
Lim sprawdził po raz kolejny, czy aby na pewno nie zostało nic na dnie butelki, po czym podrapał się po głowie.
- Ludzie gadają – zaczął. – Niektórzy twierdzą, że to ludzie z Royal Navy go zabili, a następnie podrzucili do Port Royal. Inni twierdzą, że załatwiły go syreny. – Thomasowi przeszedł po plecach dreszcz na samą myśl o tych mitycznych stworzeniach. – Chociaż ci, co tak mówią są głupi – ciągnął Lim. – Wiadomo, że syreny są ludożercami. One zjadają piratów, nie masakrują im ciał.
Tom nie był, co do tego taki pewien.
- Niektórzy – mówił dalej Lim. – twierdzą, że Verth miał wrogów. To jest bardzo możliwe. Tak jak to, że ci jego wrodzy go zabili.
Thomas siedział chwilę i zastanawiał się nad tym, co właśnie usłyszał.
- A ty, w którą historię wierzysz?
Chłopiec wzruszył ramionami.
- Myślę, że najbardziej prawdopodobne jest, iż zabił go jakiś jego wróg, albo ktoś, komu on… przeszkadzał.
Tom pokiwał głową.
- Też tak myślę – rzekł, chociaż nie był, co do tego przekonany.
Lim wstał.
- Zaraz w „Skrócie” powinien pojawić się mój kolega. Idziesz? – spytał.
Przeszli ulicami do zaułka, w którym było ukryte przejście. Thomas wcześniej nie zauważył napisów na ścianie budynku. Większość z nich obrażała Royal Navy. Niektóre wyzwiska był… dość wymyślne.
Weszli do wielkiego, pustego budynku. Tom dostrzegł, a raczej wyczuł, że Lim się schyla. W następnej chwili błysnął pomarańczowy płomień. Pirat dostrzegł słabo oświetloną twarz chłopca.
- Co robisz? – spytał.
- Chcę, żeby było jaśniej – wyjaśnił Lim.
Po chwili dziesięć lampionów przyczepionych do ścian budynku świeciło, pozwalając tym samym na normalne funkcjonowanie.
Mniej, więcej po środku sali, oparta o filar podtrzymujący sklepienie, siedziała jakaś postać.
- To twój kolega? – spytał Tom.
Lecz Lim nie odpowiedział. Biegł już w stronę nieruchomego mężczyzny.
- Chodź szybko! – wrzasnął chłopiec.
- Idę, idę! – odkrzyknął Thomas u ruszył wolnym krokiem w stronę filaru. Idąc rozglądał się dookoła. Budynek wydawał się jeszcze większy niż od zewnątrz. Szare ściany zdobiło mnóstwo napisów – bardziej i mniej cenzuralnych. Lampiony zapewniały półmrok. Jednak nikt z ulicy nie mógł się domyślić, że ktoś jest w środku, ponieważ budynek nie miał okien. Jedyne drzwi prowadzące od ulicy zostały zabarykadowane.
- Co… - Nie dokończył pytania, ponieważ zobaczył zbolałą minę Lima i jego wzrok natychmiast powędrował na opartego o filar, czarnoskórego mężczyznę.
Miał oczy wywrócone białkami do góry i nieobecny wyraz twarzy. Jego głowa trzymała się już jedynie na kręgach szyjnych, dlatego była dziwnie wykrzywiona do tyłu. Podarta koszula odsłaniała zmasakrowaną klatkę piersiową, w której widniała ogromna dziura. W czoło wbita była butelka rumu, którą pewnie popijał tuż przed śmiercią. Nogi miał powyłamywane. Sterczały w różne strony tak, że Tom poczuł, że chce mu się zwymiotować. Ten mężczyzna był podobnie skatowany, jak Verth, dzień temu.
- Elias – wyszeptał Lim. Jego ręce były zaciśnięte w pięści, a twarz zdradzała determinację. – Zbiję tych, którzy ci to zrobili! Słyszysz!
Młody pirat przypatrywał się chłopcu ze ściśniętym sercem. Podejrzewał, że ten mężczyzna wiele znaczył dla Lima. Nie wyobrażał sobie, jak to jest stracić kogoś tak bliskiego. Nie miał pojęcia, jakby się zachował, gdyby coś takiego spotkało Hannę.
Uderzył się w głowę. Nie wiedział, dlaczego pomyślał akurat o młodej Fince. Dlaczego nie o kimś innym…
Tymczasem chłopiec złapał jedną z butelek, która stała obok ciała zamordowanego i cisnął nim w ścianę. Śledzili przez chwilę jej lot, po czym rozbiła się o ścianę. Była krucha. Tak krucha, jak życie tego mężczyzny. Tak łatwo było je rozbić, zniszczyć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Pon 16:50, 05 Mar 2012 
Temat postu:

Wczoraj wieczorem przeczytałam ten rozdział. Przed przeczytaniem targały mną złe emocje, a po byłam zupełnie odmieniona. No nie ta Jagoda. Zachwyt mnie wypełnił. To chyba najlepszy rozdział.
Lim jest kochany ^^ . Przypomina mi pewną postać z mojego starego opka. Taki słodki, spontaniczny.
No i kolejny trupek *.*
Ale jeśli mam być szczera, najbardziej podobało mi się zakończenie. Perła. Perła wśród Twych opowiadań. Te ostatnie zdania... nie potrafię nawet ubrać tego w słowa. Takie tajemnicze. Mądre.
Trzymam za Ciebie kciuki. Pisz dalej, wstawiaj, bo ja autentyczny zachwyt czuję.
Jesteś the best.
Pozdrowienia w załączniku Wink .
Yap


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 17:46, 05 Mar 2012 
Temat postu:

Haha. Dzięki Yap. :]
Właśnie nie byłem pewien, czy to zakończenie jest dobre. Wahałem się, no ale wstawiłem. I jak na razie wszystkim się podoba. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 23:06, 10 Mar 2012 
Temat postu:

Dodaję pierwszy fragment szóstego rozdziału. Krótki, bo krótki, ale mam nadzieję, że się spodoba. Wink


Rozdział VI - Spotkanie


Furia. To słowo najlepiej określało zachowanie Lima. Biegł po całym budynku i walił pięściami w ściany. Po kilku takich uderzeniach jego dłonie ociekały krwią. Oczy chłopca zaszły łzami, a z gardła wydobywał się cichy jęk, zmieniający się, co jakiś czas w krzyk.
Thomas stał z opuszczonymi ramionami i patrzył się tępo na wściekłego chłopaka. Czuł wstręt, myśląc o osobie, która to zrobiła. Nie mógł patrzeć na zmasakrowane ciało czarnoskórego mężczyzny.
Wreszcie Lim się uspokoił. Przestał walić pięściami w kamienne ściany i staną naprzeciwko Thomasa.
- Musimy zabrać stąd Eliasa. On nie chciałby, żeby ktoś odkrył Skrót, a musimy zawiadomić kogoś, żeby zajął się zwłokami.
Tom złapał mężczyznę za nogi, a Lim za ręce. Wspólnymi siłami zanieśli go do wyjścia. Lim wyjrzał ostrożnie, czy nikt nie idzie i kiedy upewnił się, że nikt ich nie obserwuje, wyszli na zewnątrz.
Młodszy chłopak puścił zwłoki.
- Idę powiedzieć komuś o morderstwie – powiedział i wyszedł na ulicę. Tom chciał oprzeć Eliasa o ścianę, ale zanim zdążył to zrobić usłyszał za plecami krzyk:
- Morderca! – krzyknęła piskliwie jakaś dziewczyna, która stała u wejścia do zaułka. – Zabił tego człowieka!
Zanim zdążył puścić mężczyznę, pojawiło się dużo ludzi, którzy z przerażeniem się na niego patrzyli.
Zdał sobie sprawę, że jego sytuacja nie wygląda najlepiej. W rękach trzyma zwłoki zamordowanego, a nikogo innego nie ma w pobliżu. Zaklął w myślach i puścił ciało.
- To nie tak… - zaczął.
W tłumie zauważył drobną postać Lima. Mina chłopca była jeszcze bardziej zbolała, niż wcześniej.
- To nie on! – zawołał. – Wynosiliśmy tego mężczyznę z… - Zawahał się. – Z tego budynku. – Wskazał głową na puszczony magazyn. – Ja poszedłem kogoś zawiadomić, a on został.
Ku uldze Thomasa niektórzy ludzie kiwali głową z aprobatą. Niestety inni z oburzeniem wykrzykiwali, że to tylko łatwa wymówka.
Szemranie zebranych przerwał przerażający krzyk.
- Kolejne morderstwo! – darł się ktoś z sąsiedniej ulicy. – Ludzie! Szybko!
Tłum wybieg z zaułka niesiony nową sensacją.
Thomas i Lim spojrzeli po sobie.
W następnej chwili wylądował obok nich brązowowłosy chłopak z czerwoną bandaną na głowie. Miał żywe, niebieskie oczy. Na jego lewym przedramieniu widniała długa blizna.
- Cześć chłopaki! – rzucił. – Jestem Candelario, ale możecie mówić mi Chico.
Oni stali jednak w miejscu, nie odzywając się.
- No, co jest? – spytał chłopak. – Powinniście raczej nam dziękować, że uratowaliśmy wam tyłki.
- Dzięki – wykrztusił Tom. – Jestem Thomas.
Chico wyciągnął rękę, którą Thief chętnie uścisnął.
- To jest Limmy – przedstawił młodszego chłopaka pirat. – Albo Lim.
- Dobra, powinniśmy się stąd zmywać, zanim tamte młotki zorientują się, że Denzil ich wykiwał…
Lim popatrzył na ukryte wejście do Skrótu. Uznał, że tamten chłopak zasługuje na to, żeby wiedzieć.
- Chodź – rzucił i wszedł do ciemnego budynku.

Chico rozglądał się po ciemnym pomieszczeniu, które oświetlał już tylko jeden lampion. Lim szedł przodem z cierpiętniczym wyrazem twarzy. Tom wiedział, że przymus pozostawienia ciała przyjaciela musiał tak wpłynąć na chłopca, ale i to, że pokazał tajną kryjówkę nieznajomemu chłopakowi.
Candelario.
Thomas sam jeszcze do końca nie wiedział, co o nim sądzić. Wydawał się być w porządku, ale nauczył się już, że często pozory mylą.
Wyszli ze Skrótu, a potem między budynkami na nasłonecznioną ulicę.
Chico zagwizdał głośno dwa razy. Po chwili usłyszeli taki sam odgłos i w polu ich widzenia pojawił się czarnoskóry chłopak. W ręku trzymał butelkę piwa imbirowego. Krótkie dredy sterczały na wszystkie strony.
- To jest Denzil. – Przedstawił chłopaka Chico.
- Cześć – powiedział chłopak i pociągnął duży łyk napoju z butelki. – Przykro mi z powodu waszego przyjaciela.
Lim wyglądał, jakby miał się rozpłakać.
- Dzięki – odparł za niego Tom. – Czemu nas uratowaliście?
Candelario uśmiechnął się szeroko.
- Wiemy, że to nie wy. Wyglądacie na porządnych chłopaków.
- Jesteście piratami? – spytał Lim i przetarł ręką oczy.
- Aha – odparł Denzil.
- Pływamy na Vengador – dodał Chico.
- Czyli „Mścicielce” – sprostował czarnoskóry chłopak.
____________________

Pojawiły się dwie nowe postacie, jak pewnie zauważyliście. Jedna z nich, jest postacią mojego forumowego kumpla. :]

Chico - Goltar


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Goltar
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:43, 10 Mar 2012 
Temat postu:

Trochę zaniedbałem komentowanie opowiadań na tym forum, szczególnie takich dobrych jak "Ludzie".
Fragment jak zawsze ciekawy, dużo akcji, fajny pomysł z odwróceniem uwagi. Nieźle opisałeś Chico, a imię Denzil jest wspaniałe. Gratuluję dobrego rozdziału i czekam na kolejne!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Nie 20:43, 11 Mar 2012 
Temat postu:

Thomas! (czyli standardowe zaczęcię posta, zauważyłeś? Wink )
Jak zwykle jest genialnie! Chico jest świetną postacią. Tak świetnie kreujesz nowych bohaterów, już w pierwszym rozdziale z Chiciem zdołałam odróżnić jego poszczególne cechy i stwierdzam, że jest zabójczo podobny stylem bycia do Goltara.
Hej, jeśli będziesz tworzył jakąś dziewczynę, miej na względzie starą Yap... Wink
Lim jest kochany. Taki słodki. Młody. I cierpi z powodu straty przyjaciela.
A Denzil... mało go było, ale widać, że fajny jest Smile
No, dzisiaj twórczy post. Jakieś błędy były, pamiętam, ale nie chce mi się ich wytykać Wink . Bo nie byłabym Yap.
Super, cud, miód i orzeszki!
Całuski, pisz dalej!
Twa czytelniczka
Yap


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:27, 12 Mar 2012 
Temat postu:

Dzięki, dzięki. :]
Napisałem już drugą i ostatnią część szóstego rozdziału. Jest ponad dwa razy dłuższa od poprzedniej. Wink


Rozdział VI, część 2/2



Oczy Thomasa zrobiły się okrągłe. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Podejrzewał, że będzie musiał szukać statku kapitana Cervánteza, a tymczasem, to załoga „Mścicielki” znalazła jego.
- To wy uratowaliście „Cradle’a”? – spytał nieco piskliwym głosem.
Denzil odstawił butelkę pod ścianę budynku i podrapał się po głowie.
- Tak. To nie ciebie tam widzieliśmy? – spytał.
- Pływałem na „Cradle’u” do niedawna – odparł. – Właśnie chciałem zmienić statek. Miałem…
- To świetnie – wypalił Chico. – Myślę, że mógłbyś wstąpić do załogi. Jeśli kapitan pozwoli.
- Ale myślę, że pozwoli – dodał Denzil. – Ostatnio zginęło nam trzech ludzi. Nikt nie wie, co się z nimi stało.
- Dziwna sprawa – potwierdził Chico.
- A ja? – spytał nieśmiało Lim. – Zawsze chciałem być piratem.
Toma zdziwił ton głos, jakim rudy chłopak zadał pytanie. Nie znał go od tej strony. Zawsze był pewny siebie. Z drugiej strony, nie znał go nawet dnia.
- Pewnie – odparł Candelario. – Potrzeba nam takich bribones.
Lim nie wiedział, co to znaczy, ale uznał to za komplement, więc nic nie odpowiedział.
- Najpierw chodźmy kupić jeszcze butelkę piwa imbirowego, dobra? – spytał Denzil. – Niezłe jest.
Ruszyli ulicą w stronę „Tawerny Śmierdzącego Karima”. Thomas i Lim nałożyli kaptury na głowy. Obawiali się, że ktoś może ich rozpoznać, a to była ostatnia rzecz, którą chcieli.
Jakiś mężczyzna uderzył ramieniem, w ramię Denzila. Było to ewidentnie zamierzone i czarnoskóry chłopak pobiegłby za nim, żeby wymierzyć sprawiedliwość, gdyby silne ramiona Chico nie zatrzymały go na miejscu.
- Spokój chłopie – syknął. – Nie chcemy kłopotów.
Minęli sprzedawcę podejrzanego, żółtego proszku i weszli na przystań. Nie była już tak pusta, jak rano. Ludzie szli w różne strony śmiejąc się i żartując. Niektórzy narzekali, lub krzyczeli na niesforne dzieciaki, które biegały im pod nogami.
Mewy latały nad wodą, a żagle zacumowanych statków łopotały na wietrze. Piraci wykrzykiwali do siebie rozkazy i podwali liny oraz inne narzędzia pokładowe.
Niedaleko stała zacumowana piękna fregata z czarą banderą falującą na wietrze. Rufę statku zdobił napis „Mścicielka”. Ciemne, mokre drewno świeciło w blasku promieni słonecznych.
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie – zwrócił się do chłopców Chico. – Od dzisiaj będzie to wasz dom.
- Najpierw jednak piwo imbirowe – dodał Denzil uroczyście.
Thomas pomyślał, że lubi tych dwóch chłopaków. Wyglądali na starszych od niego. Mieli nie więcej, jak siedemnaście lat. Widać było, że mają podobne charaktery i usposobienie.
„U Karima” nie było dużo osób, ze względu na wczesną porę. Weszli bez kłopotów, powołując się na kapitana Cervánteza. Zresztą Karim stał przy samym wejściu, więc od razu zaprosił ich gestem do środka.
- Thomas! Chico! Denzil! – zawołał staruszek. – Miło was widzieć! A tego malca nie znam. – Uśmiechną się promiennie, jak to miał w zwyczaju. – Chcecie po kuflu piwa imbirowego? Na koszt firmy oczywiście.
Twarz Denzila natychmiast rozpromienił uśmiech.
- Z przyjemności – odparł.
Siedzieli przy jednej z ław i popijali piwo ze swoich kufli. Karim, jako znany wielbiciel mocniejszych trunków, przyniósł sobie butelkę tequili.
- No, Tom – zaczął. – Chodzą słuchy, że postanowiłeś opuścić „Cradle’a”… Nie wierzyłem w to z początku, ale teraz widzę, że to prawda. Dlaczego to zrobiłeś?
- Szukałem przygód, prawdziwego pirackiego życia – odparł krótko Thomas.
- Które mu zapewnimy – wtrącił Denzil.
- Oczywiście – wtórował koledze Chico. – Aventura to nasze drugie imię.
- Czyli przygoda – wyjaśnił Denzil i wziął spory łyk piwa imbirowego. – Wieczorem odpływamy.
- Mam nadzieję, że kapitan Cervántez przyjmie nas do swojej załogi.
Dopili swoje trunki, po czym wstali, podziękowali staremu Karimowi i wyszli z tawerny. Południe już dawno minęło i słońce nie świeciło już tak mocno. W przystani pojawiło się więcej statków. Do wieczora powinno być ich tu pełno, pomyślał Tom.
Przeszli do zacumowanej „Mścicielki” i kiedy mieli wejść po trapie na statek, usłyszeli głośny plus, a za chwilę przerażający krzyk.
- Dziecko wpadło do wody! – darła się jakaś kobieta. – Ratujcie je!
Tom nie wiele myśląc zrobił rozbieg wskoczył do wody. Była lodowata, co trochę go zdziwiło. Myślał, że słońce wystarczająco ją nagrzało.
Rozejrzał się, żeby dostrzec topiące się dziecko. Jednak wśród unoszących się ku powierzchni pęcherzyków powietrza nie wiele mógł zobaczyć.
Słona woda piekła go w oczy, ale nie przestawał przeszukiwać wzrokiem morskiej otchłani. Nie było głęboko, więc bez problemu mógł dojrzeć dno. Było mocno zaśmiecone. Szklane butelki ugrzęźnięte w mule i…
Dziecko.
Dostrzegł je. Leżało na dnie z przymkniętymi oczami. Zamachał mocniej nogami i chwycił je w pasie.
W samą porę. Zaczynało mu brakować tlenu.
Odbił się stopami od dna i ruszył w stronę powierzchni wody.
Pierwszą rzeczą, którą zobaczył po wypłynięciu, było słońce. Świeciło mu prosto w oczy, tak, że przez chwilę stracił widoczność. Opanował się jednak i uniósł dziecko tak, żeby jego głowa wystawała ponad powierzchnię.
Rozejrzał się.
Pomost był wysoki, więc nie mógł po prostu położyć na nim dziecka.
- Rzućcie… jakąś linę! – wykrztusił. Słona woda wdarła mu się do ust i prawie by się zakrztusił.
Po chwili lina uderzyła w wodę tuż obok niego. Obwiązał nią talię dziewczynki, a następnie Chico wciągnął ją na górę.
Kiedy dziecko było już na pomoście, linę rzucili Thomasowi, który wspiął się po niej z nadzwyczajną zwinnością.
Cały przemoczony stanął nad nieruchomym ciałem dziewczynki.
- Nie żyje – oznajmił stary marynarz, który pojawił się akurat w pobliżu. – Jej serce nie bije.
Tom zmarszczył brwi. Jak to możliwe, że dziewczynka umarła? Była pod wodą nie więcej, jak trzydzieści sekund.
Denzil wzdrygnął się.
- Ma zmiażdżoną czaszkę! – wykrzyknął i cofnął się o krok. – Jakim cudem?
Rzeczywiście głowa dziecka była pogruchotana. Nie możliwe, żeby uderzyła tak mocno w taflę wody, żeby zrobić sobie coś takiego. A tym bardziej, nie było szans, żeby rozbiła czaszkę o dno. Było zbyt głęboko. Zanim opadłaby na dno, woda zahamowałaby ją i tym samym, uderzenie, nie byłoby tak mocne.
- Dziwne – mruknął.
Wokół nich zebrał się już spory tłumek. Ludzie próbowali dostrzec, co też jest powodem tego zbiegowiska.
Thomas rzucił wzrokiem w stronę Lima, który zakładał kaptur i powoli się wycofywał. Przypomniało mu to, że ludzie mogą go rozpoznać, dlatego też odszedł na bok. Chico i Denzil poszli ich śladem.
- Dziwna sprawa – mruknął czarny chłopak. – Naprawdę dziwna. Czy tylko mi wydaje się, że to jest nienormalne?
- Mi też się tak wydaje, amigo. – Chico pokiwał głową i zmarszczył brwi. – Ktoś widział, jak ona wpadła do wody?
- Chyba tamta kobieta – odparł Lim. Wszyscy rozejrzeli się w poszukiwaniu kobiety, dzięki której Thomas skoczył ratować dziewczynkę. Nigdzie jej nie było.
- Dziwna sprawa – powiedział jeszcze raz Denzil i ruszył w stronę „Mścicielki” popijając piwo imbirowe z butelki, która niewiadomo skąd, znalazła się w jego ręce.

Kajuta kapitana Cervánteza była obszernym pomieszczeniem. Większą jego część zajmowały łupy zdobyte podczas licznych pirackich wypraw. Piękna obrazy w złotych ramach zdobiły ściany. Większość nich przedstawiała statki i zachody słońca, co wydawało się Thomasowi dziwne. Wielkie łoże było dość prostym meblem, lecz pozłacanym.
Naprzeciwko drzwi znajdował się wielki stół, na którym walały się różne przyrządy, służące do odmierzania odległość. Mapa Morza Karaibskiego była rozłożona, a jej rogi przytrzymywały grube tomy. Miały przytrzymywać papier, żeby ten się nie zwinął.
Kajuta sprawiała wrażenie zadbanej i stosunkowo skromnej, w porównaniu z kajutami innych kapitanów.
Sam jej właściciel był czarnowłosym mężczyzną o surowych rysach twarzy, którą zdobił kilkudniowy zarost. Nie odznaczał się wzrostem, natomiast miał dobrze zbudowaną sylwetkę. Blizna na lewym policzku była zapewne pamiątką po którejś z morskich bitew. Spod przymrużonych powiek brązowe oczy wpatrywały się nowoprzybyłych. Sprawiał wrażenie surowego, ale sprawiedliwego kapitana.
- Gdzie z tymi butami?! – krzyknął, kiedy chłopcy weszli do jego kajuty, po czym zaczął rechotać z własnego żartu. – Rozgośćcie się! Miło mi jest powitać was na „Mścicielce”.
Usiedli na fotelach ustawionych w rogu kajuty.
- Chcecie trochę rumu? – spytał kapitan i wskazał na wielką butlę postawioną przy łożu.
Chłopcy grzecznie odmówili. Byli jeszcze trochę onieśmieleni obecnością Cervánteza. Ten chyba to zauważył, bo powiedział:
- Wyglądacie na spiętych… Wszystko w porządku?
- Tak – odparł Thomas najswobodniejszym tonem, na jaki było go stać. – Ja chciałem tylko podziękować, za ratunek kilka dni temu. Gdyby nie pan, kapitanie i pańska załoga, „Cradle” tkwiłby już na dnie morza. A ja wraz z nim.
Kapitan niedbale machnął ręką.
- Trzeba sobie pomagać, prawda? Nie mogłem pozwolić tym psom zatopić tak piękny galeon.
Upił łyk rumu i mówił dalej:
- Chcielibyście wstąpić do mojej załogi, tak?
Thomas i Lim zgodnie potwierdzili.
- Mógłbym was przyjąć na okres próbny – powiedział po chwili namysłu. - Potem zobaczymy, co będzie.
- Tak jest, panie kapitanie – odpowiedzieli razem chłopcy.
- Dobrze, że mamy to już omówione. – Kapitan odstawił butelkę. – Jutro pewien kupiecki, angielski statek wypływa z jednego z Wenezuelskich portów. – Chico i Denzil wyraźnie ożywili się na te słowa. – Z moich źródeł wynika, że będzie przepływał obok Barbadosu.
- Rozumiem, że go dorwiemy i doszczętnie ogołocimy z cennych rzeczy – wtrącił się czarnoskóry chłopak.
- Jak dla mnie świetnie – wtrącił Chico. – Dawno nie łupiliśmy.
- Spokojnie chłopaki. – Uśmiechnął się kapitan. – Ale macie rację. Trzeba ogłosić te dwie nowiny załodze!
Wyszli z kajuty i udali się schodkami na pokład. Tom czuł, że ten statek jest mniejszy od „Cradle’a” i było mu trochę nieswojo. Wiedział jednak, że prędzej czy później przyzwyczai się.
Kapitan Cervántez staną na mostku kapitańskim i uniósł rękę do góry nakazując załodze ciszę. Thomas był pod wrażeniem dyscypliny, która panowała na „Mścicielce”.
- Chciałbym wam przekazać dwie rzeczy! – zawołał kapitan. Poczekał, aż jego słowa ucichną i mówił dalej: - Po pierwsze – od dzisiaj w na Vengador będziemy mieli dwóch nowych ludzi. Thomasa Thiefa i Lima Fletchera!
Tom był zaskoczony tym, że kapitan zna nazwisko Limmy’ego. Sam nie wiedział, że chłopak się tak nazywa.
Natomiast Chico i Denzil zaczęli krzyczeć i wymachiwać powietrzu pięściami, jakby chcieli w ten sposób przywitać nowych członków złogi.
Kapitan Cervántez odczekał, aż jego ludzie ucichnął, po czym znowu przemówił:
- Po drugie – jutro w okolicach Barbadosu przepływa kupiecki statek. Płynie do Anglii. Wiecie, co zrobimy…
Po pokładzie poniósł się rechot. Wszyscy przytaknęli z aprobatą i czekali, aż ich kapitan będzie kontynuował.
- Naszym zadaniem jest pozbawić ich wszelkich kosztowności. Zrozumiano?
- Ahoj!
- A więc ostrzyć kordelasy bracia! – krzyknął głośno i uniósł swoją broń nad głowę. Jutro o tej porze będziemy bogatsi o cały ich okręt!
- Ahoj! – odkrzyknęli jeszcze raz piraci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Pon 21:47, 12 Mar 2012 
Temat postu:

Tomek, Ty już naprawdę siebie samego przechodzisz w tych opkach.
Miałam dziś już nie wchodzić na forum. Miałam nic nie czytać.
Ot słaba wola Yap. Jak zobaczyłam "Ludzi" to już mnie nic nie oderwało.
Geniusz, geniusz, nie opo! No i kolejny trupek. Tym razem płeć żeńska. Pięknie Razz .
Myślę, że to też jest związane z dwoma innymi morderstwami. Ciekawe czy Thomas pokona mordercę, czy sam będzie kolejnym celem?
Masz szybko pisać, bo mnie ciekawość zżera, a jak mnie zeżre, to już mnie nie będzie i kto skomentuje twoje opo na fp?
Nom. Błędów nie widzę. Jedynie literówkę. "Z przyjemności" zamiast "Z przyjemnością". Ale oj tam Smile .
Pisz pisz pisz! *śpiewa i wymachuje nogami*
Pozdrawia
Yap Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 21:43, 12 Kwi 2012 
Temat postu:

Wreszcie napisałem kolejny fragment Ludzi Wody. Jest to jedna z dwóch lub trzech części siódmego rozdziału. Miłego czytania. Wink



Rozdział VII - Zgrzybiały pirat

Hanna Laatikainen otworzyła drzwi swojej kajuty i wyszła na korytarz. Po jej prawej stronie Maggie wchodziła do pokładowej pralni. Kobieta pomachała dziewczynie, która odpowiedziała jej skinieniem głowy.
Wyszła na pokład i spojrzała na bocianie gniazdo. Był to jej nawyk, którego nie mogła się oduczyć. Zawsze spodziewała się tam ujrzeć Thomasa zajadającego ciastka skradzione z kuchni. Bez jej przyjaciela statek wydawał się jej pusty. Musiała coś z tym zrobić.


Dźwięk stali uderzanej o stal niósł się po pokładzie „Mścicielki”. Chico i Denzil okrążali się i co jakiś czas któryś z nich próbował zaskoczyć przeciwnika. Jak na razie bez większego skutku. Thomas oparty o rufę obserwował walkę dwóch przyjaciół. Musiał przyznać, że obydwaj są świetnymi szermierzami.
Wreszcie Raoz Doddy krzyknął:
- Dość tej farsy, panowie! – Przewrócił oczyma. – Czy żaden z was nie potrafi wytrącić drugiemu kordelasa z ręki? Walczycie od dwudziestu minut, do pięciuset krakenów! – Spojrzał na Thomasa. – Thief! Pokaż, co potrafisz. – Rzucił chłopakowi kordelas. – Denzil, wypróbuj go.
- Dostanę piwo imbirowe? – spytał czarnoskóry chłopak.
- Zamknij się i walcz! – warknął Doddy i kopnął go mocno w rzyć. – Te twoje piwo imbirowe… Oszaleć można! W rumie zasmakuj chłopcze!
Denzil wyrzucił z siebie kilka mało przychylnych zdań na temat Raoza i wreszcie skrzyżował ostrze z Tomem. Czternastoletni chłopak odparował pierwsze cięcie i przeszedł do ataku. Bandana, którą miał na głowie, rozwiązał się i opadła na deski pokładu. Jego czarne, kręcone włosy podskakiwały, kiedy wykonywał szermierczy taniec.
- Denzil, mięczaku! Nowicjusz z tobą wygrywa! – Darł się Raoz. – Przyłóż się trochę!
Chłopak stęknął i rzucił:
- Taki z niego nowicjusz, jak z ciebie niańka! – W następnej chwili jego kordelas uderzył o deski pokładu z głuchym brzdękiem. Tom stał cały czas na lekko ugiętych nogach. Podniósł żółtą bandanę i zawiązał ją na głowie.
- Kto następny? – spytał i rozejrzał się w poszukiwaniu ochotników. – Śmiało.
Raoz wyciągnął swój kordelas i stanął naprzeciwko niego.
- Ja – oznajmił. Thomas nie spodziewał się tego, ale nie przestraszył się starego, pokładowego wygi. Wiedział, że każdego można pokonać. Trzeba tylko znaleźć jego słaby punkt.
- Zobaczysz, jaki z niego nowicjusz – mruknął Denzil i schował broń. Oparł się o rufę. – Dawaj Thomas! Skop mu ten zarozumiały tyłek!
Doddy rzucił mu spojrzenie spode łba i spytał Toma:
- Gotowy? – Ten skinął głową i ich ostrza się skrzyżowały. Mężczyzna zadawał ciosy z niebywało szybkością, jednak Thomas dostrzegł jego słaby punkt. Odskoczył od tyłu. Raoz podążył za nim. Chłopak zadał cięcie i odskoczył w lewo. – Nie bądź baba i walcz! – warknął mężczyzna i zaatakował. Jednak Tom był już w innym miejscu. Młodzieniec uznał, że Doddy może i szybko zadaje ciosy, ale nie jest tak zwinny, jak on sam.
- Nie nadążasz? – Thomas wykonał kolejny unik i znalazł się przy Chico i Denzilu, którzy zaśmiewali się do rozpuku. – Nowicjusz z tobą wygrywa! Przyłóż się trochę! – Naśladował ton głosu pirata. Wskoczył na grotmaszt i począł się po nim wspinać. Sprowokował tym samym wściekłego Raoza, który zaczął go gonić. Nie był jednak tak zwinny, jak czternastolatek, dlatego też nie szło mu najlepiej. W pewnym momencie Thomas się zatrzymał i… ześlizgnął po maszcie. Było to oczywiście zamierzone. Uderzył nogami w klatkę piersiową Doddy’ego i płynnym uchem wylądował na deskach pokładu. Starszy pirat gruchnął z łoskotem na mokre drewno. Kordelas wyleciał mu z ręki, natomiast Tom przystawił mu swój do krtani.
- Dziesięć punktów za styl – mruknął Denzil i ruszył pod pokład. Thomas podał rękę Raozowi i pomógł mu wstać.
- Ładna walka – powiedział i poklepał mężczyznę po ramieniu. – Nic ci nie zrobiłem?
- Mi nie tak łatwo „coś zrobić” – żachnął się Raoz. – Sprytny jesteś, mały. Rozwaliłeś mnie i pewnie zrobiłbyś to jeszcze raz.
- Cała sztuka w znalezieniu słabego punktu przeciwnika – wyjaśnił chłopak z uśmiechem. Polubił tego zgrzybiałego mężczyznę.
- A jaki jest mój słaby punkt? – Raoz zmrużył oczy i zrobił tak głupią minę, że Thomas nie potrafił się nie roześmiać. – Z czego rechoczesz chłopcze?
- Powinieneś popracować nad zwinnością, bo braków we władaniu bronią nie masz. – Roześmiał się jeszcze raz. – Chociaż, jak na takiego staruszka, to jesteś nadzwyczaj zwinny.
- Poczekaj, aż cię złapię, szczylu! – warknął Raoz i rzucił się na Toma, który już jednak był przy rufie i pokazywał mu mało cenzuralny gest. – Zatłukę i rzucę rekinom! – wrzasnął pirat i ruszył biegiem w stronę chłopaka. Ten jednak nie ruszył się z miejsca. To zaskoczyło Raoza. Kiedy był już blisko Thomasa, młodzieniec ruszył w jego stronę i podciął mężczyznę, który przekoziołkował się przez rufę i poleciał w wody Morza Karaibskiego. Śmiech chłopaka niósł się po pokładzie jeszcze długo po tym, jak Doddy wgramolił się na „Mścicielkę”.
__________________________

Fragment krótki, bo krótki. Wybaczcie. Liczę na komentarze i szczere opinie, bo sam nie wiem, jak mi to wyszło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Pią 7:37, 13 Kwi 2012 
Temat postu:

Jak wyszło?
Wyszło jak zwykle świetnie! ^^
Uwielbiam Twój styl pisania, Thomas! Bardzo mnie rozśmieszyła ta szermiercza walka, nie ma co! Czuję się tak, jakbym czytała dobrą książkę. Raoz jest świetny. Z tym gonieniem trochę przypomina moją babcię, to były czasy (miałam wtedy sześć lat, wnerwiłam babcię, a ona goniła mnie po całym pokoju) ^^ ! Wracając do opka. Thomas musi jeszcze spotkać się z Hanną. Po prostu musi i już.
No, tyle ode mnie.
Pisz dalej! Chcę jeszcze! :3
Twa czytelniczka
Yap


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
MSHandwriting Theme Š Matt Sims 2004
phpBB  © 2001, 2004 phpBB Group
Regulamin