Forum dla wszystkich fascynatów pióra
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Rejestracja Zaloguj

Złota Droga [R] [T] [+13]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania / Projekty porzucone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Pią 22:58, 17 Lut 2012 
Temat postu: Złota Droga [R] [T] [+13]

No dobrze. Zupełnie inne opowiadanie, inaczej, myślę, że nudnej napisane. Razz
Pierwszy rozdział mi się najbardziej nie podoba, ale...oceniajcie sami. Wink



1.Sen

Miałam dziwny sen.
Na plaży walczył piękny koń z orłem. Tak na śmierć i życie. Ja byłam w wodzie i rosnącym przerażeniem obserwowałam zażarty bój zwierząt. Nagle spostrzegłam chłopaka stojącego na brzegu. On także oglądał straszną walkę. I coś krzyczał w kierunku zwierząt. Był może o dwa lata ode mnie młodszy, miał czarną czuprynę i ciemnozielone oczy. Spojrzał na mnie, ale zaraz odwrócił wzrok przerażony dziwnym dźwiękiem, dobywającym się z gardła konia. Orzeł pikował, celując w jego oczy. Chłopak krzyknął.
A ja obudziłam się, drżąc ze strachu. Kim był tajemniczy chłopak, który tak bardzo kogoś mi przypominał? Tylko kogo…
Pogrążona w myślach nie zaważyłam, kiedy pani Tachyon weszła do mojego pokoju.
Och, zapomniałam. Należy wam się jakieś wytłumaczenie.
Słyszeliście kiedyś mity o Olimpijskich bogach i boginiach?
Tak więc, oni istnieją. No i często mają dzieci ze śmiertelnikami. Ja jestem takim dzieckiem. Choć, nie, nie do końca. Moimi rodzicami są bogowie. Nie bóg i śmiertelnik. Bogowie. A raczej bóg i bogini. Pewnie zastanawiacie się co w takim razie robię wśród śmiertelników. Żyję. Mój ojciec i matka porzucili mnie, gdy miałam sześć lat. Ale przedtem wymazali wszystkie wiadomości odnośnie tożsamości moich rodziców i Olimpu. Tak więc nie wiem, kim są moi rodzice (Dokładnie oczywiście, bo nie wiem czy to np.: Ares i Afrodyta czy ktoś inny) i gdzie mieszkają. I cóż, jestem pewna, że za bardzo to mnie nie kochają. Zabrali mi mój honor, i nieśmiertelność.
Przez nich zmuszona byłam kraść by mieć co jeść i w co się ubrać.
Na szczęście znalazłam jednak panią Tachyon. Może i jest trochę walnięta, ale na pewno sympatyczna. Ma gdzieś tak 70 lat, plus minus 5 lat. Nie wiem, tak szczerze mówiąc. Ma niewielki domek niedaleko Manhattanu. Jest średniego wzrostu, i ma krótkawe, siwe włosy.
Chodzę do szkoły, oczywiście i mam 14 lat. To już moja siódma szkoła. Ze wszystkich mnie wywalili. Nic dziwnego: jestem dyslektyczką i mam ADHD. Choćbym cały rok przechodziła spokojnie, zawsze coś się musiało stać. Chociażby ostatnim razem. Był normalny dzień w szkole. Ale na parkingu zauważyłam jakiegoś dziwnego faceta.
Miał długi płaszcz i kapelusz z szerokim rondem. Cały czas się na mnie patrzył i łaził za mną. Na śniadaniówce nagle zniknął. I rozpętało się piekło. Ktoś mnie popchnął. Była to najbardziej wredna dziewczyna w całej szkole, Natalie Hart. Szczerze jej nienawidziłam. Miała okropne, rude włosy i czarne oczy. I zawsze ten ohydny, wredny wyraz twarzy.
- Jak łazisz, Warter? – rzuciła opryskliwie Natalie.
- Spieprzaj, Hart – warknęłam w odpowiedzi.
- Jak do mnie mówisz!? - wydarła się. Jej twarz nabrała koloru dojrzałej wiśni. Popchnęła mnie mocniej. Teraz to ja się wściekłam. Nie będzie mnie byle dziewuszyca poniżać z powodu jej „widzi-mi-się”. Odepchnęłam ją od siebie tak, że wpadła na ścianę i rozciągnęła się na podłodze. Podeszłam do niej i wrzasnęłam:
- Wstawaj, tchórzu!
W tej chwili dopadła do mnie dyrektorka.
- Co się tu dzieje!?
Natalie wstała i wskazała na mnie palcem.
- To ona mi to zrobiła, proszę pani – powiedziała z niewinną minką.
Świetnie, pomyślałam.
- Warter, co to ma znaczyć? – spytała dyrektorka.
- Nic.
- Oświadczam Ci, że w tej chwili zostałaś wyrzucona z mojej szkoły. W takiej szkole jak moja nie toleruje się takich zachowań.
A ja tylko wzruszyłam ramionami. Zawsze mnie wywalali i zawsze miały z tym związek dziwne typy. A pani Tachyon za każdym razem powtarzała:
- Nie martw się, moje dziecko. Znajdziemy inną szkołę.
I został miesiąc. Jeszcze mnie nie wyrzucili. Jeszcze.
Pani Tachyon położyła mi dłoń na ramieniu.
-Czym się martwisz?
Spojrzałam na jej starą, zmartwioną twarz.
- Jak pani myśli, wyrzucą mnie w najbliższym czasie?
Staruszka westchnęła.
-Nie wiem, moje dziecko. Miejmy nadzieję, że uda ci się zaliczyć ten rok. Nie martw się tym. Zawsze znajdzie się szkoła, gdzie nas jeszcze nie znają - uśmiechnęła się pocieszająco. – Co Cię obudziło?
Tym razem to ja westchnęłam.
- Miałam dziwny sen… - zaczęłam nieśmiało.
- Jaki? – spytała cicho.
- Na plaży koń walczył z orłem. I ten orzeł w końcu zaatakował tak, że ten koń nie mógł się obronić. I chyba wydziobał mu oczy – odpowiedziałam równie cicho.
- Chyba? – spytała.
- Tak, bo zanim mu to zrobił, obudziłam się.
Pani Tachyon pogłaskała mnie po głowie.
- Nie rozmyślaj o tym. Śpij już, bo jutro musisz wstać.
I wedle jej życzenia, usnęłam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pandora dnia Sob 17:40, 18 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tośka15
kurwy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:01, 20 Lut 2012 
Temat postu:

Jest kilka błędów, ale nadganiasz ciekawą fabułąSmile
Podoba mi się postać tej dziewczyny i jej ADHD ;D
Fajne, i oczywiście weny życzę Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Wto 21:05, 21 Lut 2012 
Temat postu:

No dobrze. Mam nadzieję, że się zlitujecie, i ktoś skomentuje... Razz

_____________________________________________________________


2. Porwanie.

Następnego dnia, obudziła mnie pani Tachyon słowami:
- Wstawaj, moje dziecko.
I chcąc, nie chcąc, zwlokłam się z łóżka. Gdy ubrałam się, dokładnie się sobie przyjrzałam. Wyglądałam jak zwykle: czarne, lśniące włosy układały się w subtelne spirale, twarz była raczej blada, mocno różowe usta i duże, otoczone wachlarzem czarnych, długich rzęs ciemnoniebieskie oczy. Tak dokładnie moje oczy były barwy ciemnego oceanu. Miałam też czarną otoczkę wokół tęczówki. Cóż, jak na mój gust byłam całkiem ładna. Nie, żebym się przechwalała.
Po śniadaniu poszłam do szkoły. Nie zauważyłam nikogo podejrzanego, jednak pojawiło się kilka nowych osób z wizytą z innej szkoły z głupimi plakietkami w stylu: „CZEŚĆ! NAZYWAM SIĘ…”.Było ich pięcioro. Wszyscy faceci. Co za hipokryzja! Dwóch z czarnymi włosami, jeden blondyn, rudy i brunet. Dziwne było to, że cały czas się na mnie gapili. Jeden z nich, zabójczo przystojny blondyn, usiadł ze mną na historii. I cały czas się na mnie patrzył. Tak jak jego koledzy. Rany, co za psychopaci. Akurat mieliśmy mitologię i bogów greckich. Uśmiechnęłam się rozbawiona.
- Co cię w tym bawi? – spytał natarczywie chłopak.
Spojrzałam na niego nieprzychylnie.
- Nie twoja sprawa – odparłam chłodno.
Jego to jednak nie zraziło i dalej się we mnie wpatrywał. Do tego stopnia mnie to irytowało, że spytałam :
- Czemu się tak na mnie gapisz?
Bynajmniej nie zawstydziło go to.
- Po to mam oczy. Żeby patrzeć – odparł. Przyznaję, zabrzmiało to co najmniej dziwnie.
- Czemu na mnie? – powtórzyłam pytanie.
- A dlaczego nie? – odpowiedział pytaniem.
Zignorowałam go. Coraz bardziej nieswojo zaczynałam się czuć. Nie złościł już mnie. Teraz obawiałam się go. Kim może być? Czego ode mnie chce? Gdyby nic nie chciał, a raczej nie chcieli, to by się tak nie gapili, nie?
Siedziałam jak na szpilkach, aż do dzwonka. A on nadal się we mnie wpatrywał.
Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę, chłopak westchnął, przeciągnął się i spojrzał na zegarek.
- Poświęcisz mi chwilę, Ismiro? – spytał.
Ja, zdziwiona odparłam:
- No dobrze – nawet jeśli nie chciałabym z nim iść, a nie chciałam nie wypadało mu powiedzieć, że nie pójdę z nim, bo boję się, że może być potworem.
Poprowadził mnie do drzwi wejściowych. Zatrzymałam się.
- Hej, hej. Gdzie ty mnie prowadzisz? – spytałam. On odparł tylko:
- No chodź.
Wyprowadził mnie za teren szkoły. Zaczynałam się bać. W tym momencie za rogu ulicy wypadli jego koledzy i złapali mnie. Wciągnęli do samochodu, który tam stał i ruszyli z piskiem opon. Nie wiem, jak długo jechaliśmy. W końcu usnęłam. Gdy obudziłam się, byłam już w Las Vegas. Nie wiem, jak oni mogli tak szybko tam dojechać. Chłopak, który ze mną siedział powiedział:
- Jesteśmy prawie na miejscu – uśmiechnął się zadowolony. Cóż ja odczuwałam wręcz przeciwne uczucia niż on.
Teraz miałam całkowitą pewność, że nie powinnam była z nim iść.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Wto 23:37, 21 Lut 2012 
Temat postu:

Wow...
To jest NAPRAWDĘ Percowa atmosfera...
Oddałaś ją kapitalnie. No i Twój styl jest świetny. Już lubię to opowiadanie. Wiesz, jestem fanką Percy'ego. Błędów nie ogarniam. Więc wytykać ich nie będę, wybacz. No i bohaterka wydaje się być sympatyczna ^^…
A jedno mnie powaliło: to, że koło Ismiry usiadł zabójczo przystojny blondyn i patrzył na nią. Zdziwiło mnie tylko to, że dziewczynie się to nie podobało... Ja tak mam na każdej geografii i odwzajemniam. Very Happy
Jednym słowem: czekam na kolejną część! :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tośka15
kurwy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:47, 22 Lut 2012 
Temat postu:

Świetne, podoba mi się Smile
Nie mam już nic więcej do powiedzenia,
bo byłoby to, to samo co ostatnio:P
razem z Yap czekam na kolejną częśćVery Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Sob 19:59, 25 Lut 2012 
Temat postu:

No, to lecimy dalej. Przedstawiam kolejny rozdział. Co się podoba? Co przeszkadza? Piszcie w komentarzach, proszę! Smile
_____________________________________________________________


3. Początek początku.

Zaparkował pod wielkim, jasno oświetlonym budynkiem. Odszyfrowanie napisu sprawiło mi niejaką trudność. Na ogromnym szyldzie napisane było:

KASYNO LOTOS

Gdy zobaczyłam wnętrze, całkowicie mnie zatkało. Były tu wszystkie rozrywki o jakich człowiek może zamarzyć. A nawet takie o jakich człowiek nigdy nie pomyślał. I to mnie zaniepokoiło. Były to tak nowoczesne maszyny jakich z pewnością nie widział świat. Więc, co one tu robiły? Przez chwilę pomyślałam, że może są w to zamieszani bogowie? Ale czemu mieliby się mną przejmować? Nie stanowię najmniejszego zagrożenia. Więc jeśli nie oni to… raczej nie ich przyjaciele. A to znaczy, że nie są także moimi przyjaciółmi.
- Idziemy – powiedział blondyn, wyraźnie rozbawiony moją reakcją. Zezłościłam się jak diabli. Jednak wzięłam głęboki wdech, i uspokoiłam się. No bo, jak niby miałam uporać się z pięcioma dobrze zbudowanymi chłopakami, którzy z wyglądu wyglądali na kilka lat starszych ode mnie? Prowadzili mnie przez całe to kasyno pozdrawiając ochroniarzy i kelnerki. Wkońcu doszliśmy do jakiś dużych, drewnianych drzwi, przy których stało dwóch facetów. Jeden z nich, szatyn, spojrzał na mnie i powiedział:
- Dobra robota.
Na to blondyn uśmiechnął się.
- Nawet nie wiesz jakie to było proste.
Szatyn zaśmiał się, a drugi ochroniarz powiedział z uśmiechem:
- Właźcie.
Weszliśmy do sporego pomieszczenia, które niewątpliwie było gabinetem. Przy biurku siedział stary mężczyzna, który uśmiechnął się do mnie.
- Świetnie się spisaliście chłopcy. Teraz możecie już iść.
Moi porywacze wyszli, a ja zostałam z tym nieszkodliwie wyglądającym staruchem.
- Usiądź, moja córko – powiedział spokojnie.
Mocno zirytowana zmrużyłam oczy. Jak ten stary dziadek śmiał nazywać mnie córką!? Gdyby tylko wiedział kim są moi rodzice... Raptownie moje poirytowanie zniknęło. Z westchnieniem usiadłam w miękkim fotelu. Gdybym ja sama wiedziała kim są moi rodzice… Starzec spojrzał na mnie uważnie.
- Pewnie nie wiesz kim jestem, co? – spytał rozbawiony.
- Pewnie nie – odparłam krótko.
Starzec roześmiał się serdecznie.
- Wiem kim jesteś ty, mała herosko. Widzę jednak, że powinienem się przedstawić.
Wstał i wyciągnął do mnie dłoń.
- Nazywam się Lesmoros. Jestem przywódcą Lotofagów.
Również wstałam i podałam mu dłoń. Może uznacie to za głupie, ale jego imię skojarzyło mi się z morsem. Choć na morsa nie wyglądał. Lesmoros patrzył na mnie wyczekująco.
- Och – zająknęłam się. Co mam mu kurcze powiedzieć? Przecież nie mogę mu powiedzieć swojego prawdziwego imienia. – Jestem Katy.
- Ładne imię. – uśmiechnął się.
- Tak, tak, dzięki, ale przejdźmy do sedna sprawy, ok?
Zbiłam go z tropu.
- Sedna sprawy? Obawiam się, że nie rozumiem.
Przewróciłam oczami.
- Proszę cię, Lesmorosie, nie odciągaj tego dłużej. Chcę wiedzieć w końcu, o co tu chodzi.
Starzec uśmiechnął się. Nareszcie załapał.
- Och, no tak. Teraz rozumiem. Nie bój się nic ci się nie stanie. Poniekąd powiedziałem chłopcom, że dobrze się spisali jednak… jakby to powiedzieć… Przyprowadzili mi niewłaściwą osobę.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Widząc moją reakcję dodał szybko:
- Szukaliśmy dziewczyny imieniem Ismira. No a ty jesteś do niej łudząco podobna. Może ją znasz?
Zmarszczyłam brwi udając zaskoczenie.
- Nie, nie znam takiej dziewczyny. Ale co od niej chcecie? – spytałam. Wyszło mi spokojnie, ale w środku byłam po prostu przerażona.
- Podejrzewamy, że może posiadać ważne informacje na temat kwiatu lotosu.
Zdziwiłam się szczerze.
- Tylko to? Nie jest wam winna kupy kasy, czy co? Tylko kwiat lotosu?
Stary mężczyzna zmarszczył niezadowolony brwi.
- My, Lotofagowie żywimy się wyłącznie kwiatami lotosu. Teraz coś złego dzieje się z naszymi uprawami. A Ismira jest zielarką, jednak zazdrośnie strzeże swych sekretów, i aby nam pomogła trzeba ją do tego zmusić. Kwiaty lotosu są dla nas bardzo ważne.
O bogowie! Ale mi użyło! A już myślałam, że wśród Lotofagów jestem poszukiwanym przestępcą! Nic jednak nie dałam po sobie poznać. Miałam jeszcze jedną bardzo ważną kwestię do omówienia.
- A co teraz ze mną? – spytałam. Nie udało mi się ukryć zaniepokojenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Catalunya
kurwy



Dołączył: 31 Sty 2012
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:04, 25 Lut 2012 
Temat postu:

O jaa, fabuła zapowiada się ciekawie. *3*
Widzę dalszy zarys opowiadania i jestem piekielnie ciekawa, jak to wszystko rozegrasz.
I dziękuję Ci, że nie ma wielu błędów, bo byłabym zmuszona je wypisywać, a tak to... Mwah. Wypisałabym, ale z natury jestem leniwym człowiekiem, więc... Very Happy
*całuje stópki i rączki, i policzki, i kolanka, i nosek, i czółko, i bogowie wiedzą co jeszcze*
Tylko czemu, na majtasy Dionizosa, tak krótko? Uduszę Cię.
Czekam na więcej! 8D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bartolomeo
kurwy



Dołączył: 24 Lut 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3

PostWysłany: Nie 12:55, 26 Lut 2012 
Temat postu:

Mnie również się podoba. Klimat Percy'ego, więc super. Ciekawi mnie to opowiadanie i czekam na kolejną część. xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tośka15
kurwy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:59, 26 Lut 2012 
Temat postu:

Bardzo fajne, tylko szkoda, że tak krótko...
Napisz coś szybko czekam:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Śro 17:57, 29 Lut 2012 
Temat postu:

PJ, PJ, PJ!
Jest świetnie! Kasyno Lotos, łał! A Ismira jest bardzo błyskotliwa. Podoba mi się. Rzadko zdarza się mi czytać tak dobre fan ficki. A ten jest świetny. Like it ^^
Nie mam weny na komentarz... Ehh
Całuski od
Yap


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Sob 19:54, 03 Mar 2012 
Temat postu:

Narzekaliście, że krótko...to macie. ^^
Podoba się? Nie podoba?
Jakie błędy tym razem? Very Happy
Piszcie!

_____________________________________________________________


3.Koniec i początek nowości.



- Nie martw się córko. Nic ci nie zrobimy. Możesz odejść jeśli chcesz, albo zostać z nami.
Nie musiałam się długo zastanawiać.
- Chciałabym odejść. Jednakże dziękuję ci, Lesmorosie za propozycję.
- To twój wybór – uśmiechnął się.
Po chwili wypaliłam bez zastanowienia:
- Sądzę jednak, że mam prawo cię o coś prosić.
- Jak najbardziej – odparł spokojnie starzec.
- Chciałabym cię prosić, mój przyjacielu, byś zapewnił mi jak najszybszy transport do Nowego Jorku. Są tam osoby, które będą się niepokoić – westchnęłam. Specjalnie powiedziałam „mój przyjacielu”. Teraz nie miał jak się wywinąć. Nagle ktoś zapukał szybko do drzwi i wszedł. Był to chłopak koło osiemnastki, szatyn. Mój rozmówca westchnął, poirytowany.
- Czy nie mówiłem, że mamy gościa i macie mi nie przeszkadzać?
Chłopak kiwnął szybko głową.
- Mówił pan, jednak to dotyczy naszego gościa.
Przestraszyłam się. Co znowu się stało?
- Johan narąbał się, poszedł do szkoły i narozrabiał. Potem powiedział, że jest kolegą Katy.
- Co takiego!? – wykrzyknęłam. Tak mnie to zbulwersowało, że wstałam i podeszłam do chłopaka. On cofnął się, przestraszony. Poniekąd ja miałam czternaście lat, ale chyba usłyszał jak Lesmoros nazywa mnie „heroską”. - Co dalej!?
- Obawiam się, że wywalili cię ze szkoły, Katy – powiedział ostrożnie, jakby bał się, że mu zaraz przyłożę. Nie powiem, miałam na to ochotę.
- Katy? – zapytał Lesmoros. Odwróciłam się. – Przykro mi, że tak się stało. Przysięgam, że zostanie ukarany. Tymczasem, powiedz mi chcesz odpocząć i lecieć jutro czy dziś, zaraz?
Nie chciałam wyjść na chama, odpowiedziałam jednak:
- Wolałabym dziś. Nie chcę cię urazić, jednak chciałabym jak najszybciej wrócić do domu.
Lesmoros kiwnął głową.
- Rozumiem cię, moja droga. Martinie idź, zadzwoń na lotnisko i kup bilet do Nowego Jorku.
Gdy chłopak wyszedł, starzec powiedział:
- Jak rozumiem, nie masz pieniędzy na taksówkę?
- Nie – przyznałam.
Lesmoros wyjął z kieszeni sto dolarów i wręczył mi.
- Idź, moja droga i wracaj szczęśliwie do domu.
Podziękowałam mu i wyszłam z gabinetu. Za drzwiami stał ten blondyn.
- Chodź. Zawiozę cię na lotnisko – mruknął.
- Nie wiem czy mogę ci ufać, bo ostatnio wywiozłeś mnie aż tutaj. A miałam tylko z tobą pogadać.
Chłopak zaśmiał się.
- Bez obaw. Nigdzie cię nie wywiozę.

Gdy wyszliśmy, było ciemno. Wsiedliśmy do pięknego Mustanga.
- Świetny samochód.
Chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Uwielbiam tą bestię - powiedział.
- Ja wolę Ferrari, ale Mustang jest ok. – Oparłam się wygodnie na siedzeniu.
Chłopak popatrzył na mnie zagadkowym wzrokiem. Uśmiechnął się szelmowsko.
- Jak sądzę, lubisz grać staruchom na nosie?
- Nie mylisz się – uśmiechnęłam się zupełnie jak on.
- A co powiesz, abym to ja cię zawiózł na Manhattan? – spytał.
- To zależy jak szybko tam dojedziesz.
Chłopak poruszył jedną brwią.
- Cztery godziny.
- Jeśli się spóźnisz zabieram to cacko.
Roześmiał się.
- Nie ma problemu.
Wyjęłam komórkę z kieszeni.
- Włączam stoper.
Chłopak zapalił samochód. Silnik Mustanga mruczał jak dziki kot.
- Trzy, dwa, jeden, START!
Blondyn ruszył tak ostro, że aż mnie wbiło w fotel.
Nadal patrząc na drogę, oderwał jedną dłoń od kierownicy i położył rękę za moim zagłówkiem.
- Nadal uważasz że się nie wyrobię?
- Jeszcze się okaże – odparłam
- Za mało mnie znasz.
- Masz rację. Nawet nie wiem jak się nazywasz.
Blondyn spojrzał mi głęboko w oczy. Patrzył tak długo, że się zarumieniłam. Uśmiechnął się do mnie.
- Mam na imię Cedric.
- Nie jesteś ani półbogiem ani śmiertelnikiem. Więc kim jesteś? – Zapytałam, wciąż jeszcze oszołomiona.
Zerknął na mnie.
- Jestem nieśmiertelny. Nie jestem bogiem, ale Zeus mnie polubił i dał mi nieśmiertelność – powiedział.
Wkurzyłam się tak, że miałam ochotę rzucić się na chłopaka. Ale co by mi to dało? Przecież jest nieśmiertelny. Mi, córce bogini i boga zabierać nieśmiertelność i wyrzucać z Olimpu, a jakiemuś gnojkowi fundować nieskończone życie!? Za to, że Zeus go polubił!? To przechodzi ludzkie (i boskie) pojęcie!
- Wszystko w porządku? – zapytał z troską chłopak.
- Taaak – mruknęłam.
- Dlaczego jesteś zła?
- Mam na pieńku z Zeusem – burknęłam.
Zaległa długa cisza.
- Jesteś Lotofagiem? – zapytałam, żeby nie myśleć o Zeusie.
Cedric prychnął.
- Nie. Po prostu wisiałem im przysługę.
Po chwili zapytał:
- To powiesz jak naprawdę się nazywasz?
Zatkało mnie.
- Katy Wagner.
- Błagam cię. Mnie tak łatwo nie nabierzesz. Jestem twoim przyjacielem, możesz mi ufać. Nie zdradzę cię.
Westchnęłam.
- Jak ci powiem, to ty na pewno powiesz na Olimpie i wtedy dopiero będę miała przechlapane.
- Nie powiem. Co, zamordowałaś kogoś ostatnio? – podjudził.
Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nazywam się Ismira Warter.
Cedric aż otworzył usta ze zdziwienia.
- Córka bogini i boga, która została wyrzucona z Olimpu. - szepnął
- We własnej osobie. – powiedziałam gorzko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tośka15
kurwy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:20, 03 Mar 2012 
Temat postu:

Fajne, ale błędów mi się nie chciało wyłapywać Wink
Ciekawe co dalej napiszesz?
Czekam z niecierpliwością Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice Hayles
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 22:52, 04 Mar 2012 
Temat postu:

Pisz, pisz, pisz! Pokochałam to opowiadanie!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Nie 15:25, 11 Mar 2012 
Temat postu:

Kolejny... czytać i komentować! Very Happy
_____________________________________________________________

4. Spotkanie po latach.


Chłopak sapnął.
- Teraz rozumiem twoją reakcję na to, że jestem nieśmiertelny – powiedział.
Nachmurzyłam się.
- Wkońcu to nie TWOJA wina. – Nagle to, co widziałam pochłonęła ciemność, jakbym oślepła. Trwało to ułamek sekundy. Zobaczyłam jak w nasz samochód uderza piorun. Znów odzyskałam wzrok i gwałtownym ruchem szarpnęłam kierownicę w lewo.
- Co ty…!? – Wykrzyknął Cedric. Najwyraźniej chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążył, bo po prawej stronie zaledwie dwa metry od nas w drogę uderzyła sruga oślepiającego światła. Niebo, dotychczas ciemno zachmurzone zmieniło barwę na szarość. Cóż, Pan Elektryk musiał się zdziwić. Nie on jeden.
- Jak…!? Jak ty to…!? – Cedricowi brakowało słów, by opisać to, co czuł.
- Nie wiem – skłamałam.
Miałam wizję przyszłości! Rewelacja! Teraz będę wiedziała kiedy moja boska rodzinka będzie chciała mnie załatwić! Zachichotałam z uciechy.
Cedric nadal był w szoku. Staliśmy na poboczu. Wzięłam do ręki stoper i cmoknęłam.
- Pośpiesz się albo twoje autko zmieni właściciela – powiedziałam. Oprzytomniał i ruszył ostro z łobuzerskim uśmiechem.
- Nigdy, ślicznotko – wymruczał. Zaczerwieniłam się i zasłoniłam twarz lokami. Nie jestem pewna, ale chyba się cicho zaśmiał. Rozmyślając o ostatnich wydarzeniach, a także o urodzie mojego kierowcy, usnęłam. Śnił mi się znowu ten zielonooki chłopak z plaży. Spał, podobnie jak ja, na łóżku w zagraconym pokoju. Byłam pewna, że to Manhattan.
Ze snu wyrwał mnie głos Cedrica.
- Hej, obudź się Ismiro. Jesteśmy na miejscu.
Otworzyłam oczy. Piękna twarz chłopaka, znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej. Zaróżowiłam się lekko i wyprostowałam. Wrócił na swoje miejsce. Wyjrzałam przez okno.
Staliśmy przed pięknym domem na Manhattanie.
- To moje lokum. Chodź, moja służba wykombinuje ci jakieś ubranie i wykąpiesz się.
Westchnęłam.
- Woda. Ja chcę się umyć – jęknęłam. Cedric zaśmiał się.
- W takim razie panie przodem – powiedział i pomógł mi wysiąść.
Gdy wchodziłam po schodkach byłam oczarowana. Nawet nie próbowałam sobie wyobrazić jak będzie w środku.
Wszystkie ściany w hallu były obłożone drogocennymi arrasami, a na podłodze leżał dywan miękki jak mech. Przy wejściu zdjęłam moje zniszczone tenisówki i weszłam na dywan. Niesamowite przeżycie. Żyrandole były ogromne i kryształowe, a sufit dość wysoko. Na nim namalowane były wspaniałe freski. Czułam tu coś dziwnego, jakby…Był tu bóg. Spięłam się, gotowa do walki. Nie miałam co prawda żadnej broni, ale zanim mnie ukatrupią, chyba Cedric mi pomoże, nie? Z drzwi na końcu korytarza wyszedł wysoki mężczyzna, który wyglądał… bosko. Tak najkrócej można by to określić. Miał jasne włosy i był w naturalny sposób przystojny. Mogłam założyć się o sto dolarów, które dostałam od Lesmorosa, że to Apollo. Mógł mieć siedemnaście, może osiemnaście lat.
I znów miałam wizję. Widziałam reakcję Apollina na moje imię. Czułam, że raczej nie powinnam się przedstawiać prawdziwym imieniem, bo zobaczę naprawdę wściekłego boga w akcji. Czemu miałby się wściekać nie widziałam. Zobaczyłam natomiast jak wyglądam. Niby normalnie, tyle, że moje oczy były zamglone i patrzyły na coś czego nie mógł nikt inny, no coś co działo się daleko. Jednak Apollo nie wiedział co się dzieje. I moja wizja się skończyła. Znowu stałam obok Cedrica, a Apollo patrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. Próbował znaleźć odpowiedź na nurtujące go pytanie. Co przed chwilą zrobiłam? Ode mnie się tego nie dowie, o nie.
- Dzień dobry – zwróciłam się do niego udając śmiertelniczkę.
- Hejka. Jak się nazywasz? – spytał niby to obojętnie.
- Katy Wagner. A ty? – powiedziałam. Cedric chciał już zaprotestować, ale szybko ścisnęłam mu dłoń. Apollo spojrzał na to z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Jestem Chryzostom. Wygląda na to, że wam przeszkodziłem – powiedział bóg. Nawet nie zorientował się, że go okłamałam. Zachciało mi się śmiać. Chryzostom? To po grecku Złotousty. I czy to nie jest mania wyższości?
- Nie, skąd nie przeszkadzasz. Katy, idź do tamtego pokoju, dobrze? Będą tam na ciebie czekać – powiedział Cedric.
Skinęłam głową. Zanim odeszłam, rzuciłam mu znaczące spojrzenie przez ramię. Następne pomieszczenie również było bogato zdobione i stały w nim pięknie rzeźbione meble. Stała tam szczupła brunetka. Uśmiechnęła się do mnie.
- Proszę za mną – powiedziała i ruszyła do następnych pokoi. W końcu doprowadziła mnie do łazienki. Weszłam do środka. Było tam jacuzzi, zwykła wanna, prysznic i to co powinno być w łazience. Na szafce leżała pidżama i codzienne ubranie oraz szlafrok. Postanowiłam, że najpierw się wykąpię, a potem wejdę do jacuzzi. Mówię wam, świetna zabawa! Po jakiejś godzinie dopiero wyszłam i ubrałam się w zwykłe dżinsy i T-shirt. Musiałam nieźle się naszukać suszarki (Tam było naprawdę dużo szafek!). Gdy ją wreszcie znalazłam, wysuszyłam i ułożyłam sobie włosy. Odświeżona wyszłam z łazienki. Ta sama dziewczyna zaprowadziła mnie do jadalni, gdzie siedzieli już Apollo i Cedric. Czy dla Apollina Olimp nie był dobrym miejscem, żeby najeść się do upadłego ambrozji? No naprawdę. Chcąc nie chcąc usiadłam obok Cedrica. Apollo spojrzał na mnie z zaintrygowaniem.
- Jesteście parą? – zapytał, całkowicie zbijając mnie z tropu.
Wyprostowałam się i zerknęłam na Cedrica. Patrzył wilkiem na Apollina.
- Nie, jesteśmy przyjaciółmi – odparłam sztywno.
- Ach – mruknął Apollo. – Wiesz po tym co zobaczyłem w hallu, pomyślałem że no wiesz…
- Źle pomyślałeś – powiedział Cedric.
Apollo uniósł ręce w poddańczym geście.
- Spoko. Załapałem.
W tej chwili weszły trzy dziewczyny niosąc półmiski pełne jedzenia. Dwa z nich pachniały niesamowicie. Ambrozja. Blondynka postawiła przede mną półmisek z naleśnikami i goframi. Zajadałam z wielkim apetytem, bo poniekąd dawno już się nie posilałam. Po zjedzeniu, usiadłam wygodnie na swoim krześle. Apollo i Cedric nie skończyli jeszcze. Ja w tym czasie zastanawiałam się, jak na bogów, wytłumaczę się pani Tachyon. Apollo musiał zauważyć zmartwienie na mojej twarzy, bo zapytał:
- Wszystko w porządku, Katy?
Ja odrzekłam szczerze:
- Nie do końca.
Spojrzałam na Cedrica całkowicie poważnie. Również zauważył moje zmartwienie.
- Is… to znaczy Katy, co się dzieje? – spytał, pospiesznie się poprawiając. Najwyraźniej miał wielką nadzieję, że Apollo nie wyłapie jego poślizgnięcia. Ja byłam większą realistką.
- Nic takiego, dzięki za wszystko. Muszę już lecieć, jestem spóźniona – powiedziałam szybko, uśmiechając się przepraszająco. Założyłam kurtkę, którą dostałam po wyjściu z łazienki. Nie wiem czy to była aluzja, że brunetka mnie nie lubi, czy po prostu wyczuła, że mi się przyda. W każdym bądź razie wstałam i uścisnęłam Cedricowi dłoń, a ten spojrzał na mnie z żalem. Apollinowi ręki nie podałam, bojąc się, że może mnie szybciej rozpoznać. Skinęłam mu tylko głową i opuściłam jadalnię. Sama trafiłam biegnąc do wyjścia. Założyłam tenisówki i prędko wybiegłam z domu Cedrica. Zanim jednak zamknęły się za mną drzwi, usłyszałam dość głośną „rozmowę” obu nieśmiertelnych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tośka15
kurwy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:32, 11 Mar 2012 
Temat postu:

Hmm... Co tu dużo mówić, bardzo ciekawy post. Very Happy
Błędów nie tak dużo. Smile
Tylko dlaczego znowu przerwałaś w najciekawszym momencie ?! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Sob 21:03, 17 Mar 2012 
Temat postu:

Przyzwyczajenie, Tośka. Very Happy
Kolejny rozdział... miłej lektury. Smile

_____________________________________________________________

5. Ucieczka.

Pokonywałam kolejne przecznice z prędkością, jakiej nigdy bym się po sobie nie spodziewała. Pewnie to adrenalina. A może boskie pochodzenie? Mniejsza z tym. Gdy pędziłam ulicami, ludzie ze strachem uciekali mi z drogi. Tak naprawdę nie wiedziałam co robić. Biegłam do domu. Wiedziałam, że Apollo niedługo domyśli się kim jestem, jaki dar posiadam i powie to jak najprędzej Zeusowi. Wtedy nigdzie już nie będę bezpieczna. Będą mieli coś w rodzaju polowania na dzika kalidońskego. Ciekawe komu dadzą moją skórę. Może Ares mnie zabije i da moją skórę Afrodycie? I tak rozmyślając wpadłam do domu. Pani Tachyon siedziała w małym saloniku i robiła czapkę na drutach. Spojrzała na mnie spod okularów swoimi ciemnymi, zmęczonymi oczyma.
- Dawno cię nie widziałam, moje dziecko. – Nie powiedziała tego z urazą, czy naganą. Ot tak, stwierdziła fakt.
- Wiem, przepraszam, ale to naprawdę była ważna sprawa – powiedziałam.
- Nic się nie stało. Ale czy dobrze się czujesz, moje dziecko? – spytała z troską.
Westchnęłam. Tego pytania nie można było uniknąć.
- Muszę uciekać. Może mnie nie znajdą – powiedziałam szybko.
Pani Tachyon zmartwiła się.
- Przed kim, moje dziecko?
- Przed kimś silniejszym od policji. Kimś silniejszym od ludzi.
Zrezygnowana kiwnęła głową.
- Bogowie. Zaleźli cię. Jak?
Opisałam jej w skrócie całą historię.
- Musisz uciekać. Natychmiast.
Wybiegła z saloniku.
Zaraz wróciła, trzymając w ręku plecak i jakąś bluzkę, strasznie rozciągniętą i fioletową. Miała ze sobą także stare, znoszone szare dresy i czerwoną bejsbolówkę. Rzuciła mi te łachmany. Śmierdziały starzyzną i wazeliną.
- Zakładaj to. Może zamaskuje na jakiś czas twój zapach. I wygląd. Włosy musisz schować pod czapkę – tłumaczyła, gdy ja zdejmowałam spodnie i szybko zakładałam rozciągnięte drechy.
- Gdzie mam uciekać? – spytałam, ściągając bluzkę.
Pani Tachyon zamyśliła się. Cały czas stała do mnie tyłem i wyglądała czujnie przez okno.
- Na zachód. Nie wiem jak daleko uciekniesz, ale może jakiś bóg ci pomoże. Musisz ich odciągnąć jak najdalej od Olimpu.
- Gdzie jest Olimp? I co to za „oni”? – zapytałam.
- Olimp jest na 600 piętrze Empire State Building. Ścigać cię będą oczywiście bogowie olimpijscy.
Stęknęłam. Jak niby mam uciec przed bandą rozwydrzonych, nieśmiertelnych, utalentowanych magicznie osiłków? Pani Tachyon przytuliła mnie.
- Jakoś to będzie. Najważniejsze żebyś myślała pozytywnie. A… i lepiej nie myśl o bogach i tym podobnych sprawach. Mogą podsłuchać twoje myśli.
- No świetnie – mruknęłam.
Pani Tachyon wręczyła mi krótki, zakrzywiony nóż myśliwski.
- To jedyna broń jaką mogę ci dać. Jest z niebiańskiego spiżu i nie możesz nic nim zrobić śmiertelnikowi. Działa na potwory i nieśmiertelników. Idź już. Kocham cię moje dziecko, oby ci się udało. Nie wiem kiedy, i czy się zobaczymy, ale wiedz, że masz moje błogosławieństwo.
Uścisnęłam mocno panią Tachyon i wybiegłam zapinając nóż do pasa przypiętego do dresów. Cała nasza rozmowa trwała zaledwie dziesięć minut. Teraz zaczynała się dla mnie wielka ucieczka. A miałam jedynie plecak, nóż i lichą nadzieję na odzyskanie właśnie utraconego spokoju. Mimo konieczności nie uśmiechał mi się powrót do dawnego i niewątpliwie złego życia.





Przez cały dzień to biegłam, to szłam przez Nowy Jork. Wieczorem byłam na obrzeżach miasta, zmęczona i głodna. Weszłam do zatłoczonego sklepu bez kamer i ukradłam dwie butelki wody, dwa chleby i marchewki. Marchewki poprawiają wzrok, a poza tym bardzo je lubię. W mięsnym ukradłam trochę pieczonego czegoś do chleba i ukryłam się w brudnej dzielnicy w zaułku, gdzie była jedna bezdomna. Była ubrana podobnie jak ja i miała około dwadzieścia lat. Podzieliłam się z nią ukradzionym chlebem. Nic więcej nie chciała. Spędziłam tam noc, a żaden olimpijczyk mnie nie znalazł.
Rano, kiedy tylko się rozjaśniło, ruszyłam dalej. Jakimś cudem udało mi się złapać ciężarówkę która jechała do Paterson.
Zaledwie wysiadłam zobaczyłam Apolla chodzącego nieopodal. Spięłam się i ruszyłam ku centrum miasta. Po drugiej stronie ulicy w centrum zobaczyłam rudą dziewczynkę około dwunastoletnią rozglądającą się bacznie. Jakoś wiedziałam, że to jest właśnie Artemida. Była ubrana jak na długą wędrówkę. Przestraszyłam się nie na żarty. Apolla da się spławić, ale nie Artemidę. Na szczęście szła w przeciwnym kierunku niż ja i udało mi się zwiać dwie przecznice dalej. A i tam kręciła się szarooka bogini z ciemnymi włosami. Atena, jak sądzę. Miała na sobie ciemne, materiałowe spodnie, bluzkę i elegancką kurtkę. Odbiłam w przeciwną stronę i ruszyłam nerwowo przed siebie. Muszę się stąd zrywać, pomyślałam. Nagle usłyszałam za sobą ostry, męski głos z drugiego końca ulicy.
- Stój!
Obejrzałam się. Stał tam potężnie zbudowany facet, ostrzyżony na rekruta, kurtce z czarnej skóry, czarnych dżinsach, białym podkoszulku i glanach. Jego oczy zasłaniały ciemne okulary. Na twarzy miał kilka blizn. Może i był przystojny, ale mnie odrzucał. Cóż, to był Ares, bóg wojny. A obok niego stała Artemida. To już po mnie.
Nagle miałam wizję. Zobaczyłam jak Artemida strzela we mnie z łuku. A gdy znów wróciłam do rzeczywistości w ostatniej chwili odsunęłam się i strzała przemknęła obok mnie. Oboje byli szczerze zdziwieni. Szybko wykorzystując sytuację ruszyłam sprintem godnym samego mistrza świata.
Gdy wybiegłam na kolejną ulicę z naprzeciwka gnał na mnie Hermes, ubrany w wygodny stój do biegania. Był przystojny i miał szpakowate włosy koloru ciemny blond oraz niepokojący, łajdacki błysk w oku. Pędziliśmy na siebie, kiedy nagle ja go wyminęłam. Olimpijczyk zaklął głośno, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Oszukałam boga oszukańców. Przebiegłam tak dwie przecznice i miałam wizję, że bogowie zastawili na mnie pułapkę tuż za rogiem. Byłam w środku ulicy. Wspięłam się szybko na dach po schodach pożarowych i dobiegłam po nim do miejsca, gdzie mogłam wszystko obserwować. Była tam piątka bogów, którzy czekali na mnie.
Nagle za mną rozległ się szelest obróciłam się, leżąc. Dwa metry ode mnie stał Cedric. Zmroziło mnie. Tymczasem na dach weszli pozostali. Ostrożnie rozejrzałam po ich obliczach. Cofnęłam się do krawędzi dachu i skoczyłam. Nie do przodu, a na dół. Obróciłam się locie i jakimś cudem wylądowałam nie pozostawiając z siebie krwistej papki. Za mną skoczyli nieśmiertelni. Wpadłam w straszny gniew. Usłyszałam ryk fal i z hydrantu wstrzeliła woda w kierunku bogów. Ale nie mogłam ich trafić. Bronił ich Posejdon. Woda opadła i mój gniew razem z nią. Nagle ze zgrozą zorientowałam się, że wśród Olimpijczyków nie ma Cedrica. Obróciłam się, ale była już za późno. Mały woreczek uderzył we mnie zmieniając się w spiżowe liny. Zostałam związana i zakneblowana. Przez przyjaciela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tośka15
kurwy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:54, 17 Mar 2012 
Temat postu:

Super! Smile Ciekawe Smile
I ucieczka...
Nie wiedziałam, że Olimp jest na 600 piętrze Empire State Building xd
Co do marchewek, zgadzam się z tobą, bo nigdy nie widziałam królika w okularach Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Nie 20:43, 03 Cze 2012 
Temat postu:

Po dość długim czasie, kolejny rozdział.
_____________________________________________________________
6. Wizyta na Olimpie.

Zamknęłam oczy. Mocne liny związały mnie od ramion do samych stóp. W ustach miałam jakiś materiał, który szczelnie mi je zatykał. Ktoś podniósł mnie i usadził przy ścianie budynku. Otworzyłam oczy. Był to Ares, który właśnie się ode mnie odwrócił i podszedł do reszty. Wszyscy gratulowali Cedricowi, choć Artemida z wyraźną niechęcią. A on stał tam wśród nich i śmiał się ciesząc się ze zwycięstwa, nade mną. Apollo zniknął... No tak, słoneczny rydwan. Zamknęłam oczy, bowiem nie chciałam widzieć z bliska słońca. Po chwili poczułam uderzenie gorąca, które stopniowo zanikało, aż zniknęło zupełnie. Ostrożnie otworzyłam oczy, a przede mną stał niewielki, jadowicie żółty bus. Za kierownicą siedział naturalnie Apollo.
Cedric podszedł do mnie, najwyraźniej z zamiarem zaniesienia zdobyczy do samochodu, jednak ja odturlałam się od niego, rzucając wokół wściekłe spojrzenia . Był zdziwiony. Ale ja nie chciałam patrzeć na popaprańca. Ares szybko załapał mnie w pasie i zarzucił na ramię jak worek kartofli. Zaniósł mnie do samochodu, a idący za Aresem Hermes zaśmiał się i powiedział:
- Woli Aresa od ciebie.
Cedric uśmiechnął się kpiarsko, a ja rzuciłam Hermesowi mordercze spojrzenie.
- I jeszcze się ze mną chce spierać, śmiertelniczka – rzucił Hermes.
Tak mnie rozzłościł tą obelgą, że miałam ochotę splunąć na niego. Jednak miałam w ustach jakąś szmatę.
Po chwili zamieszania, wgramoliliśmy się do samochodu. Na dwóch siedzeniach z tyłu siedzieli Zdrajca i Hermes, potem Artemida, Ares i ja, natomiast na siedzeniu pasażera Atena. Apollo prowadził. No i ja oczywiście siedziałam w środku. Mój plecak leżał pod moimi nogami. Zdrajca i Listonosz (Hermes oczywiście) głośno rechotali, bogini łowów wyglądała przez okno, Ares też. Mądralińska oparła się o drzwiczki samochodu i wpatrywała się we mnie. Ja patrzyłam się bezmyślnie w przednią szybę. Sama i bezbronna w otoczeniu nieśmiertelnych.
Jak mogłam dać się tak wrobić!
* * *
Jechaliśmy raptem pół godziny, choć, gwoli ścisłości, to lecieliśmy. Był już wieczór, gdy wylądowaliśmy przed Empire State Building. Ares rozwiązał mnie, a raczej uwolnił moje nogi. Wciąż byłam zakneblowana i miałam związane ręce. Wsiedliśmy po kolei, jak na wycieczce. Ares i Hermes ustawili się po moich bokach, Artemida i Atena za mną, Apollo i Zdrajca z przodu.
- Nawet nie próbuj uciekać – powiedział do mnie Ares. Nie żeby był miły.
Dobrze, że miałam zakneblowane usta, bo nie musiałam odpowiadać. W normalnej sytuacji musiałabym coś rzec, bo lepiej nie zadzierać z bogiem wojny. Zeus mi wystarcza w zupełności. Weszliśmy do hallu, było to nie za duże pomieszczenie. Stał tam jednak wielki trotuar, za którym stał mężczyzna. Uśmiechnął się na nasz widok.
- Gratulacje Cedricu. Pan Zeus jest zadowolony.
Zdrajca tylko uśmiechnął się i weszliśmy do windy. Była na tyle duża, by pomieścić nas wszystkich. Apollo włożył kartę do małej szpary i pojawił się czerwony przycisk z napisem 600. Pojechaliśmy powoli w górę. Czekałam, aż w końcu pomyślałam, że się nie zatrzyma, jednak nareszcie drzwi się otworzyły.
Winda zatrzymała się, a gdy spojrzałam na dół, serce zamarło mi piersi ze strachu. Wąska kładka, która prowadziła na zawieszony w powietrzu szczyt górski, znajdowała się nad Manhattanem. Z duszą na ramieniu ruszyłam naprzód starając się nie patrzeć w dół. Gdy weszłam na bezpieczny grunt zdałam sobie sprawę, że przez całą wędrówkę nie oddychałam. Dopiero teraz odetchnęłam głęboko.
Olimp był ogromny. Jak góra, choć w tym przypadku to bezsensowne porównanie. Na samym szczycie stał wielki pałac bogów, poniżej były domki, ogrody i źródła. Przez środek przechodziła szeroka droga do samego pałacu. Mimo zachodu słońca, było ciepło i wiał delikatny wiaterek. Przeszliśmy kawałek drogi, kiedy nagle się zatrzymaliśmy. Artemida wskazała pierwszy domek nie stojący w rządku tak jak inne.
- Idź tam. Najedz się, umyj się i przebierz. Potem przyjdź do pałacu – rozkazała.
Ares wyjął miecz z pochwy i rozciął linę na moich nadgarstkach. Zaczęłam je energicznie rozcierać. Schował miecz i zerwał z moich policzków i ust grubą taśmę. Jęknęłam. Następnie szybkim ruchem wyjął szkarłatny materiał z ust i rzucił na ziemię. Wszystkie więzy i szmata zniknęła.
Nie mówiąc nic odwróciłam się od nich i odeszłam po dróżce do domku. Kiedy szłam, odruchowo wyjęłam nóż i rozglądałam się bacznie, choć nikogo nie było. Domek był śliczny. Obok niego przepływała wąska rzeczka i mówiąc szczerze, wąska (mam na myśli szerokość jednego metra). Za nim znajdował się niewielki gaj oliwkowy. Wokół było pełno kwiatów i rosło niewiele wyższe ode mnie drzewko, tuż przy rzeczce. Woda w nim była przejrzysta jak kryształ. Weszłam do domku, po krótkim zwiadzie stwierdziłam, iż były tam cztery pomieszczenia. Pierwszy był malutki ganek.
Zdjęłam już poważnie zniszczone tenisówki i weszłam do kuchni która służyła również za salon. Dalej była sypialnia i łazienka. W łazience wykąpałam się i doprowadziłam swoje włosy do porządku. Potem w samej bieliźnie zjadłam obiado-kolację i przebrałam się w białą togę.
Słuchajcie na pewno kojarzycie jakie togi nosili w starożytnej Grecji, nie? Ja też miałam taką, przepasaną w pasie. Oprócz paska, założyłam też pas od pani Tachyon z nożem. Dopiero teraz zauważyłam, że pas, pochwa i głownia jest wysadzana kamieniami szlachetnymi i ozdobiona złotem. Założyłam białe baleriny i wyszłam z domku.
Główną drogą ruszyłam do pałacu, zapadła już noc, ale ku mojej uldze było pełno palących się lamp, które unosiły się w powietrzu. Nagle tuż za mną usłyszałam szelest. Obróciłam się gwałtownie. Stał za mną biały jednorożec o złotych oczach. Zwijał właśnie skrzydła i mrugnął do mnie.
Potrzebujesz szybkiego transportu, pani?
Cóż, „ciutkę” mnie zdziwił.
Hmm…sądzę, że tak – pomyślałam z wahaniem, nie będąc całkiem pewna czy ta metoda zadziała.
Więc wsiadaj.
Rozłożył ponownie skrzydła. Z ociąganiem wsunęłam nóż do pochwy i wgramoliłam się na jego grzbiet. Przez suknię do kostek musiałam siedzieć bokiem. W ostatniej chwili objęłam szyję mojego wierzchowca. Wzbiliśmy się 6-7 metrów nad domki i szybowaliśmy gdzieś na lewo od pałacu. Lecieliśmy w milczeniu, ja podziwiałam uroki Olimpu. Był tam starożytny stadion, obecnie opustoszały, scena na której Muzy przygotowywały się do koncertu, i wiele innych interesujących rzeczy. Było tu pełno półbogów, pomniejszych bożków, nimf i jak mi się zdawało - Erosów. Lecieliśmy szybko i pewnie, a wiatr rozwiewał mi włosy. Poczułam się jak hollywoodzka gwiazdka w czasie kręcenia jakiegoś romansidła. Po chwili ujrzałam miejsce do którego zmierzaliśmy: była tam marmurowa posadzka w kształcie koła otoczona kolumnami, jednak bez dachu. Tam w półkolu stało dwanaście tronów. Na każdym siedział jego właściciel. Cedric wchodził właśnie po schodkach, by dołączyć do Zeusa. Wszyscy obserwowali nasz lot. Siedziałam dumnie wyprostowana trzymając lewą rękę na głowni noża dla odwagi. Wylądowaliśmy tuż przy schodach. Zeskoczyłam zgrabnie z jednorożca.
Dzięki.
Nie ma za co. Będę w górze jakby co.

Wyczułam jego strach o mnie i gładziłam go uspokająco po łbie. Po chwili cofnęłam się, a mój wierzchowiec wystartował.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tośka15
kurwy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:47, 08 Cze 2012 
Temat postu:

Jak zwykle- świetne. *cmoka* xd
I jak zwykle- skończyło się w dość ciekawym momencie.
Czekam na kolejny rozdział, życzę weny. xd
Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fleur-de-lys
kurwy



Dołączył: 16 Cze 2012
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miasto Królów Polski

PostWysłany: Pon 1:55, 18 Cze 2012 
Temat postu:

Sorry, droga autorko, że tutaj, ale już mnie trzepie, jak widzę te komentarze, a że akurat zaczęłam komentować twoje opowiadanie, to padło na tutaj. A przepraszam, bo chcę napisać o czymś, co mnie denerwuje. Drogie autorki powyższych komentarzy, twierdzicie, że Cool(a) naprawdę zrobi użytek z takich opinii?:
Cytat:
Jest kilka błędów, ale nadganiasz ciekawą fabułą

Cytat:
I dziękuję Ci, że nie ma wielu błędów, bo byłabym zmuszona je wypisywać, a tak to... Mwah. Wypisałabym, ale z natury jestem leniwym człowiekiem, więc...

Cytat:
Fajne, ale błędów mi się nie chciało wyłapywać

Cytat:
Błędów nie tak dużo.

Z tego dowiedziała się tylko, że robi błędy, ale nie wie jakie, bo wam nie chce się ich wypisywać. Ona włożyła pracę w tekst, dlaczego wy nie chcecie włożyć odrobiny pracy w komentarz i pokazać jej, co ma poprawić, żeby pisać lepiej? Bo myślę, że publikuje opowiadanie na forum, bo chce być w pisaniu coraz lepsza, a nie stać w miejscu. W końcu to podobno forum literackie, nie? Nie róbcie więc koła wzajemnej adoracji, w dodatku takiego w najgorszym wydaniu.

Przechodząc do opinii "właściwiej", na początku napiszę, że po tytułach nie stawia się kropek.

1

Cytat:
Na plaży walczył piękny koń z orłem. Tak na śmierć i życie. Ja byłam w wodzie i rosnącym przerażeniem obserwowałam zażarty bój zwierząt. Nagle spostrzegłam chłopaka stojącego na brzegu. On także oglądał straszną walkę. I coś krzyczał w kierunku zwierząt. Był może o dwa lata ode mnie młodszy, miał czarną czuprynę i ciemnozielone oczy. Spojrzał na mnie, ale zaraz odwrócił wzrok przerażony dziwnym dźwiękiem, dobywającym się z gardła konia. Orzeł pikował, celując w jego oczy.

Bardzo beznamiętny opis, jak na taki straszny sen.
Cytat:
(Dokładnie oczywiście, bo nie wiem czy to np.: Ares i Afrodyta czy ktoś inny)

Zdania w nawiasach zaczynaj małą literą, bo to wtrącenia do "zdań głównych" ^^ Poza tym w opowiadaniach raczej unika się skrótów.
Cytat:
Ma gdzieś tak 70 lat, plus minus 5 lat.

Cytat:
mam 14 lat

Liczby i cyfry zdecydowanie lepiej wyglądają zapisane słownie. Swoją drogą - na początku jedną cyfrę zapisałaś słownie, więc później postąpiłaś nieco niekonsekwentnie.
Cytat:
Nie będzie mnie byle dziewuszyca poniżać z powodu jej „widzi-mi-się”

Widzimisię.
Cytat:
W tej chwili dopadła do mnie dyrektorka.

Dopadała mnie dyrektorka.
Cytat:
Oświadczam Ci, że w tej chwili zostałaś wyrzucona z mojej szkoły

W dialogach "Ci", "Tobie" itd. pisze się małymi literami.


2

Cytat:
- A dlaczego nie? – odpowiedział pytaniem.

Takich oczywistości pisać nie musisz, w końcu czytelnik głupi nie jest i widzi, że postać odpowiada pytaniem.
Cytat:
W tym momencie za rogu ulicy wypadli jego koledzy

Zza.
Cytat:
W tym momencie za rogu ulicy wypadli jego koledzy i złapali mnie. Wciągnęli do samochodu, który tam stał i ruszyli z piskiem opon. Nie wiem, jak długo jechaliśmy. W końcu usnęłam. Gdy obudziłam się, byłam już w Las Vegas.

Czytając coraz dalej, mam wrażenie, że ta dziewczyna nie ma żadnych uczuć i nie okazuje emocji. Serio, nie miała żadnych myśli, co mogą z nią zrobić obcy? Nie bała się?
Cytat:
Cóż ja odczuwałam wręcz przeciwne uczucia niż on.

Unika się takich słów, bo się gryzą podobieństwem.

3
Cytat:
Były tu wszystkie rozrywki o jakich człowiek może zamarzyć. A nawet takie o jakich człowiek nigdy nie pomyślał. I to mnie zaniepokoiło. Były to tak nowoczesne maszyny jakich z pewnością nie widział świat

Jakiś głębszy opis? W końcu kasyno w Las Vegas - niezwykle barwne miejsce... Tu jest czarno-białe.
Cytat:
- Nazywam się Lesmoros. Jestem przywódcą Lotofagów.
Również wstałam i podałam mu dłoń. Może uznacie to za głupie, ale jego imię skojarzyło mi się z morsem. Choć na morsa nie wyglądał.

Faktycznie - mors jak nic! Very Happy

3. (z kolejnego posta)
Cytat:
- Johan narąbał się, poszedł do szkoły i narozrabiał. Potem powiedział, że jest kolegą Katy.
- Co takiego!? – wykrzyknęłam. Tak mnie to zbulwersowało, że wstałam i podeszłam do chłopaka. On cofnął się, przestraszony. Poniekąd ja miałam czternaście lat, ale chyba usłyszał jak Lesmoros nazywa mnie „heroską”. - Co dalej!?

Nie rozumiem jej zbulwersowania... Co ja piszę! W ogóle nie kumam, o co chodzi z tą sytuacją z jakimś Johanem...
Cytat:
Blondyn spojrzał mi głęboko w oczy. Patrzył tak długo, że się zarumieniłam.

Dziewczyna nie miała przed sobą lustra, żeby wiedzieć, że ma rumieńce.
Cytat:
Mi, córce bogini i boga zabierać nieśmiertelność

Mnie. Bo "mnie" pisze się na początku zdania, w środku zdania zawsze jest "mi", nigdy odwrotnie.
Ta część była najgorsza - praktycznie same dialogi! A opisy? Jakiekolwiek, nie chodzi mi o te kilometrowe, ale jak twój czytelnik ma sobie wyobrazić to, co ty widziałaś, pisząc opowiadanie?

4.
Widzę, że tutaj jest nieco lepiej z opisami.
Cytat:
I znów miałam wizję. Widziałam reakcję Apollina na moje imię. Czułam, że raczej nie powinnam się przedstawiać prawdziwym imieniem, bo zobaczę naprawdę wściekłego boga w akcji.

Mogłaś opisać tę wizję jako wizję, a nie jej streszczenie (w dodatku bardzo skąpe).
Cytat:
Musiałam nieźle się naszukać suszarki (Tam było naprawdę dużo szafek!)

Wcześniej już pisałam o małej literze.

5.
Cytat:
Śmierdziały starzyzną i wazeliną

Chyba chodziło ci o naftalinę. Poza tym wazelina nie ma zapachu.

Jeśli chodzi o całość - z tego, co zrozumiałam, w fabule wzorujesz się na jakiejś książce? Nie wiem więc, jaka jej część jest twoim wymysłem, a co za tym idzie - ciężko mi to ocenić. Za samą mitologią grecką szczególnie nie przepadam.
Opisy są szczątkowe - nad tym powinnaś popracować, tak samo zresztą, jak i nad kreacją bohaterów, którzy nie wyrażają praktycznie żadnych uczuć (szczególnie zraziło mnie to we fragmencie, kiedy dziewczyna wraca do domu i powadzi obłą konwersację z opiekunką).
Błędnie zapisujesz dialogi (wygoogluj - "interpunkcja w dialogach"). A skoro już jestem przy dialogach, to miałam wrażenie, że co chwilę powtarzasz "powiedziałam", "spytałam", więc warto zastanowić się, jak urozmaicić tę część "didaskaliową" Wink Poza tym była masa błędów interpunkcyjnych. Nie wypisywałam ich, bo zapisałabym drugie tyle w komentarzu. Aczkolwiek, jeśli chcesz, odezwij się na PW, to ci je wypiszę.
Reasumując - warsztatowo bardzo słabo, jeszcze sporo pracy cię czeka. Ale młoda jesteś, więc wszystko przed tobą Wink


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez fleur-de-lys dnia Pon 2:05, 18 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania / Projekty porzucone Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
MSHandwriting Theme Š Matt Sims 2004
phpBB  © 2001, 2004 phpBB Group
Regulamin