Forum dla wszystkich fascynatów pióra
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Rejestracja Zaloguj

Thomas vs. Tomasz_Budzik Pojedynek I

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Konkursy i pojedynki / Pojedynki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Pią 17:45, 16 Mar 2012 
Temat postu: Thomas vs. Tomasz_Budzik Pojedynek I

Z racji, że temat pojedynku był za długi, by go zmieścić, wpisałam "Pojedynek I"
Tyle na temat spraw organizacyjnych Wink .
Oto kryteria pojedynku:
Fandom- twórczość własna
Temat- przygody średniowiecznego maga we współczesnym świecie.
Długość- 3 strony TNR12
Co ma się pojawić- narracja trzecioosobowa, problem z powrotem do średniowiecza

Jeden z uczestników nadesłał dłuższe opowiadanie, ale myślę, że tym razem mu wybaczymy Wink . Wszak liczy się treść.

Każdy użytkownik forum ma prawo do 23 marca oceniać oba opowiadania według tych kryteriów:
- Zgodność z tematem [1-5 pkt]
- Styl [1-5 pkt]
- Pomysłowość, oryginalność [1-5 pkt]
- Poprawność tekstu (błędy wszelkiego rodzaju) [1-5 pkt]
- Ogólne wrażenie [1-5 pkt]
- Punkty dodatkowe [1-5 pkt]

Przyznajemy od 1-5 pkt za każde kryterium oceniania.
Nawet jeśli ktoś się połapie czyje opowiadanie kto napisał, proszę o nie zdradzanie tej tajemnicy ani tutaj, ani na cboxie.

Nie przedłużając:
Praca nr 1

"Bolesław Twardy"

Bolesław obudził się na zielonej ławce. Nie wiedział gdzie jest, ale wiedział w jakich czasach się pojawił. Nasz Bohater był 47 zastępcą Marszałka Wolnych Magów. Mieliśmy rok 1312, a Bolesław został wygnany za „Obrażenie Wielkiego Maga”. Jego kara była czymś dziwnym, bo Polscy magowie z XIV wieku wysłali go do roku 2012. Nie wiedział czego się spodziewać, świat mógł przecież się już skończyć.
Na szczęście dla niego, nie stracił swoich umiejętności magicznych. Zapytał jednego przechodnie:
-Przepraszam, Co to za miasto?

-Dziękuje.
-Czekaj, czekaj! Ty jesteś magiem? - zadał pytanie przypadkowy przechodnia
-Tak! Zostałem przeniesiony w czasie z roku 1312! Pan też nim jest?
-Jestem Marcin, tak, jestem magiem. Opowiedz mi o sobie.
-To długa historia. Odkryłem przekręt, który chciał zrobić Wielki Mag. Chciałem pokazać to całemu magicznemu światu i niestety nie wyszło. Za karę zostałem wysłany właśnie tu, to tego miasta. - odpowiedział Bolesław. - Chciałbym tam wrócić.
Człowiek, którego poznał nasz bohater, zaprowadził go do jakiegoś dziwnego domu. Mieszkały w nim 4 osoby: Marcin, Jagoda, Sebastian i Daniel. Okazało się, że to 21 Baza Magów w Warszawie. W stolicy Polski było aż 50 takich baz, w mało mniejszym Krakowie jest 35, a w Gdańsku piętnaście. W takich małych miastach jak Morąg, czy Bukowina Tatrzańska mieszka mało magów i tylko jedna taka baza tam się znajduję.
-Muszę wysłać informację do Urzędu Magii, że nowa osoba do nas dołączy - powiedziała Jagoda[przewodnicząca 21 Bazy Magów].
-Masz jakieś CV, czy coś takiego? - zapytał Daniel.
-Co to CV? – spytał zdziwiony Bolesław.
-Nie wiesz co to CV? Co ty jesteś jakiś z przeszłości? Może powiesz jeszcze, że nie wie wiesz co to Alpha 12? - zadał pytanie śmiejący się Daniel.
Daniel naprawdę, nigdy nie rozstaje się z laptopem i bardzo często zmienia różdżki, Jagoda jest bardzo zła, że ciągle musi zmieniać dokumentację.
-No i właśnie chcę wam o tym powiedzieć. Bolek naprawdę pochodzi z XIV wieku. Został wygnany przez Wielkiego Maga z jego czasów Bronimira XXX….. - zaczął mówić Marcin
-Co!? Trzeba coś z tym zrobić. Na rzeź z nim! - krzyknął wściekły Daniel.
-Nie, Daniel. Jak tylko opowie nam swoją historię to zadecyduję co z nim zrobić. - powiedziała opanowana jak zawsze Jagoda.
Tak Bolek opowiedział drużynie swoja historię, postanowili mu pomóc. Na początek jednak musiał przejść test, czy naprawdę jest magiem. Jagoda zdecydowała, że nasz bohater musi mieć nowa różdżkę, bo jego stara, z drewna nie jest taka dobra jak różdżki w XXI wieku. Zadecydowano, że kupią mu Alphe 04.
Test rozpoczął się. Cała dwudziestka jedynka go testuje. Na początek zadanie Jagody:
-Jeżeli chcesz zdać moje zadanie, to musisz mnie rozbroić - zadecydowała liderka grupy.
-Ok, mogę to zrobić. Oczywiście jeżeli zaklęcia się nie zmieniły przez te wieków - powiedział Bolesław.
Wtedy wypowiedział słowa zaklęcia „THOMAS!” i różdżka wypadła z rąk Jagody, a sama wywróciła się.
-Brawo, zaliczyłeś mój test. Kto następny? - zapytała zdyszana Jagoda.
-Jako twój zastępca, moja droga koleżanko, ja jako drugi chcę przetestować naszego nowego towarzysza - powiedział zdecydowany Marcin.
-Dobrze, więc co mam zrobić? - zapytał testowany przez członków dwudziestki jedynki Bolek.
-Pójdźmy do lasu, a tam wyczarujesz ognisko.
Cała grupa do magicznego lasu, który znajduję się 3 km od stadionu Polonii Warszawa. Bolesław bardzo się cieszył bo dają mu jak na razie bardzo proste zadania. Wiedział, że musi wykonać pozytywnie przynajmniej trzy z czterech. Jeżeli dwa dobrze zrobi, a dwa pozostałe źle to zostanie skazany na najstraszniejszą magiczna karę, rzeź. Jagoda nigdy jej nie wykonała, ale jeżeli Bolek polegnie, będzie musiała to zrobić.
Wszyscy w końcu dotarli do lasu, gdzie Bolesław powinien wykonać swoje drugie zadanie.
-Dobrze. Zaczynaj swoje zadanie! - słowa te wypowiedziała Jagoda.
Bolesław wypowiedział słowa „THESAVPI!” i z jego różdżki wyszły czerwone iskry. Zadanie udało się, co ucieszyło Marcina.
-Brawo Bolek! Moje zadanie Jagodo zostało perfekcyjnie wykonane - powiedział zadowolony Marcin.
-Tak, mogę to przyznać. Teraz zadanie wybierze Sebastian.
-Ja chciałbym zobaczyć jak Bolek lewituje nad wodospadem – powiedział popularny Seth.
-Dobrze, więc wybieramy się na magiczny wodospad przy Centrum Nauki Kopernik - powiedziała Jagoda
-Chciałbym ogłosić małe zebranie – powiedział Marcin - niestety Bolek, nie bierze w nim udziału.
Zaczęło się zebranie.
-Ludzie, to jest szaleństwo, nikt z nas tego nie wykona! – powiedział mag, który poprosił o to zebranie.
-Dobrze, ale trzeba dać mu coś trudnego. Może będzie umiał to wykonać - zaprotestował Sebastian.
-Jagoda! Zrób coś! - krzyknął Marcin.
-Niestety Bolesław musi to zrobić. Jeżeli odmówi, to rzeź zostanie wykonana wcześniej. Marcin zrozum, że jeżeli nie uda mu się to zadanie, to Daniel ma jeszcze swoje do dyspozycji - wytłumaczyła Jagoda.
Cały zespół przemieścił się na sama górę magicznego wodospadu.
-Dobrze, Bolesławie. Pokaż, ze potrafisz lewitować! Musisz to robić przez 5 minut! - rozkazała lider grupy.
Nasz bohater skoczył w przepaść i od razu krzyknął słowa zaklęcia „NIKE!”
Czas leciał, na stoperze Sebastiana wybiły już cztery minuty, aż wreszcie stała się tragedia. Bolesław, który walczył, aby nadal lewitować został spłoszony przez jakiegoś ptaka. Spadł, ale Jagoda dobrym momencie użyła zaklęcia „YAP!”. Dzięki niemu Bolek spadł tylko na materac. Po chwili na dole pojawili się magowie z dwudziestki jedynki.
-Niestety Bolesławie, nie wykonałeś zadania! - powiedział Sebastian.
-Tak to prawda, Danielu, ostatnie słowo należy do ciebie - powiedziała Jagoda
-Bardzo mi zaimponował ten nasz nowy. Nie musi wykonać zadania, zostaje zwolniony z mojej próby .
-A więc! Bolesław Jan, nazywany przez nas Twardym, zostaje przyjęty do 21 bazy Magów w Warszawie!.... - zaczęła Jagoda
-Dziękuje bardzo! - odpowiedział Bolesław Twardy[bo takie mu dali nazwisko magowie z dwudziestki jedynki].
Wszyscy wrócili do domu magów. Kto by się spodziewał, ze nasz bohater tak się zaaklimatyzuje w nowych czasach. Wygląda na dziewiętnastolatka, a ma ponad osiemset. Ostatnio drużynie przydarzyła się bardzo dziwna historia:
-Mamy wezwanie! - krzyknęła Jagoda.
Jagoda jest nie tylko liderką, ale jest tez najstarsza, jest rówieśniczka Bolka, ale urodziła się dwa miesiące przed nim. Marcin, ma osiemnaście, Sebastian i Daniel szesnaście.
Cała dwudziestka jedynka pokazała się już tam gdzie mieli wykonać zadanie, a tu się okazało, że Wielki Mag Tomasz I zaprosił wszystkie warszawskie domy magów na kawę. Wszyscy się śmieli, chodź Daniel uważał, że to nie poważne, że tak najwyższy, że wszystkich magów człowiek się zachował.
-Witajcie magowie! Z Gracjanem I! - krzyknął Tomasz I.
-Z Gracjanem I - krzyknęli wszyscy magowie.
Gracjan pierwszy był pierwszym Wielkim Magiem…., ale ja wam już o nim opowiadać nie będę. To była dziwna historia Bolesława Twardego-maga naszych czasów!

Praca nr 2

"Kamień Czasu"

W pobliżu londyńskiego parku Battersea utworzył się niemały korek. Samochody hamowały gwałtownie, żeby nie wjechać w jadących przed nimi. Niektórzy kierowcy zjeżdżali na pobocze, inni wciskali klaksony. Jednym słowem zapanował chaos, którego sprawcą był chudy mężczyzna w czarnej szacie i tego samego koloru, krótkich włosach.
Stał na środku ulicy i wymachiwał rękami jakby odganiał natrętne owady. W jego oczach malowało się coś na kształt strachu mieszanego z zaskoczeniem. Wyglądał na trzydzieści lat. Może niedużo więcej i wyglądał jakby dopiero co, wstał z łóżka. Czarne włosy sterczały na wszystkie strony, a kilkudniowy zarost dopełniał jego niechlujny wygląd. W ręce trzymał coś co wyglądało jak wielka, zużyta szczoteczka do zębów, ale przy bliższych oględzinach okazywało się, że to biały kij grubości markera z brązowymi włoskami na jednym z końców.
- Stać! – darł się na cały głos. – Zabierzcie te błyszczące machiny oblężnicze!
Ludzie powychodzili z samochodów. Niektórzy wygrażali mężczyźnie pięściami, a inni, bardziej wyrozumiali, albo bardziej zdziwieni, patrzyli tylko na niego dziwnie i kręcili z niedowierzaniem głowami.
- Zjeżdżaj! – Łysy mężczyzna w skórzanej kurtce wymachiwał zaciśniętymi w pięści dłońmi. – Skąd się urwałeś?
- Precz! – odpowiadał mu tylko człowiek, który był przyczyną całego zamieszania. – Precz!
Wreszcie kierowcom znudziło się obserwowanie nadpobudliwego mężczyzny i wsiedli z powrotem do samochodów. Co poniektórzy starali się wyminąć bruneta, ale łysy mężczyzna wsiadł na swój motor i ruszył prosto na nieszczęsnego człowieka. Ten jednak machnął swoim patykiem w stronę pojazdu i jego kierowcy. Z brązowych włosków wystrzeliły cienkie snopki zielono-żółtego światła i trafiły w łysego mężczyznę. W jednej chwili jego oczy zaszły mgłą, a ciało zsunęło się z pojazdu. W następnym momencie mężczyzna odzyskał świadomość chwilę przed uderzeniem w twardy asfalt. Zdążył jeszcze krzyknąć: „Co do cholery?”, po czym jego głowa z cichym stuknięciem uderzyła w ziemię, pozbawiając tym samym przytomności.
Ludzie, którzy widzieli całe zajście zaczęli rozbiegać się w popłochu krzycząc coś o magii i zabójczych światłach. Ci, którzy nie zwrócili uwagi na wypadek poszli za przykładem uciekających.
- Wariat! – wrzeszczeli, a mężczyzna, który wywołał całe zajście stał z ogłupiałą miną i patrzył się na uciekających mieszkańców Londynu.

*
Jack grał na playstation w swoim pokoju, kiedy do jego uszu dotarł dźwięk klaksonu. Zignorował go i grał dalej. W końcu często słyszał tego typu odgłosy. Mieszkał przy Battersea Park Road, która była jedną z większych ulic w okolicy. Jednak, kiedy rozległo się jeszcze kilka tego typu dźwięków, przerwał grę i podszedł do okna, z którego miał widok na ulicę.
Podczas swojego życia widział już wiele dziwnych rzeczy i sytuacji, ale z czymś takim się jeszcze nigdy nie spotkał. Na środku ulicy stał mężczyzna w czarnej szacie i wymachiwał rękami. Wyglądał na tak zaskoczonego swoją obecnością w tamtym miejscu, jak kierowcy trąbiących pojazdów.
Jack przez chwilę zastanawiał się, czy lepiej oglądać „przedstawienie” z wysokości pierwszego piętra, czy też zejść na dół i być w centrum wydarzeń. Po krótkim rozpatrzeniu „za” i „przeciw” pobiegł do korytarza i wybiegł z mieszkania. W połowie schodów musiał się wrócić, ponieważ przypomniał sobie, że wypadałoby założyć buty.
Wrócił więc do domu i pospiesznie założył swoje nowe, białe adidasy. Wybiegł z mieszkania po raz drugi, ciesząc się w duchu, że jego mamy nie ma w domu, ponieważ za trzaskanie drzwiami dostałby niezłą burę.
Jednak, kiedy wybiegł na ulicę nie zobaczył już korku samochodów, ani wrzeszczących ludzi. Zamiast tego jego oczom ukazał się chudy, wysoki mężczyzna o kruczoczarnych, krótkich włosach i kilkudniowym zaroście. Zdawało się jednak, że nie widzi chłopaka.
Jack podszedł do niego od tyłu. Do jego uszu dotarły pomrukiwania:
- Hmm… Dziwne. Naprawdę dziwne.
- Przepraszam – zagadnął chłopak. – Co pana tak zadziwia?
Mężczyzna odwrócił się gwałtowanie, najwyraźniej zaskoczony, że ktoś do niego podszedł.
- Coś ty za jeden? – spytał podejrzliwie. Miał żywe, zielone oczy i zmierzwione włosy.
- Jestem Jack – odparł. – A pan?
Mężczyzna powędrował wzrokiem w kierunku butów chłopaka. Widocznie bardzo mu się spodobały, bo jego oczy rozszerzyły się wyraźnie.
- Dziwne – wysyczał.
Jack spojrzał na niego z nieskrywaną urazą. Według niego buty były w porządku. Kupił je kilka dni temu, wydając niemało pieniędzy i nie życzył sobie słuchać, że są „dziwne”.
- Ej! – Chłopak zrobił urażoną minę. – Są całkiem fajne.
- Fajne? – zdziwił się mężczyzna.
- Tak, fajne.
Jack zaczął zastanawiać się, czy ten człowiek nie jest przypadkiem chory.
- Co to znaczy fajne? – spytał tymczasem mężczyzna, badając ostrożnie ścianę budynku.
Chłopak wzniósł oczy ku niebu. Tak, ten człowiek na pewno jest chory.
- Tam, skąd pochodzę nie ma takiego słowa – ciągnął. – Ani takich dziwnych machin oblężniczych. To pewnie ten kamień… Wszystko przez… - Urwał, bo obok przejechał autobus. – Co to za wielka machina?! – wykrzyknął zdumiony i ruszył pędem za czerwonym pojazdem wymachując przy tym rękami i swoją wielką szczoteczką do zębów.
- Tego mężczyznę trzeba zaprowadzić do lekarza – mruknął i ruszył biegiem za wrzeszczącym człowiekiem.

Jack nie podejrzewał, że mężczyzna może być w tak świetnej kondycji. Gonił niestrudzenie autobus do dzielnicy Nine Elms, gdzie następnie go zgubił, kiedy potknął się o poły swojej szaty i runął na chodnik rozcinając wargę. Chłopak miał równie dobrą kondycję, dlatego nie zostawał daleko w tyle. Sam nie wiedział, dlaczego biegnie za tym dziwnym mężczyzną. Jakaś niewidoczna siła przyciągała go do nieznajomego.
Mijani przez nich przechodnie zatrzymywali się, żeby popatrzeć na tę nietypową scenę. Rzadko zdarza się, żeby czternastoletni chłopak ganiał ulicami Londynu mężczyznę w długiej, zwiewnej, czarnej szacie.
- Ja masz na imię? – Jack starał się przekrzyczeć uliczny gwar.
Musiał chwile poczekać na odpowiedź i już zaczynał podejrzewać, że ten świr zapomniał swojego imienia.
- Eshad! – odkrzyknął mężczyzna nawet się nie odwracając. Widocznie bieganie ulicami Londynu i zwracanie na siebie uwagi większości przechodniów sprawiało mu przyjemność.
Wreszcie zatrzymał się w okolicy New Covent Garden Flower Market i zaczął oglądać sklepowe wystawy. Wyglądał na udręczonego.
Jack podbiegł do niego i przyjrzał mu się uważnie.
- Co jest z panem? – spytał. – Dziwnie się pan zachowuje.
Mężczyzna spojrzał na niego spod przymrużonych powiek.
- Przepraszam cię chłopcze – powiedział cicho. – To przez szok. Ogłupiałem, kiedy nagle rzuciło mnie do tej krainy.
Jack spojrzał na niego, jak na wariata. Prawdę mówiąc, to co miał sobie pomyśleć?
- Jakiej krainy? – spytał powoli. – To Londyn.
Mężczyzna stał na krawężniku i patrzył w niebo. Co chwilę marszczył brwi i mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
- Moja magia nie działa w tej dziwnej krainie – wycharczał i opadł kolanami na chodnik. – Albo działa nie w pełnej okazałości.
Jack zrobił tak głupią minę, że mężczyzna musiał się roześmiać.
- Nigdy nie słyszałeś o magii chłoptasiu? – spytał z uśmiechem na ustach. – To szlachetna dziedzina nauki, która…
- Wiem co to jest magia! – przerwał mu ostro Jack. – Tyle, że… - Urwał. – Nie wiem jak ci to powiedzieć… Ona nie istnieje!
Mężczyzna posłał mu przeciągłe spojrzenie i pobłażliwie pokiwał głową.
- Udowodnić ci? – spytał.
- Próbuj.
W ręce mężczyzny pojawiła się biała różdżka. Jack podejrzewał, że po prostu tak szybko wyjął ją z kieszeni, ale miał duże wątpliwości. Brązowe włoski na końcu patyka zadrżały i zaczęły świecić zielono-żółtym światłem. Chłopak miał co raz większe wątpliwości, co do prawdziwości swojej tezy na temat magii.
W następnej chwili z włosków wystrzeliły cienkie snopki jasnego światła.
- Co to… - zdążył krzyknąć Jack, po czym padł na chodnik.

Zamrugał oczami. Nad sobą widział niebieskie niebo i białe chmury przesuwające się wolno po niebie. Leżał na czymś miękkim i pachnącym. Trawa? Spróbował spojrzeć na ziemię pod nim, ale wywołało to nieznośny ból głowy.
- Gdzie… - wykrztusił.
- Zaniosłem cię do tego lasu – wyjaśnił czarnowłosy mężczyzna, który nagle pojawił się w zasięgu jego wzroku. Jack zaczął sobie wszystko przypominać. Korek na Battersea Park Road, dziwny mężczyzna, bieganie po dzielnicach Londynu i magia. Tak, to na pewno była magia.
- Zaraz – jęknął. – Do jakiego lasu? Z tego, co mi wiadomo, to w centrum Londynu nie ma żadnych lasów.
- W takim razie nie wiem, co to jest. – Mężczyzna podrapał się po głowie. Jack natomiast usiadł podpierając się rękami.
- To jest Kenninghton Park! – zawołał ze śmiechem. – Nie las!
Bywał często w tym miejscu. Poznał ten park ze względu na charakterystyczny rząd kortów i boisko do piłki nożnej. Chociaż częściej bywał w parku Battersea. W końcu miał do niego nie więcej jak pięćdziesiąt metrów.
- Czemu zaniosłeś mnie do parku? – spytał. – I dlaczego siedzimy w krzakach?
- Długo by mówić – odparł mężczyzna. – Pamiętasz jak prosiłeś, żebym ci zademonstrował magię? No, więc użyłem uderzenia ogłuszającego. Byłem pewny, że nie zadziała. Tylko na chwilę cię ogłuszy, ale ku mojemu zaskoczeniu zadziałało i to z pełną mocą. Nie wiem co tu się dzieje.
- Ale dlaczego mnie tu zaniosłeś? – dopytywał się Jack.
- Kiedy zemdlałeś – kontynuował mężczyzna. – Ludzie zaczęli krzyczeć w niebogłosy. Ja stałem nad tobą i nie wiedziałem co mam zrobić. Po chwili przyjechał dziwny pojazd, z którego wysiadło trzech mężczyzn w ciemnych strojach. W rękach trzymali jakąś dziwną broń. Od razu wiedziałem, że mają złe zamiary, więc użyłem na nich tego samego uderzenia ogłuszającego, co na tobie. Oni padli na ziemię, a ja miałem sposobność do ucieczki. Nie mogłem cię zostawić samego na pastwę tych okropnych ludzi, więc zabrałem cię tutaj. Myślałem jednak, że w tutejszych lasach jest trochę mniej ludzi…
- Chwila! – wykrztusił Jack. – Zaczynam ci wierzyć. Ty jesteś z przeszłości! Tak? Mam rację? Ale..
- Z tego, co wiem – zaczął czarnowłosy. – To jest przyszłość… Dla mnie rzecz jasna, a dla ciebie teraźniejszość.
Jack milczał przez chwilę, po czym wstał.
- Nie możemy o tym rozmawiać tutaj, jeśli to naprawdę jest tak ważne. Każdy mógłby nas podsłuchać.
- Gdzie więc pójdziemy? – Mężczyzna rozłożył bezradnie ręce. – W taj krainie nie ma spokojnych miejsc.
- Do mojego domu – odrzekł chłopak.

*
W parku Kensington panował chaos. Ludzie uciekali we wszystkie strony. Ci, którzy w to letnie popołudnie przyszli tam z dziećmi, rozpaczliwie próbowali je zabrać z tego miejsca. Starsze osoby robiły, co w swojej mocy, żeby uciec od terroru, który rozgrywał się w okolicach Serpentine Gallery.
Czarnowłosy chłopak w szarym płaszczu nagle pojawił się w jeziorku Round. Mokre włosy przyklejały mu się do policzków, a czarne oczy łypały groźnie na wszystkich wokół. Dziewczyny, które go widziały mogłyby go uznać za przystojnego, gdyby nie były zajęte ucieczką przed jego zabójczymi sztyletami.
Szedł wolnym krokiem przez park raniąc lubi zabijając każdego, kto stanął mu na drodze. W końcu trawa była czerwona od krwi, a bezwładne ciała leżały wśród drzew i krzaków. Straszniejszym widokiem były jednak czarne, zimne oczy chłopaka. Nie widać w nich było cienia litości, choćby iskierki.
Kroczył prosto przed siebie, nie zważając na przeszkody w postaci drzew. Po prostu przez nie przenikał. Przypominał trochę czołg, który miażdży i niszczy wszystko na swojej drodze. Kiedy u jego stóp przewróciło się kilkuletnie dziecko, zabił je bez mrugnięcia okiem, a następnie zdeptał bezwładne małe ciałko.
Jeden z mężczyzn widząc to ruszył na zabójcę z gołymi pięściami, a w jego oczach pojawiły się łzy. Prawdopodobnie był to ojciec dziecka, ale nie sposób było to stwierdzić w panującym chaosie.
Chłopak obrzucił go wzgardliwym spojrzeniem i nagle niewiadomo skąd w piersi biegnącego mężczyzny pojawił się nóż przebijając serce. Człowiek poczuł, że zalewa go krew i padł na kolana z cichym jękiem. A potem była już tylko ciemność.
W parku rozbrzmiały syreny radiowozów. Uzbrojeni policjanci wyskoczyli z pojazdów i ruszyli na młodocianego mordercę. Huki wystrzałów rozbrzmiewały wszędzie, a świszczące kule mijały chłopaka, który pierwszy raz tego dnia zmienił kierunek chodu. Zmierzał teraz prosto na policjantów, którzy jak głupi na oślep wystrzeliwali jedną kulę za drugą.
Wreszcie jeden z pocisków trafił chłopaka w korpus, ale ku zdziwieniu policjantów nie padł on na ziemię, lecz szedł dalej. Zaczęli więc strzelać w niego z co raz większą zawziętością. Kulę co chwilę trafiały chłopaka w klatkę piersiową lub głowę, ale on nic sobie z tego nie robił.
Kiedy podszedł na niebezpiecznie bliską odległość policjanci uciekli do radiowozów i już mieli odjechać, kiedy chłopak zręcznie wskoczył na maskę jednego z nich i mocnym kopniakiem rozbił przednią szybę.
Siedzący w środku mężczyźni zaczęli ostrzeliwać stojącą na masce postać, ale bezskutecznie. Chłopak skwitował ich próby pobłażliwym, lecz przerażającym uśmiechem. W następnej chwili dwa sztylety już pruły powietrze, żeby zaraz trafić w odsłonięte klatki piersiowe bezradnych policjantów. Ostatnią rzeczą, którą dane było im ujrzeć był złowrogi wyraz twarzy młodego zabójcy.

*
Dźwięk dzwonka poniósł się po mieszkaniu Jacka. Lecz potem jeszcze kilka, o ile nie kilkanaście razy. To mężczyzna o imieniu Eshad podziwiał niezwykłe dzieło człowieczych rąk, jakim jest dzwonek do drzwi.
Jack natomiast wznosił oczy ku niebu.
Drzwi gwałtownie się otworzyły i stanęła w nich kobieta w różowym szlafroku i tego samego koloru kapciach. Pod pachą trzymała gazetę, a wyraz jej twarzy zdradzał nie tyle złość, co zawstydzenie.
- Kto to? – wypaliła.
- Mamo – zaczął Jack. – To jest mój nauczyciel.
Właścicielka puchatego szlafroka przyjrzała się badawczo czarnowłosemu mężczyźnie.
- Czego pan uczy? – spytała podejrzliwie.
- Magii – odparł beztrosko Eshad.
- Chemii – sprostował szybko Jack i posłał magowi karcące spojrzenie. – Pan… Smith tak kocha tę dziedzinę nauki, że aż nazywa ją magią.
Kolejne badawcze spojrzenie przeszyło na wskroś chudego mężczyznę.
- Pan Smith – ciągnął Jack. – Przyszedł dzisiaj do mnie, żeby wytłumaczyć mi ostatnie tematy, ponieważ nie zrozumiałem ich dobrze. My już pójdziemy do pokoju, dobrze?
I ruszył szybkim krokiem stronę drzwi zdobionych licznymi plakatami amerykańskich raperów. Za nim potulnie ruszył Eshad.
- Zgłupiałeś? – syknął Jack, kiedy już zamknęli za sobą drzwi. Powiedział to jednak szeptem, ponieważ gdyby jego mama to usłyszała, byłoby to… dość podejrzane.
- Przepraszam – odparł mężczyzna przyglądając się uważnie telewizorowi. – Zapominam, że tu ludzie nie wiedzą o magii. Bardzo bym chciał wrócić do Esmandarth.
- Gdzie? – spytał Jack.
- Do krainy, z której pochodzę – odparł mag i usiadł na łóżku. – Mogą mieć tam niezłe kłopoty. Tak samo jak teraz Londyn.
- O czym ty mówisz? – Chłopak zmarszczył brwi.
Mag uniósł prawą dłoń na wysokość swojej twarzy, wierzchem do dołu. Za chwilę nad nią pojawił się migoczący obraz. Kiedy Jack lepiej się przyjrzał, ujrzał Kensington Park tonący we krwi. Wszędzie walały się bezwładne ciała, a na masce radiowozu stał czarnowłosy chłopak. W następnym momencie obraz pokazał tylko jego twarz, tak, jak kamery pokazują strzelca bramki podczas meczów piłkarskich.
- To Revherth – sprostował mag. – To jeden z sąsiedniej krainy - Martem. Co jakiś czas organizują drobne ataki na wioski w okolicach granicy. Ale teraz szykuje się coś większego. Tylko dzięki połączonej mocy wszystkich magów Esmandarth chronimy większą część królestwa przed inwazją. To jednak nie potrwa długo. Mają Kamień Czasu.
Jack słuchał w milczeniu, ale po woli wszystko do niego docierało.
- Chcą osłabić naszą barierę ochronną. Wysłali mnie do przyszłości dzięki temu Kamieniowi. Można powiedzieć, że jestem jednym z potężniejszych i ważniejszych magów.
- Jak zamierzasz wrócić do Esmandarth? – spytał Jack.
- Nie przypadkowo trafiłem właśnie do Londynu. Tutaj też jest Kamień Czasu.
Jack podrapał się po głowie.
- Czyli jeśli go znajdziemy – powiedział powoli. – to będziemy mogli wysłać się z powrotem do twojej krainy, tak?
- Właśnie tak. Niestety moja magia nie potrafi go znaleźć. Jest zbyt potężny.
Chłopak nie wierzył w powodzenie tej misji.
- Ale mogę ci pokazać jak on wygląda – powiedział Eshad i ponownie uniósł dłoń na wysokości swojej twarzy wierzchem do dołu. W następnej chwili zamigotał nad nią niewyraźny kształt, który za moment zmienił się w niebieski kamyk wielkości korka od butelki.
Jack aż podskoczył, kiedy go zobaczył.
- To jest ten Kamień? – spytał, a oczy mu błyszczały z podniecenia.
- Widziałeś go? – Mag poderwał się na równe nogi. – Widziałeś?!
- Tak – odparł chłopak wkładając bluzę z kapturem. – Moja dyrektorka nosi go codziennie na szyi. Tyle, że ten jej nie świeci.
- To nieważne! – wykrzyknął. – Chodźmy do niej!
- Myślisz, że tak po prostu nam go da? – spytał Jack z powątpiewaniem. – Będziemy musieli go ukraść.
Wyszli z pokoju i spotkali mamę chłopaka z gazetą pod pachą.
- Dokąd się wybierasz? – spytała.
- Odprowadzam pana Stanley’a – rzucił Jack.
- Chwila! – Jego mama złapała go za ramię. – Mówiłeś, że on nazywa się Smith.
Chłopak spojrzał na Eshada.
- No bo… - Nie zdążył wymyślić sensownego wytłumaczenia, bo mag machnął ręką w kierunku jego mamy.
- Co zrobiłeś?! – wrzasnął Jack patrząc na nieruchomą postać.
- Nie ma powodów do niepokoju – odparł beztrosko Eshad. – Ocknie się za chwilę i nie będzie nic pamiętać.
Jack odetchnął z ulgą.
- To w porządku.
Zbiegli po schodach chodach przeskakując po dwa stopnie, tak, że rude włosy Jacka falowały. Chłopak obawiał się trochę, że mag potknie się o poły szaty, tak jak miało to miejsce tego samego dnia na Nine Elms. Nic takiego się jednak nie stało i wypadli z budynku prosto na czarną, uzbrojoną w dwa sztylety postać.
- Eshad. – Głos był dźwięczny, ale budzący grozę. – I co teraz?
- Biegnij! – wrzasnął mag do Jacka, któremu nie trzeba było nic dwa razy powtarzać. Pognał Battersea Park Rd, w nadziei, że ten przerażający chłopak nie pójdzie w jego ślady. Następnie skręcił w Latchmere i biegł aż do Sabine, w którą skręcił. Przebiegł obok przystanku autobusowego i po raz kolejny skręcił. Tym razem Elsley Rd, gdzie mieszkała dyrektor jego szkoły.
Kiedyś był w jej mieszkaniu i na całe szczęście zapamiętał kod. Otworzył drzwi wejściowe i pobiegł schodami na górę. Szybko odnalazł właściwe drzwi i nacisnął dzwonek modląc się, żeby pani Brown miała na szyi Kamień Czasu.
Na jego nieszczęście otworzył mąż jego dyrektorki. Bardzo miły mężczyzna o tak samo rudych włosach jak Jacka.
- Co ty tu robisz? – spytał. – Wejdź. Zakładam, że do mojej żony.
- Tak, tak – odparł szybko chłopak starając się wyrównać oddech. – Ale ja tylko na chwilę. Mógłby pan poprosić panią Brown do drzwi?
- Oczywiście – odparł mężczyzna, po czym krzyknął w głąb mieszkania: - Anne! To ktoś do ciebie!
Po chwili w drzwiach pojawiła się krępa sylwetka pani Brown, która była przeciwieństwem szczupłego i wysokiego jej męża.
- W czym ci mogą służyć Jack? – spytała ponuro. Chłopak miał ochotę skakać z radości, kiedy rozpoznał niebieski kamyk zawieszony na jej szyi.
Szybkim ruchem złapał za „ozdobę” i mocno pociągnął. Jednak rzemyk trzymający Kamień był mocny, a pani Brown zaparła się nogami o próg domu.
- Co ty wyprawiasz Jack?! – wrzasnęła, a w następnej chwili rzemyk pękł. Przysadzista kobieta runęła do tyłu przygniatając do podłogi swojego męża. Chłopak tymczasem pędził już po schodach. Marzył, żeby być jak najdalej od tego domu. Chciało mu się płakać na myśl, jak wielkie będzie miał problemy w szkole.

Jack wpadł w Battersea Park Rd z taką prędkością, że o mało co nie przewrócił spokojnie spacerującego, starszego małżeństwa. Nie byłby to jego pierwszy raz tego dnia.
Eshad i Revherth ciągle walczyli. Ogniste kule latały po ulicy, a przechodnie uciekali na wszystkie strony. Wysoki mężczyzna wyraźnie słabł, a czarnowłosy chłopak był odwrócony tyłem do Jacka. Rudzielcowi przyszedł do głowy szalony pomysł. Podbiegł do Revertha, który chyba to wyczuł i zwrócił swoje zimne oczy na biegnącego chłopaka.
W następnej chwili Jack zdzielił go po głowie kamieniem. Czarnowłosy chłopak padł na ziemię, ale nie pozostał tam długo. Momentalnie skoczył na równe nogi, ale wtedy dosięgło go uderzenie magii Eshada. Jack nie wiedział na początku czy to cios ogłuszający czy też jakiś inny, ale za chwilę odpowiedź sama się nasunęła.
Revherth znieruchomiał. Wyglądał jakby Eshad go zamroził.
- Dobrze się spisałeś – rzucił mężczyzna do chłopaka. – Masz kamień?
Rudzielec pokazał dumnie niebieski kamień, po czym wręczył go magowi.
Po kilkusekundowych oględzinach Eshad stwierdził, że to jest Kamień Czasu.
- Trzeba go stąd zabrać – powiedział w końcu i ruchem głowy wskazał na zastygniętego Revhertha. Jak najdalej. Musisz wiedzieć, że za pomocą Kamienia Czasu można przenieść w przyszłość lub w przeszłość dowolną osobę, ale tylko jedną.
Jack zamarł.
- To znaczy, że ten potwór tu zostanie?! – krzyknął. – Nie, nie, nie!
- Nie zostanie – przerwał mu ostro Eshad. – To znaczy zostanie, ale tymczasowo. Sytuacja wygląda tak. Wracam do Esmandarth, odnajduję tam Kamień Czasu (rzecz jasna inny, niż ten) i przenoszę go. – Ponowny ruch głowy w stronę Revhertha. – Jeśli wszystko dobrze pójdzie, wróci do Martem za kilka godzin. Do tej pory będziesz w wielkim niebezpieczeństwie. Zamroziłem go, ale jego oczy cały czas widzą. Widzą, że mi pomogłeś. Będzie cię ścigał, dopóki nie zabije lub dopóki go nie ściągnę z powrotem do Martem.
- Czemu nie możesz go teraz zabić? – spytał Jack. – Jest bezbronny!
- Jego da się zabić tylko i wyłącznie magią. A moja jest już prawie wyczerpana. Jedyne, co mogą zrobić to przenieść go na drugi koniec miasta.
Wyjął z połów szaty małą sakiewkę i wysypał jej zawartość na Revhertha. Był to różowy proszek, od którego zachciało się Jackowi kichać.
Zanim jednak zdążył to zrobić czarnowłosy chłopak rozpłynął się w powietrzu.
- Za chwilę ocknie się po drugiej stronie miasta – wyjaśnił Eshad. – Ja tymczasem znikam. Dziękuję ci Jack. Dziękuję ci, że tak się dla mnie poświęciłeś. Nigdy ci tego nie zapomnę. Jeśli kiedyś będziesz potrzebował pomocy… - Wyjął mały, zielony kamyk. – Po prostu ściśnij go mocno i pomyśl o mnie. Powinienem pojawić się w przeciągu kilku minut.
I zniknął. Tak po prostu. Jackowi zrobiło się trochę szkoda. Wiedział, że już nigdy się nie zobaczą. Teraz miał jednak na głowie większe zmartwienia. Musiał zabezpieczyć dom przed tym psychicznym dzieciakiem zwanym Revherth.
Wzdrygnął się na samą myśl o młodocianym mordercy i poczłapał chodami do swojego mieszkania.

*
Trzy godziny później siedział w swoim pokoju. Okna zabarykadował wielkim regałem z książkami i innymi szafkami. Pomyślał, że wreszcie się do czegoś przydadzą. W ręce trzymał karabin na kapiszony. Zdawał sobie sprawę, że jeśli Revherth wejdzie do domu, zabawkowa broń na nic się nie zda, ale czuł się z nią bezpieczniej.
Drzwi również zastawił. Tym razem posłużył się łóżkiem z sypialni rodziców. Wiedział, że nie zdający sobie sprawy z powagi sytuacji rodzice zdenerwują się za to „małe przemeblowanie”, ale musiał coś zrobić.
Siedział teraz oparty o ścianę bezmyślnie gryząc kołnierz koszulki. Denerwował się jak mało kiedy. Psychopatyczny, niebezpieczny chłopak, który tego dnia zabił już ponad trzydziestu ludzi ma ochotę załatwić i jego. Miał szczerą nadzieję, że już nigdy go nie zobaczy.
Spojrzał na zegar.
Dwudziesta.
Eshad zniknął dwie godziny temu, a Revherth już pewnie jest na Landbroke Grove. Za nie więcej jak pół godziny powinien być pod jego domem.
Modlił się w myślach, żeby mag zdążył zabrać młodego mordercę z powrotem do Martem. Przez chwilę zaczął żałować, że pomógł Eshadowi, ale zaraz odrzucił od siebie te myśli. Był z siebie dumny. Był dumny, że rozmawiał z mężczyzną, który żył kilka wieków temu. Właściwie, to sam nie wiedział, czy mag żył, czy nadal żyje… Chociaż, musi żyć, żeby ściągnąć Revhertha.
Od ciągłego stresu zachciało mi się do toalety. Poczłapał leniwie przez korytarz, do drzwi obklejonych naklejkami z cztero-paków jogurtów. Przykleiła je jego młodsza siostra, kiedy miała kilka lat. Dlatego najwyższej przyczepiona naklejka była na wysokości jego kolan. Nie zdjęli ich. Przypominały mu o jego zmarłej dwa lata temu siostrze. Magnesów z drzwi wejściowych też nigdy nie zdjął.
Kiedy już załatwił swoje potrzeby poszedł z powrotem do swojego pokoju z karabinem na kapiszony pod pachą. Drugą rękę włożył do kieszeni.
Pchnął drzwi i jego wzrok od razu przykuł przewrócony regał z książkami oraz otwarte na oścież okno. Wiedział już, co zaraz się stanie.
Odwrócił się w chwili, kiedy spadł na niego czarny cień. Ku jego zaskoczeniu kapiszon odbił się od twarzy napastnika pozostawiając czerwoną szramę.
Padli na podłogę i przez chwilę tarzali się po dywanie, ale tylko przez chwilę. Jego przeciwnik łatwo zyskał przewagę. Wykręcił Jackowi ręce za plecami i przytrzymał je kolanem. Karabin potoczył się w stronę przewróconej szafy.
Chłopak wstrzymał oddech, kiedy zimne ostrze dotknęło jego szyi. To koniec, pomyślał. Napastnik jakby czytając w jego myślach przytaknął:
- Tak, to koniec.
Głos był tak samo dźwięczny i przerażający jak ostatnim razem. Jack był pewny. To musiał być Revherth.
- Zjeżdżaj! – wrzasnął i zaczął wierzgać nogami. Natychmiast poczuł obezwładniający ból obydwu rąk.
Ku jego zaskoczeniu, Revherth wstał i oparł się o ścianę. Jack leżał przez chwilę starając się wyrównać oddech. Następnie spróbował wstać. Nie wiedział po co, ale czuł się mniej bezradny w pozycji stojącej.
Kiedy tylko stanął na równych nogach jakaś wielka siła uderzyła go w klatkę piersiową przewracając na plecy i przygważdżając do podłogi.
Revherth podszedł do niego wolno i szybkim, prawie nie zauważalnym ruchem wyciągnął sztylety.
Jack przełknął ślinę.
Czarnowłosy chłopak nachylił się nad rudzielcem i szepnął mu do ucha:
- Tak się kończy, kiedy się ze mną zadziera.
Zimna broń znowu dotknęła skóry Jacka. Tym razem tuż pod okiem. Chłopak nie mógł się ruszyć. Nie mógł się bronić.
Najpierw poczuł lekkie pieczenie, a potem ból. Krew popłynęła mu z rany na policzku. Chciało mu się płakać, ale nie mógł okazać słabości. Nie teraz.
Revherth odskoczył od niego kocim susem, kiedy Jack splunął mu w twarz. Czarnowłosy chłopak syknął coś niezrozumiałego i podszedł do przewróconego regału z książkami. Rudzielec patrzył jak młodociany morderca bierze do rąk jeden z grubszych tomów i wolnym krokiem do niego podchodzi.
- To jest książka – mruknął. – Żeby coś zrozumieć trzeba umieć czytać…
Oczy Revhertha zapłonęły wściekłością. Uniósł gruby tom i z całej siły cisnął nim w twarz Jacka.
Głowa chłopaka odbiła się kilka razy od podłogi, po czym znieruchomiała. Czuł pulsujący ból w skroniach.
Revherth tymczasem doskoczył do niego i uniósł nad głowę sztylet. Jack zamknął oczy w oczekiwaniu na śmierć.
Zamiast tego rozległ się cichy, metaliczny dźwięk.
Otworzył oczy.
Zamiast młodocianego mordercy Jack zobaczył… psa. Młody bernardyn trzymał w pysku jakiś naszyjnik. Chłopak przypomniał sobie, że już kiedyś widział tę ozdóbkę. Nawet niedawno. To był naszyjnik, który nosił Revherth!
Przeszukał kieszenie. Nigdzie nie było zielonego kamienia, który dostał od Eshada. To znaczy, że… musiał niechcący go użyć. A ten pies – prawdopodobnie magiczny pies – rozprawił się jakoś z Revherthem.
Pies podszedł do zmrożonego ze strachu chłopaka, polizał go po twarzy po czym położył się obok niego.
___________________________
Proszę oceniać sprawiedliwie Smile .
Miłego czytania i oceniania! Ommmm...
Yap98 Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bartolomeo
kurwy



Dołączył: 24 Lut 2012
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3

PostWysłany: Pią 18:52, 16 Mar 2012 
Temat postu:

Dobra, czas na mnie. Postaram się nie być okropny. :>
I zaznaczam, że nie oceniam na podstawie: "No, Ciebie lubię, więc dam Ci więcej punktów."


Praca nr 1

- Zgodność z tematem: 3
Był mag, było średniowiecze, ale zabrakło tu porządnej końcówki. Bolesław nie chciał, ani nawet nie próbował, wrócić do swojego świata, dostał się tylko do 21 Bazy Magów.

- Styl: 3
Nieźle, ale nie doskonale. Większych zastrzeżeń nie mam, niekiedy pojawiały się niedopatrzenia i błędy stylistyczne. Ogólnie jak najbardziej na tak. Wink

- Pomysłowość, oryginalność: 4
Zdecydowanie najlepszy był pomysł z zaklęciami a'la nicki użytkowników. Świetne. ;> Co do bazy magów, to było to takie zwykłe.

- Poprawność tekstu: 2,5
Błędy ortograficzne i językowe. Brak kropek, przecinków, itd.

- Ogólne wrażenie: 3,5
Zwykły, przeciętny tekst. Czytałem lepsze, ale też gorsze. Ale podsumowując, to całkiem przyjemnie się czytało.

- Punkty dodatkowe: 2
Pierwszy punkt za humor w opku, który nadawał przyjemny nastrój. Drugi... ogólnie. Świetny model różdżki, imię "Bolek" też fajne. Smile

Posumowując - 18 punktów.


Praca nr 2

- Zgodność z tematem: 5
Tu było wszystko, co powinno być. Prawidłowo rozwinięty temat, no i chyba o to w tym wszystkim chodzi, co nie? :>

- Styl: 4
Dobrze, choć niekiedy pojawiały się małe niedopatrzenia. Zmieniony szyk zdania, niezrozumiała treść zdania, itd. Ogólnie nie było źle. Lekki, przejrzysty i humorystyczny styl. Wink

- Pomysłowość, oryginalność: 4
Plus za pomysł z Kamieniem Czasu. Nie żadne portale, teleportacje, mikstury... tylko prosty, a zarazem świetny pomysł. No i jeszcze dzikus-morderca... Pięknie. xD

- Poprawność tekstu: 3,5
Tak jak w pracy nr 1. Tyle, że tutaj mniej interpunkcyjnych, a więcej zwykłych literówek i błędów językowych.

- Ogólne wrażenie: 4,5
Jak najbardziej na tak. Początek, rozwinięcie i zakończenie. No, zakończenie było najlepsze. Bardzo mi się podobało. ;P

- Punkty dodatkowe: 2
Pierwszy za doskonałe, wręcz genialne imiona. Drugi za prawdziwość, realistyczność wydarzenia. Londyn dodawał smaku, można było sobie wyobrazić, że uczestniczy się w tym naprawdę. Mamy tu też różne typy ludzkich postaw, np. miłego motocyklistę, czy mamę Jacka. To też działa na wyobraźnię czytelnika, bo rozwijasz wszystkie odpowiednie 'zakamarki'.

Podsumowując - 23 punkty


Liczę na to, że nikogo nie uraziłem. :>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
kurwy



Dołączył: 18 Lut 2012
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hubinek

PostWysłany: Sob 21:42, 17 Mar 2012 
Temat postu:

I
- Zgodność z tematem - 4
No są przygody maga we współczesnym świecie. Nie można zaprzeczyć.

- Styl - 4
Znalazło się parę nie dopatrzeń, ale styl OK.

- Pomysłowość, oryginalność - 2
Całkowity brak zakończenia. Wszystko idzie na HURRA!! byliśmy tu, już jesteśmy tam.

- Poprawność tekstu (błędy wszelkiego rodzaju) - 4
Błędów nie zauważyłem wiele. Stylistyki, interpunkcyjne.

- Ogólne wrażenie - 2
Duży niedosyt. Nie wiadomo, co się w końcu stało. Urwane w połowie na kawce.

- Punkty dodatkowe - 2
Fajne nazwy zaklęć, różdżki. No i Warszawa!

Razem - 20.

II

- Zgodność z tematem - 5
No tu jest naprawdę, wszystko co trzeba.

- Styl - 4
Znikoma ilość błędów.

- Pomysłowość, oryginalność - 5
Pięknie. Pomysłowe, oryginalne, kamieniowe, po prostu - różnorakie.

- Poprawność tekstu (błędy wszelkiego rodzaju) - 5
Nie zauważyłem błędów. Ale może tylko ot tak, przeleciałem, ale nie mam jakichś: "Wziońć".

- Ogólne wrażenie - 5
Wspaniale. Trzyma w napięciu, magiczne i "iskrzące".

- Punkty dodatkowe - 3
Hmm... nie dam maksimum w dodatkowych. Czemu? Może w iskrach zabrakło jednak odrobiny temperatury i gorąca. Ale i tak jest idealnie.

Razem - 27.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
kurwy



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Nibylandii. :3

PostWysłany: Sob 22:30, 17 Mar 2012 
Temat postu:

Praca numer 1.

- Zgodność z tematem - 4
Mniej więcej pasowało mi do tematu. Razz
- Styl - 4
Ogólnie dobrze, ale czegoś mi brakowało.
- Pomysłowość, oryginalność - 3
Opowiadanie niczym mnie nie zaskoczyło. Zajechało mi ostro nowelą, która ma jedno wydarzenie, obłożone jakimiś drobiazgami.
- Poprawność tekstu - 4
Były drobne błędy.
- Ogólne wrażenie - 2
Kiepsko, moim zdaniem. Lubię opowiadania, w których dużo się dzieje.
- Punkty dodatkowe - 1
Jeden punkt za nazwy różdżek.

Uzyskał 18 punktów.

Praca numer 2.

- Zgodność z tematem - 5
Dokładnie trafił w sens tematu, że tak powiem. xd
- Styl - 4
Były pewne błędy, lecz malutko.
- Pomysłowość, oryginalność - 4
Ciekawie napisane, ale bez "tego czegoś".
- Poprawność tekstu - 4
Nie widziałam wiele błędów ortograficznych itp.
- Ogólne wrażenie - 5
Gratuluję autorowi naprawdę fajnego opowiadania. Wink
- Punkty dodatkowe - 3
Za humor, za pomysłowość. Smile

Uzyskał 25 punktów.

Proszę o wybaczenie, jeśli kogoś uraziłam, ale jestem szczera. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nike
kurwy



Dołączył: 19 Sty 2012
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Świętokrzyskie

PostWysłany: Nie 14:24, 18 Mar 2012 
Temat postu:

Praca numer 1.

- Zgodność z tematem - 4.5
Wszystko pasuje.
- Styl - 3
Ogólnie ok, ale jeszcze trochę niedopracowany styl pisarski.
- Pomysłowość, oryginalność - 4
Całkiem całkiem. Modele różdżek i nicki jako zaklęcia są świetne.
- Poprawność tekstu - 2.5
Trochę mało, ale błędy były widoczne... Proszę, "śmieli"? Plus brak niektórych znaków interpunkcyjnych, dziwna wyrwa na początku (pewnie miała być nazwa miasta?), i takie błędy, których ci może nie podkreśli, ale są, są... czyli pisownia rozdzielna.
- Ogólne wrażenie - 3.5
Nie tak źle, pomysły niektóre były bardzo dobre.
- Punkty dodatkowe - 1
Za zaklęcia i połączenie nazw miejsc z magią Smile
Uzyskał 14 pkt.

Praca numer 2.

- Zgodność z tematem - 4
Dobre, ale te kraje są zmyślone (z których pochodzą bohaterowie), więc nie jest to ziemskie średniowiecze.
- Styl - 4.5
Naprawdę dobry styl. Gdzieniegdzie błędy różnego typu, ale nie wszyscy sprawdzają tekst tysiąc razy, prawda?
- Pomysłowość, oryginalność - 5
Te machiny wojenne były świetne Smile
- Poprawność tekstu - 4
Błędy są, więc maksa dać nie mogę, ale praca bardzo pozytywna.
- Ogólne wrażenie - 4.5
Wspaniale piszesz Wink
- Punkty dodatkowe - 3
Za machiny wojenne i zdziwienie na widok tych wszystkich różności... Za humorek... Wink
Uzyskał 25 pkt.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap98
kurwy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane

PostWysłany: Sob 11:01, 24 Mar 2012 
Temat postu:

Tam ta dam! Nadszedł wielki wielki, wielki dzień Smile
Praca nr 1 zebrała w ciągu tygodnia 70 punktów
Praca nr 2 zebrała w ciągu tygodnia 100 punktów
Praca nr 1- Tomasz_Budzik
Praca nr 2- Thomas
Gratulujemy Thomasowi i Budzikowi świetnych prac!
Dziękujemy Wam za oceny Smile !
Zamykam temat.
Y.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.forumpisarzy.fora.pl Strona Główna -> Konkursy i pojedynki / Pojedynki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
MSHandwriting Theme Š Matt Sims 2004
phpBB  © 2001, 2004 phpBB Group
Regulamin