Forum dla wszystkich fascynatów pióra
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Rejestracja Zaloguj

Ostatnia Pieśń [R][T]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania / Projekty porzucone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rexus Maximus
kurwy



Dołączył: 18 Lut 2012
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hubinek

PostWysłany: Sob 18:56, 18 Lut 2012 
Temat postu: Ostatnia Pieśń [R][T]

Ostatnia pieśń

Prolog

Jeśli oczekujecie od tej powieści szybkonogiego elfa, możecie odłożyć ją już na półkę i pozwolić, by pokrył ją kurz zapomnienia. Jeśli oczekujecie krasnoluda – pijaka, szlachetnego rycerza, potężnego maga czy legendarnych królów – nie czytajcie dalej!
Elfy odpłynęły na swych statkach już dawno, dawno temu. Ich ostatnia, chyża łódź, poniosła na swym pokładzie arcymagów, szkutników i maruderów, nie chcących rozstać się z Tym Brzegiem. Jakim „Tym Brzegiem”, zapytacie? Według wszystkich starych opowieści, opowiadanych przez stare nianie przy starych kominkach młodym dzieciom – elfy przypłynęły z jakiejś dziwnej, magicznej krainy (wróżki, jednorożce, takie tam) w prapoczątkach świata, by nauczyć ludzi, którym końcem wideł wyrzuca się gnój. Nie wiem, co im się tak tutaj spodobało, ważne, że zostali na Naszym Brzegu. No i potem odpłynęli.
Krasnoludy? Ostatni krasnolud widziany na powierzchni, to klucznik fortecy Zash, który zamknął Bramę Młotów, przekręcił klucz, połknął go i rzucił się z urwiska. A stało się to dziesięć lat przed Odpłynięciem Elfów. Przez parę lat słychać było podziemne uderzenia, jednak pewnego dnia wieśniacy, uprawiający rzepę niedaleko Bramy Młotów, usłyszeli furiacki ryk i wrzask przerażenia, wydobywający się z tysięcy gardeł, nagle milknący. Kiedy wojownicy stanęli przed Bramą, z mieczami w dłoniach, oczekując wyjścia „potwora z Zash”, przez tłum przecisnął się ostatni, elfi arcymag, którego imię zostało zapomniane. Według niektórych, uniósł ręce do góry i sprowadził kometę, która zwaliła górę Zash w proch i pył, razem ze stworem. Zaś wersją tych niepijanych było odpalenie wcześniej przygotowanych ładunków wybuchowych. Wydrążone tunele stały się słabością olbrzymiej góry. Zash zapadła się w sobie, wznosząc do góry snop pyłu, kurzu i czarnych płomieni. Do dzisiejszego dnia, kiedy ślęczę nad tym przeklętym pergaminem, a ten głupi Królewski Kronikarz zagląda mi przez ramię... chwila, na czym to ja... a, tak, do dzisiejszego dnia rosną tam dęby, a jakość drewna z równiny Zash jest niezrównana, przyprawiając o niespokojne bicie serca drwali z Lasu Dwustu Ścieżek.
Orkowie. Niech dzięki będą pięćdziesięciu bogom światła naszego Imperium, orkowie także w niewyjaśniony sposób zniknęli. Oczywiście, po paru latach odkryto siedemnaście olbrzymich ziemnych kurhanów, pod którymi rytualną śmierć zadało sobie pięćdziesiąt tysięcy ostatnich przedstawicieli orkowej rasy.
A co z tymi wszystkimi mistycznymi stworzeniami, gryfami, smokami, minotaurami, hydrami, bazyliszkami, gorgonami, jednorożcami, mantykorami, impami, afrytami, czternastogłowymi królikami i kobrami na kółkach? Według oszalałych z samotności podróżników, wszystkie te stworzenia nadal można spotkać, gdzieś hen, daleko, aż za granicami znanego świata, gdzie odeszły. Te roślinożerne – w poszukiwaniu pastwisk, gdzie nie groził im człowiek. Te mięsożerne – za roślinożernymi. I niech nie wracają, teraz, ani w żadnym następnym pokoleniu.
Wielkie, rycerskie rody przekształciły się w zachłanne, kupieckie klany, walczące o wpływy na rozpasanym dworze i w tłustej, utopionej w winie sali tronowej. Nawet sam pan Kronikarz kiwa głową i przeciera oczy swoją chusteczką w zieloną kratkę.
Magowie... czarodzieje, czarownicy, wiedźmy, czarnoksiężnicy, zaklinacze. Bez elfów wielkie miasto magów Al Shabash stało się tylko cieniem swej dawnej potęgi. Czarodziejskie machiny stanęły i już zapewne nie poruszą się do czasu, aż Ten i Tamten Brzeg nie trzasną w siebie z wielkim „łubudu”. Oczywiście, do dzisiaj można zakupić w magicznych emporiach takie cacka jak samozapinające się koszule, samogrające lutnie czy harfy. Podobno w Al Shabash można zakupić nawet latający dywan, jednak potrzeba do tego pełnej sakiewki, odrobiny trudu i siedmiu kompletów sztyletów, mieczy albo dwóch korbaczów.
Bardowie, ciągle powtarzający ten sam repertuar, tworzyli przez pewien okres własne pieśni, lecz, jako, że nie byli szczególnie lotni w wymyślaniu zapierających dech w piersiach historii, wygwizdywani w kolejnych to tawernach, postanowili w końcu powrócić do starych, dobrych ballad. Sam znam „Pieśń o Sir Godryku i czternastogłowym smoku” na pamięć. Panie Kronikarzu, proszę, nie nuć tego pod nosem. Wiem, że czytasz te słowa, ale śpiewasz mi pod samym uchem, a do tego los nie obdarzył cię wspaniałym słuchem muzycznym. O, teraz lepiej.
Jednak, od pewnego czasu widać ożywienie w branży muzycznej. Przyczyniła się do tego oczywiście moja przygoda, niezamierzona, na którą nie byłem przygotowany, na którą los wepchnął mnie jak mysz do beczki. Łatwo wejść, a trudno wyjść, jak powiadają.
A oto historia powstania Ostatniej Pieśni.

Można komentować, jasne!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rexus Maximus dnia Sob 19:02, 18 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Sob 19:14, 18 Lut 2012 
Temat postu:

Rexusie! Bardzo fajne. ^^
Kojarzy mi się z czymś...jednak jak na złość nie mogę sobie przypomnieć czym.
W każdym razie jestem bardzo zaintrygowana. Ukazałeś prawdziwe oblicze szlachty, o jakim się uczyłam w szkole. Rozpili się i rozpasli.
Pisz dalej! Możesz z pewnością liczyć na moje komentarze. xd

I jakby co, to Rexus zezwolił na komentarze na c-boxie!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pandora dnia Sob 19:16, 18 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 19:15, 18 Lut 2012 
Temat postu:

Uwielbiam Twój styl! Prolog jest świetny. Najbardziej podobał mi się pierwszy akapit. :>
Nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału. :]
A byłbyś w stanie przeczytać jakieś moje opowiadanie i ocenić? ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Thomas dnia Sob 19:15, 18 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sherry
kurwy



Dołączył: 15 Sty 2012
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A przyjedziesz?

PostWysłany: Sob 19:32, 18 Lut 2012 
Temat postu:

A ja to czytałam już wcześniej, hi hi hi... Czuję się zaszczycona ^-^.
Moje zdanie już znasz. Jest bardzo ładnie Wink.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Sob 19:48, 18 Lut 2012 
Temat postu:

To jest naprawdę świetne! Humorek rodem z Sapkowskiego. Po prostu mi się podoba. Czekam na rozdział 1. Nie zawiedź mnie! Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
kurwy



Dołączył: 18 Lut 2012
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hubinek

PostWysłany: Nie 14:25, 19 Lut 2012 
Temat postu:

Wiem, że gorsze, ale co mi tam... wstawię.

Rozdział I


Obudziłem się, myśląc jedynie o kubku dobrej, gorącej kawy i czternastu metrach bandaży, które opasywały moje ciało. Co prawda, o kawie mogłem jedynie marzyć, a bandaży nie było czternaście metrów, a jedynie dwie stopy, zawsze miałem jednak słabość do wyolbrzymiania pewnych liczb. Z bólem jednak przyznaję, że nie nabawiłem się ran, bólu głowy i skręconego małego palca u nogi w walce ze smokiem ani ogrem. Nie myślcie nawet o hordach barbarzyńców zza Wschodniej Oazy. Przyczynił się do tego jedynie jakiś niemiły sprzedawca arbuzów, nadpobudliwy i niemiły człowiek, a na moje nieszczęście, także wyjątkowo szybki i prędko przebierający nogami. No, i do tego prawdziwy mistrz okładania ludzi pałką. Stąd moje rany. Z drugiej strony – co za ironia losu. Potomek rycerskiego losu... no, podupadłego rycerskiego rodu... nieważnego, biednego i nielicznego rycerskiego rodu... ale wróćmy do rzeczy. Potomek rycerskiego rodu pobity przez kupca. Nie stać mnie było nawet na dobry miecz, a mój ukochany od dzieciństwa Rdzewiak zawiódł mnie w tamtej chwili, łamiąc się na pół. Nie, nic z tych rzeczy, nie zamierzałem go przekuwać na nowo. Ani zdobywać tronu jakiegoś południowego królestwa. Zresztą, byłem do niczego w tropieniu śladów.
Stan mojego wyposażenia tamtymi czasy sprowadzał się do Rdzewiaka, skórzanych, wysuszonych i popękanych naramienników i małego puklerza, wielkości spodka do herbaty. Oczywiście, ten spodek z rodzaju tych większych i okrągłych, ale to nadal talerzyk.
I tamtego dnia opuścił mnie mój wspaniały brzeszczot, idąc do żelaznego nieba dla żelaznych, przerdzewiałych mieczy. Miałem nadzieję, że pięćdziesiąt bogów naszego Imperium przyjmie go dobrze. Zabiłem nim raz wściekłego kota, więc był to miecz zaprawiony w bojach.
Ale wracając do rzeczy, obudziłem się. Byłem prawie ostatni z rodu. Mój młodszy, trzyletni brat już biegał po domu, wymachując wierzbową witkę. Oczywiście, nie dane było mi poleżeć w łóżku. Młodszy o całe czternaście lat bachor zaczął smagać mnie bezlitośnie po nosie. Wołając po pomstę do chmur, zwlokłem się z łoża. Łóżka. Hamaka. Na nic innego nie było nas stać.
Mój „ukochany i najmilszy” brat (tu okazuję ironię. Zauważyliście?) wrzasnął mi nad uchem, wskakując na plecy:
- Ojciec woła cię do kuchni! Juuuż!
Wzruszyłem ramionami. I tak miałem się tam skierować, czekał mnie tam bowiem codzienny posiłek złożony z fasoli, chleba i wody.
Usiadłem na krześle, które zaskrzypiało pode mną niepokojąco. Jak co dzień, zresztą.
Ojciec mój, wysoki, chudy mężczyzna, ze skórą naciągniętą jak... no, jak coś co jest naciągnięte, miał zmarszczone brwi. Wyglądało to dość komicznie, musiał bowiem włożyć dużo siły, by jego naciągnięta skóra chciała się zmarszczyć, więc twarz drgała mu cały czas. Chciał wyglądać poważnie, a wyglądał... cóż... nieważne.
- Synu. Hordy barbarzyńców zza Wschodniej Oazy podnoszą głowy. Karawany kupieckie są atakowane, a na dwór przybyła głowa ambasadora na kamiennej tacy.
Wyrzuciłem ręce w górę.
- Cóż za barbarzyńcy! Skoro to ambasador, taca powinna być przynajmniej srebrna!
Ojciec kiwał głową, dopóki nie pojął, że sobie z niego żartuję. Wtedy jeszcze bardziej zmarszczył brwi, co spowodowało, że głowa zaczęła chybotać mu się jak metronom.
- To nie jest temat do żartów. Szykuje się wojna.
Przykryłem usta dłonią i powiedziałem przestraszonym głosem:
- O nie! To już czwarty raz w tym tygodniu! Mamy szczęście, że król daje radę walczyć na paru frontach!
W myślach dodałem, że jeden front pewnie ciągle nakryty jest jego olbrzymim brzuchem, ale nie wypowiedziałem tego na głos. Rodzic mój był zatwardziałym rojalistą.
Przyjął poważny wyraz twarzy. Znaczy to tyle, że rozluźnił brwi i uspokoił drgania głowy. Odetchnąłem, bo myślałem, że jeszcze trochę, i wybuchnie.
- Myślę, że powinieneś się zaciągnąć.
Wyciągnąłem ułamek miecza.
- Z tym?
Ojciec uśmiechnął się lekko.
- Sierżant McGregor jest przyjacielem naszej rodziny. Myślę, że zapewni ci odpowiednie wyposażenie. Zaciągniesz się, rozumiemy się?
Nie próbowałem się przeciwstawiać. Wiedziałem, że rodzic mój, to jeden z najbardziej upartych ludzi na świecie. Żywiłem za to cichą nadzieję, że McGregor nie jest aż tak bliskim przyjacielem ojca, by „zapewnić mi odpowiednie wyposażenie”.
Sierżant nie był znajomym tego rodzaju, który wpada każdej niedzieli na ciasteczka i kawę. Widywałem go rzadko, ale kiedy już się pojawiał, zamykał się z ojcem w kuchni z beczułką ciemnego piwa i dochodziły stamtąd tylko śmiechy i nieudolnie śpiewane szanty. Można więc powiedzieć, że był przyjacielem tego rodzaju, który przychodzi na ciasteczka i piwo. Razem z ojcem przesypiali następny dzień, a potem odchodził do koszar, trzymając się za głowę i narzekając na szumy.
Podniosłem się więc od stołu zaraz po posiłku. Jeśli właśnie miał nastąpić mojego beztroskiego życia w rodzinnym mieście, niech nastąpi jak najszybciej, i wtedy będę miał to z głowy.
Ruszyłem niepewnym krokiem przez uliczki miasta, rozglądając się ciekawe. Kupiec, który boleśnie obił mnie wczoraj pałką, pomachał mi szyderczo ręką i krzyknął coś o „mordercy much, pogromcy kotów”. Niezbyt mi się podobał „morderca”, ale uśmiechnąłem się na dźwięk słowa „pogromca”. Być może nie dosłyszałem słowa „kotów”, albo dostałem nagłego napadu głuchoty, ale grunt w tym, że wyprostowałem się lekko i wypiąłem pierś. Patrzyłem dumnie we wszystkie strony... przynajmniej do chwili, kiedy strumień nieczystości, wylany przez jakąś gosposię, nie lunął obok mnie, opryskując mnie substancjami, których istnienia w tamtej chwili wolałem zbytnio nie dociekać. Pan Kronikarz chyba zrozumiał o co chodzi, gdyż oddalił się na chwilę, zielony na twarzy. O, pochylił się nad kubłem. Wątpię, żeby szukał tam akurat równań kwadratowych lub najnowszych dzieł filozofów. Zostawmy go, i pomknijmy w czasie i przestrzeni do młodszego mnie.
Opłukałem się w małej fontannie, czego rybki tam pływające nie przyjęły z wielkim entuzjazmem.
Wysuszyłem się przy połykaczu ognia i z lekko zwęglonymi brwiami stanąłem przed przegniłą, drewnianą bramą do koszar.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Nie 16:07, 19 Lut 2012 
Temat postu:

Gorsze?
GORSZE?
G O R S Z E ?
Człowieku, jakie gorsze?
To jest... to jest... no świetne to jest!
Już po prologu wiedziałam, że będzie mi się podobać. Klasyczne, Tolkienowskie fantasy. Perełka *_*
A pierwszy rozdział jest świetny! To takie... trochę średniowieczne, rycerze, książęta... Me gusta można rzec ^^ . No i poza tym masz tak genialny styl, że nie da się tego nie przeczytać od początku do końca. Marzę, żeby mieć taki styl. A tu nici :/ .
To będzie jedno z moich ulubionych opowiadań na forum Smile .
No, już mam forumowy kanon, hie hie ^^ .
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
Pozdro od Yap Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 16:14, 19 Lut 2012 
Temat postu:

No właśnie. Co tu niby widzisz gorszego? Jest humor, jest fantasy, średniowiecze, Rdzewiak... Czego chcieć więcej? Very Happy

"Ojciec mój, wysoki, chudy mężczyzna, ze skórą naciągniętą jak... no, jak coś co jest naciągnięte, miał zmarszczone brwi." - Nieźle się przy tym uśmiałem. :>

Uwielbiam to opowiadanie. Dodawaj szybko rozdział drugi. :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Nie 16:29, 19 Lut 2012 
Temat postu:

(...)Przyczynił się do tego jedynie jakiś niemiły sprzedawca arbuzów, nadpobudliwy i niemiły człowiek(...)
Tu masz takie powtórzenie, które średnio wygląda, i zapewne nie jest świadomym zabiegiem.
(...)Miałem nadzieję, że pięćdziesiąt bogów naszego Imperium przyjmie go dobrze.(...)
Myślę, że powinieneś to odmienić i wstawić pięćdziesięciu.
(...)wymachując wierzbową witkę(...)
Wierzbową witką.
(...)Wołając po pomstę do chmur(...)
Nie wiem, czy w twoim świecie przedstawionym tak się mówi, ale jeśli nie, to u nas w realu mówi się "wołając po pomstę do nieba".
(...) jeszcze trochę, i wybuchnie.(...)
Tu raczej nie powinno być przecinka.
(...) rodzic mój, to jeden z najbardziej upartych ludzi na świecie.(...)
Tu też.
(...)Jeśli właśnie miał nastąpić (koniec) mojego beztroskiego życia w rodzinnym mieście, niech nastąpi jak najszybciej, i wtedy będę miał to z głowy.(...)

(...)Mój „ukochany i najmilszy” brat (Tu okazuję ironię. Zauważyliście?))...)
Nie do końca wiem, ale myślę, że powinna być wielka litera.

Ogółem: naprawdę fajne. Humor nieziemski. Powinieneś jednak uważać na drobne błędy.
Dobra, to było niepodobne do mnie. Pisz dalej. Czekamy na następną część!
Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sherry
kurwy



Dołączył: 15 Sty 2012
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A przyjedziesz?

PostWysłany: Nie 18:54, 19 Lut 2012 
Temat postu:

Dobrze, że wypisałaś błędy. Mi się nie chciało.
Oj, panie Maximusie, przysnęło się przy pisaniu? Tyle błędów, literówek, że to do ciebie niepodobne. Ale treść jest dobra. Całość wypadła lepiej niż ten krótki fragment, który mi wcześniej pokazałeś.
Pisz dalej Very Happy. I nie poddawaj się, tak jak ja byłam bliska poddania w... niektórych sprawach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
kurwy



Dołączył: 18 Lut 2012
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hubinek

PostWysłany: Śro 22:17, 22 Lut 2012 
Temat postu:

Rozdział II

Co prawda, wolałem nie dotykać miedzianej, pokrytej grubą warstwą patyny, kołatki. Jeszcze przebiję te drzwi. Dosłownie widziałem to w myślach, jak rozsypują się w proch, a ja tylko stoję, z ręką trzymającą kołatkę i przepraszającym wyrazem twarzy.
Wolałem nie myśleć, co by się stało, gdyby jakaś horda barbarzyńców zza Wschodniej Oazy postanowiła zapukać do tych wrót.
Odnalazłem więc małe, boczne wejście. Dębowe drzwi wyglądały solidnie, ale i tak, gdy tylko zamknąłem je za sobą, posypały się drzazgi, a proch, spadający z futryny, obsypał mnie od stóp do głów.
Ruszyłem przez korytarze koszar. Przez nieoszklone okno zauważyłem coś, w co naprawdę byście nie uwierzyli.
Ćwiczenia!
A jakże, ćwiczenia. Tuzin rekrutów uderzał, a raczej bezmyślnie walił w słupy. Co parę chwil kij, którym okładany był biedny pachoł, łamał się na pół. Rekrut wtedy podchodził pod wielki stos drwa i wybierał sobie jakąś inną bohaterską, acz spróchniałą, broń.
Stanąłem przed drzwiami sierżanta McGregora. Miałem ogromną chęć przejść obok nich i trafić do koszarowej mesy, gdzie przemiła pani Garnek wydawała przepyszną papkę. Jak pewnie zdążyliście się domyślić, pani Garnek biła każdego rekruta rondlem po głowie, a papu było ohydne jak wymiociny mantykory, jednak każdy protest nagradzany był prezentem w postaci wielkiego, spiżowego kotła na głowie, wypełnionego pomyjami. Sierżant często podczas wizyt u mojego ojca wystawiał głowę przez okno i radośnie, choć nieco niewyraźnie, objaśniał światu swoją kampanię podboju świata. Potrzebował do tego tylko i wyłącznie pułku stołówkowych kucharek, tony rondli i spiżowych kotłów.
Westchnąłem i zapukałem. Tutaj na szczęście drzwi były o wiele mocniejsze, więc nie została ofiarowana mi kolejna porcja trocin i kurzu.
Krótka komenda - „Wejść”.
Niechętnie usłuchałem jej. Wszedłem do komnaty, mrucząc pod nosem modlitwę do boga naszego Imperium numer dwadzieścia osiem – patrona spraw beznadziejnych.
Uch...
Dopiero przedwczoraj się dowiedziałem, że Dwadzieścia Osiem jest też patronem poboru wojskowego, rekrutów i nadpobudliwych kucharek. W książkach powinni to pisać grubszym drukiem, albo coś w tym stylu. Nieważne...
McGregor uniósł głowę, okoloną potężnymi bokobrodami, burzą rozczochranych, siwych włosów i podwójnym podbródkiem.
Na mój widok wstał, odsuwając krzesło, które z hukiem uderzyło o glinianą podłogę.
- Rusty, drogi chłopcze! Miło cię widzieć! Postanowiłeś wreszcie się zaciągnąć?
Uniosłem oczy do chmur. Powinniście wiedzieć, że to właśnie chmury są siedzibą pierwszej piątki bóstw naszego Imperium. Moja matka zapewne wyrecytowałaby wam ich imiona na jednym tchu, a także o unoszeniu głowy jako bezgłośnej modlitwie, jednak wtedy nie miałem czasu na teologiczne rozważania.
Wybąkałem coś w stylu „nobohordyoazauch”.
McGregor uśmiechnął się dobrotliwie i machnął ręką.
- Ależ oczywiście, dostaniesz ekwipunek. Bardzo mi miło z myślą, że syn tak wspaniałego człowieka zostanie żołnierzem naszego jaśnie panującego monarchy.
I wtedy właśnie w głowie zakiełkowała mi myśl... jeśli sierżant i ojciec zmówili się żeby....
Żołnierz widocznie zauważył wahanie na mojej twarzy.
- Rusty, chłopcze, usiądź, proszę.
Westchnąłem, unosząc oczy do chmur. Machnąłem metaforyczną ręką i spocząłem na krześle, wyciągając nogi.
Sierżant usiadł naprzeciw mnie i zaczął wykład o wielkiej odpowiedzialności, jaką przyjmę, że nawet królewski dwór byłby bezpieczniejszy razem ze mną, że barbarzyńcy są jedynie kroplą w morzu niebezpieczeństw, czyhających na spokojny (dodam od siebie – tłusty, rozpasany i pijany) żywot naszego monarchy.
Po pięciu minutach wyłączyłem się, myślami biegając po ścieżkach i wzgórzach.
Z ogarniającej mnie senności wyrwał mnie krzyk McGregora:
- No jasne! Dwór królewski, wiedziałem, że o czymś...
Sierżant natychmiast zaczął się ubierać, nakładając na siebie kolczugę i lekki, skórzany kaftan. Po paru minutach był już gotowy do drogi. Zerknął na mnie.
- Muszę wyjechać. Ty zostań tutaj. Po ekwipunek zgłoś się do kwatermistrza Smitha. I naucz się machać brzeszczotem. Podobno we Wschodniej Oazie zapanowało poruszenie.
Uśmiechnąłem się.
- Który to raz w tym tygodniu?
McGregor uśmiechnął się szeroko:
- Zwykle jedzie kwatermistrz Smith. Jednak nie co dzień dostaje się list z pieczęcią. Prawdziwą. Woskową! Do tego na tej pieczęci odciśnięta jest harfa, herb któregoś z hrabiów południa... hmm... tylko który to był...
Machnąłem ręką.
- Nieważne. Mogę jechać z panem?
Sierżant potarł bokobrody. Kiedy opuścił dłoń, był nastroszony jak kurczak przed ścięciem.
- Nie.
Uniosłem oczy do chmur. Żołnierz zatrzymał się przed samymi drzwiami:
- Chmury ci nie pomogą, chłopcze. Pustynie są bezchmurne. Cała ta zgraja tam nie sięga.
McGregor wyszedł, zostawiając mnie samego w gabinecie i zastanawiającego się nad istotą chmur i klopsami z mięsem. Naprawdę byłem głodny, a klopsy są pyszne.
Bez przekonania podniosłem się z krzesła i wyszedłem z pokoju. Starannie zamknąłem drzwi, po czym skierowałem się na zewnątrz, gdzie w przybudówce mieściła się siedziba Władcy Mieczy, Księcia Hełmów, Lorda Pancerzy i Cesarza Pawęży – kwatermistrza Smitha.
Słyszałem o nim wiele opowieści. Według niektórych walczył się podczas Wojny Czternastu Włóczni, oczywiście, po zwycięskiej stronie. Według innych, samodzielnie pokonał cztery smoki ze złamaną ręką i nosem. A dla kontrastu, według innych, spotykał się z panią Garnek.
Słyszeliście ten dowcip o Smicie, pani Garnek i kaktusie?
Naprawdę nie?
Wasza strata.
Drzwi do zbrojowni były otwarte. Po prawej stronie jakiś gruby osiłek siedział na krześle, a o jego nogę oparty był młot kowalski. Nie uniósłbym go zapewne oboma rękami – mówię tu oczywiście o młocie, nie o mężczyźnie.
Po drugiej stronie, między rdzewiejącymi napierśnikami, włóczniami, mieczami i skórzanymi czapami, siedział około czterdziestoletni mężczyzna. W oku miał monokl, rzadkie włosy były idealnie uczesane. Twarz nie była umazana, co byłe dziwne, jako że siedział w budynku, służącym również za kuźnię. Dopiero po chwili zorientowałem się, że coś jest nie tak. Kwatermistrz miał białe włosy. Bladą skórę. Prawie stapiał się ze ścianą za nim.
Zmarszczyłem brwi i od razu wykluczyłem historyjkę o randkach z kucharką. Być może, z córką burmistrza. Ale nigdy z kucharką. A na pewno nie z panią Garnek.
Smith podniósł wzrok. Wtedy odkryłem, że jego oczy są tak jasno niebieskie, że prawie białe.
Mężczyzna, po kilku chwilach ciszy, warknął:
- Napatrzyłeś się już?
Kiwnąłem głową. Po chwili nią pokręciłem, znowu pokiwałem i znowu pokręciłem.
Smith zacharczał i wstał. Mruknął coś o nieznośnych szczeniakach, pochylił się, po czym rzucił na stół obok parę rzeczy – miecz, ostrzałkę, kaftan, buty i skórzaną czapę.
Przewróciłem oczami. Pomruczałem chwilę o nieznośnych kwatermistrzach i wyrzuciłem ze stosu czapkę, a z kołka zdjąłem naramienniki.
Pomachałem Smithowi, zebrałem wszystko ze stołu i ruszyłem ku wyjściu. Kiedy byłem już za drzwiami, usłyszałem tubalny śmiech kowala:
- Haha, zrobił cię na szaro, Smith, ty nieznośny kwatermistrzu!
Odszedłem parę kroków i dobiegł mnie jeszcze brzdęk żelaza, uderzającego o ścianę i jeszcze głośniejszy chichot rzemieślnika:
- Chybiłeś! Chybiłeś!
Po chwili czarnowłosy osiłek wybiegł z przybudówki, ścigany przekleństwami i żelastwem, rzucanym przez Smitha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sherry
kurwy



Dołączył: 15 Sty 2012
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A przyjedziesz?

PostWysłany: Śro 23:49, 22 Lut 2012 
Temat postu:

,,Według niektórych walczył się podczas Wojny Czternastu Włóczni" - Walczył się? Takiego zwrotu jeszcze nie słyszałam...
,,co byłe dziwne" - drobna literówka.
No, ale tak poza tym, jest fajnie. A sprawa z panią Garnek zapowiada się... interesująco.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
kurwy



Dołączył: 18 Lut 2012
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hubinek

PostWysłany: Nie 10:20, 18 Mar 2012 
Temat postu:

Rozdział III

W ciężkim, wymagającym i śmierdzącym życia rekruta miasteczka Whiteleef plusami są urlopy Pani Garnek i wizyty barda. Większość młodych żołnierzy uwielbia zarówno to pierwsze, jak i drugie.
Tydzień po moim zakwaterowaniu w koszarach zdążyłem się już obeznać ze wszystkim – z pchłami na siennikach, czternastoma nowymi wszami na głowie, kłującymi poduszkami i chochlą kucharki. Jako, że nie żywiłem złych uczuć do tej kobiety, tłumaczyłem wszystkim, że tylko tłucze robactwo na naszej głowie. Myśl moja nie spotkała się z powszechnym uznaniem (wylądowałem w wiadrze z pomyjami), ale nic się nie stało.
Więc, tydzień po zaciągnięciu, spędzałem dzień na ćwiczeniach. Krótko mówiąc, okładałem jakiś biedny słup równie biedną pałką, oszczędzając swój nowo nabyty miecz. Jednak z dumą obnosiłem się ze skórzanymi naramiennikami. Może nie uratowały mi nigdy życia, ale było mi ciepło w okolicach szyjnych.
Moje wysiłki przerwał nagle odgłos różka myśliwskiego. Czym prędzej odrzuciłem kij, powodując wściekły wrzask jakiegoś kocura, i ruszyłem żwawo do mesy.
Kiedy otworzyłem drzwi, większość krzeseł była zajęta. Dałem susa i usiadłem na jedynym wolnym miejscu, chcąc nie chcąc, koło kwatermistrza Smitha.
Uśmiechnąłem się w duchu, mruknąłem coś w stylu „niznyźnekfytrmiszcze” i pokręciłem się chwilę na stołku. Smith prychnął po czym zatonął w czytanej przez siebie książce: „Techniki walki włócznią, czyli jak nabić głowę na grot”.
Wyciągnąłem szyję. Na środku sali stał mistrel, strojąc harfę. Koło niego krzątała się uśmiechnięta Pani Garnek, o dziwo bez chochli, przygotowując posiłek muzykantowi. Z kieszeni barda wystawał mały zwitek papieru, oznaczony pieczęcią z byczym rogiem.
„Ironcowowie” - pomyślałem.
Gerard Ironcow był kasztelanem baszty zwanej Miecz, chroniącej serce kraju przed barbarzyńcami ze Szramy – łańcucha górskiego w sercu kontynentu. Pieczętował się herbem przestawiającym wielki, zakrzywiony byczy róg. Nie miał sobie równych na polu bitwy. Jego dwuręczny miecz był zahartowany w dziesiątkach potyczek z góralami. Jednak jego broda stawała się coraz bielsza a ramiona słabsze. Z każdym dniem ciężej oddychał, w końcu przerzucając się z dwuręcznego brzeszczota na jednoręczne ostrze. Z każdym tygodniem prowadził mniej wycieczek.
Z każdym miesiącem górale atakowali coraz śmielej. Z każdym kwartałem Miecz podupadał coraz bardziej. A z każdym rokiem malała szansa na potomka Gerarda Ironcowa.
W takim wypadku posłaniec wysyłany był do Srebrnego Miasta. Na dworze przebywało wielu lordów, chcących posadzić jakiegoś młodego ciotecznego bratanka w strategicznej twierdzy. Król jednak robił co chciał. Ostatnim razem osadził młodego Steamnote'a w Strzale, bliźniaczym zamku Miecza. Młody wojownik nie wytrzymał tam miesiąca.
Wyciągnąłem szyję jeszcze bardziej. Bard uderzył palcami w struny harfy. Nie była do końca nastrojona, jednak tony i tak brzmiały miło dla ucha, słyszącego na co dzień stukot żelaza o drewno.
Wtedy pierwszy raz usłyszałem „Pieśń o sir Godryku i czternastogłowym smoku”.
Mniej więcej przy trzydziestej trzeciej zwrotce cicho ułożyłem głowę na piersi.
- I rycerz miecz uniósł swój...
Ziewnąłem przeciągle i zamknąłem oczy.
- ...by zagrać z bestią w ostatni bój!
Mlasnąłem cicho i zasnąłem.
Kiedy się obudziłem, harfiarz pociągnął ostatni akord pieśni. Słońce stało już w zenicie i tylko kwatermistrz Smith nie spał, będąc pogrążonym w lekturze. Kątem oka zauważyłem, że jest na rozdziale: „Wypruwanie flaków dla zaawansowanych”.
Wzdrygnąłem się.
Bard wstał i ukłonił się. Miał krótkie, czarne włosy i był chudy jak szczapa. Piwne oczy śmiało wyzierały z owalnej twarzy o małym nosie i lekko odstających uszach.
Klasnąłem parę razy. Minstrel popatrzył na mnie z błyskiem w oku.
- Nie spałeś czy się obudziłeś?
Zerknąłem w chmury, szukając odpowiedzi.
Wtedy zaatakowało mnie nagłe ziewnięcie. Zakryłem szybko twarz dłonią.
Grajek zaśmiał się cicho.
- Bez przesady, nie jesteś aż tak brzydki!
Prychnąłem cicho.
- Dobra, spałem, no i co? Wszyscy dookoła śpią.
Zmarszczył czoło.
- Przypuśćmy, że teraz zaatakują nas... hmm...
Wyciągnął z kieszeni mały sześcian. Na każdym boku wyrysowany był inny malunek. Grajek upuścił go lekko na ziemię. Gdy kostka się zatrzymała, pochylił się.
- Właśnie, przypuśćmy, że zaatakują nas piraci z Trickstorm. Co wtedy?
Uniosłem brwi.
- W głębi lądu?
Mistrel wskazał dłonią na rzekę, widoczną za oknem.
- Zimne Pióro wpada do morza. Gdyby pokonali prąd, mogliby dostać się nawet na Szramę. I dalej. Ale teraz, dzięki bogom, atakują tylko deltę Krwistego Nurtu. I to bez powodzenia.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Biedni korsarze.
Bard kiwnął głową.
- Ale wróćmy do tematu. Co by się stało, gdyby piraci zaatakowali Whiteleef? Z zaskoczenia?
Szczypnąłem się w nos i odpowiedziałem:
- Pewnie wszyscy schowalibyśmy się za palisadą... i... i... atakowali z łuków!
- Wasza palisada długo nie wytrzyma.
- Oni, kłuci strzałami, też nie.
- Wystarczy odrobina ognia i koniec. Ugotujecie się jak woda w garnku.
Kucharka podniosła nieprzytomnie głowę i mlasnęła parę razy. Zamachnęła się ręką, strąciła parę sztućców ze stołu i znowu zapadła w sen.
Zmarszczyłem czoło.
- Skąd minstrel wie tyle rzeczy o ludziach z Trickstorm?
Kąciki jego warg uniosły się ku górze.
- Widzisz, każdy, nawet grajek, który służy pod panem Ironcowem w Mieczu musi pobierać lekcje. Nigdy nie wiadomo co się stanie.
Zza pasa wyciągnął krótki, zakrzywiony sztylet i wskoczył na stół.
- Szermierka! - krzyknął, wymachując ostrzem.
Wyskoczył w górę i złapał się jednej z belek stropu. Poczołgał się po niej trochę i po chwili wypadł oknem na zewnątrz.
- I uciekanie! - wrzasnął, jeszcze w locie.
Rzuciłem się do okna. Grajek stał tam i otrzepywał się z kurzu.
Otworzyłem usta, ale bard mi przerwał:
- O zmroku. Promienna Brama.
Wskoczył na konia, przywiązanego nieopodal i odjechał w stronę targowiska.
Usiadłem na krześle, lekko zamroczony. Nie wiedziałem, co o tym myśleć.
Kwatermistrz Smith zamknął książkę, westchnął i mruknął:
- No, widzę, że się skończyło. Nareszcie.
Wstał i wyprostował się. Białe kosmyki zatańczyły mu dookoła głowy, kiedy wziął głęboki wdech i ryknął:
- OBIAD!


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 11:03, 18 Mar 2012 
Temat postu:

Na FZ już skomentowałem. Teraz czas na zacne Forum Pisarzy.
Świetny rozdział. Wypruwanie flaków dla zaawansowanych... Nieźle się uśmiałem. Wink Zresztą jak przy każdym Twoim opku.
Czekam na kolejny rozdział stary! :>


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Thomas dnia Nie 11:03, 18 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Nie 13:14, 18 Mar 2012 
Temat postu:

Przeszła mi faza na wypisywanie błędów. Trzeba sie męczyć, a ja lubię jednocześnie grać na gitarze i czytać, wiec mam już zajęte ręce Smile
Co napisać: twój humorek rozwala. Wypruwanie flaków dla zaawansowanych... Też chciałabym przeczytać. No i Ironcow? To już zakraja na kompletny żart... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
kurwy



Dołączył: 18 Lut 2012
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hubinek

PostWysłany: Pon 20:48, 19 Mar 2012 
Temat postu:

Projekt zamknięty. Nie przepraszam i nie błagam o wybaczenie. Możemy się umówić, że Rusty pojechał, uratował świat i poszedł pisać książkę, ale przy IV rozdziale złapał go zawał.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
kurwy



Dołączył: 01 Lut 2012
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:56, 19 Mar 2012 
Temat postu:

A wiecie dlaczego? Bo ubzdurał sobie, że nie potrafi pisać. Niech ktoś go palnie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 20:59, 19 Mar 2012 
Temat postu:

Taa. Przez pół dnia próbowałem Mu wpoić, że genialnie pisze, ale jest tak uparty, że nic do niego nie trafia.
A szkoda. Taki talent się marnuje...
W każdym razie ja tego tematu nie zamknę, ani do porzuconych projektów nie wrzucę. Niech zrobi to ktoś inny jak musi.

Rex, weź się w garść. Proszę Cię...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
kurwy



Dołączył: 01 Lut 2012
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:28, 19 Mar 2012 
Temat postu:

Thomas, ale do niego nie dociera! Nie Ty jeden próbowałeś go uświadomić. Niestabilny emocjonalnie schizofrenik. Piotrze, przeczytaj to wszystko jeszcze raz albo zorganizuj sobie spacer Buddy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas
kurwy



Dołączył: 14 Sty 2012
Posty: 732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:39, 19 Mar 2012 
Temat postu:

Wiem, że nic nie dociera. Cały czas pisze tylko, że go nie przekonałem, albo, że i tak beznadziejnie pisze. Szlag człowieka trafia...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania / Projekty porzucone Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
MSHandwriting Theme Š Matt Sims 2004
phpBB  © 2001, 2004 phpBB Group
Regulamin